Kibice 5-tym kołem u wozu
Angielski futbol jest zatruty pro-biznesową ideologią, przez którą kibiców traktuje się jak irytujących konsumentów, a nie prawdziwych współwłaścicieli klubu. Jeśli Martin Broughton i jego poplecznicy w zarządzie wygrają nadchodzącą bitwę w sądzie z obecnymi właścicielami Liverpool Football Club, potwierdzając sprzedaż klubu grupie New England Sports Ventures („NESV”) większość fanów Liverpoolu będzie niewątpliwie zachwycona.
Jednakże złożona oferta pozostawia najważniejsze pytania o przyszłość Liverpoolu bez odpowiedzi, kibice powinni więc pohamować swój entuzjazm i kontynuować poszukiwania długoterminowego rozwiązania opartego na udziale fanów w zarządzaniu klubem.
Angielska Premier League jest doskonałym przykładem na to, jak brytyjskie instytucje zaniedbują swoich dalszych partnerów, a niedawny przypadek Liverpoolu jest tylko ostatnim dowodem na przedkładanie w piłce nożnej pieniędzy nad sport, wspólnotę, czy też tradycję.
Decyzja większości udziałowców, rodziny Moore’ów, o sprzedaży klubu Tomowi Hicksowi i George’owi Gilletowi w 2007 roku była częścią szerszego trendu spieniężania swoich udziałów przez tradycyjnych, z reguły filantropijnych, lokalnych właścicieli na rzecz nowych, często kierowanych żądzą zysku inwestorów.
Podczas sprzedaży Liverpoolu Premier League i Football Association nie podjęły żadnych konkretnych działań przeciwko przejęciu przez nowych właścicieli bądź przeciw ich planom, podobnie jak w 2005 roku, gdy Glazer przejmował Manchester United czy też wielokrotnie później w latach 2006- 2010, kiedy to właściciele Portsmouth FC zmieniali się jak na karuzeli.
Zasady Premier League nie zawierają żadnych postanowień mogących ograniczyć dług, którym jest obciążany klub czy to przy przejęciu czy też później. Pomimo jasnych zaleceń Taylor Report dotyczących opłacalności, piłkarskie władze nie podjęły żadnych działań zmierzających do zabezpieczenia kibiców o chudszych portfelach przed wykluczeniem z oglądania spotkań klubu na żywo poprzez rosnące ceny biletów. Nie ma żadnych przepisów zapewniających obecność przedstawiciela kibiców w zarządzie klubu lub dotyczących posiadania akcji klubu przez fanów ( w Niemczech akcje większości profesjonalnych zespołów muszą należeć do osób prywatnych w co najmniej 51 procentach). Co więcej, nie ma nawet żadnych reguł zapewniających konsultację klubu z fanami (rodzina Glazerów w 2005 roku błyskawicznie usunęła dwa demokratyczne stowarzyszenia kibiców z klubowego „forum fanów”).
Od czasu upadku Portsmouth, przedstawiciele Premier League twierdzą, że zaostrzono przepisy, jednak zmiany są kosmetyczne a organizacja pozostaje „neutralna wobec własności” (postawa, która między wierszami mówi: klub, którego właścicielami są fani nie jest lepszy od klubu, którego właścicielem jest spekulant aktywami) i odmawia podążenia śladem amerykańskich lig, które wprowadziły ograniczenia dotyczące poziomu zadłużenia na zrzeszone kluby.
Jeśli chodzi o Liverpool, najgorszego być może udało się uniknąć, ale leseferyzm piłkarskich władz podsumowany ww. zwrotem „neutralni wobec własności” ciągle stanowi główne zagrożenie. Przyszli potencjalni właściciele Liverpoolu, New England Sports Ventures, nie kupują klubu z miłości do niego, ale po to by przyniósł im zysk. W piłce nożnej osiągnięcie zysku jest wciąż bardzo trudne do zrealizowania, a Liverpool potrzebuje znaczących inwestycji, zarówno w kadrę zespołu po nieefektywnym szale zakupów Rafy Beniteza, jak i poza murawą, gdzie 45- tysięczna pojemność Anfield oznacza dla klubu 2 miliony £ mniej dochodu za każdy mecz, niż inkasują Arsenal czy Manchester United.
Po znalezieniu 300 milionów £ na przejęcie Liverpoolu, skąd mają przyjść dodatkowe inwestycje? Tak jak z Hicksem i Gilettem w 2007 roku, nie ma oczywistej odpowiedzi. Nowi właściciele są majętni, ale nie należą do kategorii oligarchów, stąd odpowiedzią jest zapewne- więcej długów i wyższe ceny biletów. Nie podano żadnych szczegółów skąd NESV wzięło pieniądze na przejęcie, co oznacza, że ani obecny zarząd, ani kibice czy też Football Association, nie mają żadnego pojęcia czy NESV będzie w stanie przeprowadzić wymagane inwestycje. Na obiekcie Boston Red Sox- Fenway Park, władza NESV oznaczała ogromne podwyżki cen oraz zamianę normalnych miejsc na rozrośnięte firmowe obiekty.
W sercu problemu, w centrum angielskiej piłki nożnej, leży ciągle pro biznesowa doktryna „ręce precz”. Kibice są po prostu traktowani jak irytujący konsumenci, nie prawdziwi współwłaściciele, pomimo wyjątkowej roli kulturowej jaką pełni sport w społeczeństwie, co wyklucza go z „normalnego” biznesu. Angielski futbol to system, w którym pada pytanie tylko o to, czy potencjalny właściciel byłby „z korzyścią dla kasy”, a w ogóle nie przejmując się długoterminowymi planami czy też fanami. Czy traktujemy zabytkowe budynki tak jak traktujemy nasze piłkarskie kluby? Czyż klub piłkarski nie jest równie kluczowy jako część naszej kultury tak jak cegły i zaprawa murarska?
Dopóki nie zostaną podjęte kroki by dać kibicom prawo głosu w klubach, by zabezpieczyć owe kluby przed przehandlowaniem ich dla zysku przez niezwiązanych emocjonalnie z klubem ludzi z zewnątrz, którzy udają sympatię i raz po raz rzucają frazesami, dopóty Liverpool FC i wszystkie inne angielskie kluby będą zagrożone i nie będzie zbyt wielu powodów do entuzjazmu dla kogokolwiek.
Komentarze (0)