LFC Made In China - komentarz
Praktycznie pewne jest, że Liverpool FC przejdzie w ręce chińskiego rządu. Doceńmy wagę tej sytuacji - to najważniejsza informacja świata sportu (nie tylko piłki nożnej) od kilku lat. A już na pewno najbardziej istotne wydarzenie dotyczące tematyki zagranicznych inwestorów w europejskich klubach i powiązań futbolu z polityką.
Wizja powrotu do czasów wielkości jest trudna do wyobrażenia, nie wiadomo zresztą jakie będzie podejście nowych właścicieli do tak ważnych spraw, jak polityka transferowa. Nietrudno jednak domyślić się, że korzyści płynące z mariażu z chińskim rządem będą gigantyczne.
Budowa nowego stadionu i sprowadzenie potrzebnych zawodników nie powinny być problemem. Największy potencjał tkwi jednak w samych Chinach. Liverpool stanie się de facto łącznikiem pomiędzy tym krajem a resztą świata i będzie rozchwytywany przez sponsorów. We wtorek ESPN spekulowało, że sprawą interesuje się Apple (wszystkim chyba znane) i Walmart (największa sieć supermarketów w USA), które z pomocą Liverpoolu chce filrtować chiński rynek. A takich firm będą dziesiątki, jeśli nie setki.
Ale im większe we mnie przekonanie, że ramię w ramię z Chińczykami Liverpool wreszcie zdobędzie dziewiętnasty tytuł mistrza Anglii, tym większe wątpliwości. Urosły już do rozmiarów słynnego muru.
Sam fakt, że Liverpool będzie tak blisko, najbliżej jak to możliwe związany z komunistycznym rządem Chin przyprawia o dylematy moralne. Kto będzie chciał, ten w kilka minut przekona się, co wyprawiają władze kraju z nieposłusznymi obywatelami.
Obrazując te rozterki - wyobraźmy sobie, że Polska za czasów PRL-u przejmuje Manchester United i roztacza Diabłom wizję wielkości. My jesteśmy w takiej właśnie sytuacji: po latach protestów przeciwko amerykańskim biznesmenom przejmują nas socjaliści. Melodyjnie współgra to ze słowami Billa Shankly'ego, który też był socjalistą (wszak nikt nie jest idealny), ale nie dał na szczęście powodów, by posądzać go o poglądy skrajniejsze, komunistyczne.
Jak cieszyć się z dziewiętnastego mistrzostwa Anglii czy szóstego pucharu Ligi Mistrzów, jak podziwiać nowy, ogromny stadion i kupować świeży komplet koszulek wiedząc, że dzięki temu umacnia się chiński reżim? Każdy sukces Liverpoolu, każdy kolejny sponsor, każdy kolejny funt wydany przez kibica popłynie do komunistów. Choć brzmi to groteskowo, bo nigdy takiej sytuacji w sporcie nie było... to taka jest rzeczywistość.
Pytanie nie brzmi już, czy kibice chcą poświęcić klubowe tradycje i zdobyć mistrzostwo z bandą najemników takich, jak Adebayor czy Mascherano, którzy prędzej czy później udowadniają, że nie są emocjonalnie związani z drużyną. Teraz pytanie brzmi: czy chcemy sukcesów osiągniętych sierpem i młotem?
Komentarze (0)