LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 1371

Jak e-mail uratował Liverpool


Cały szum medialny związany z przejęciem klubu dotyczy głównie John'a W. Henry'ego i Thomas'a Werner'a. Warto jednak wspomnieć o bardzo ważnej osobie, którą wymienieni wcześniej panowie zabrali ze sobą do Anglii. Nie przez przypadek jest to wieloletni fan Liverpoolu.

Joe Januszewski był z Henry'm i Werner'em w czasie ich wizyty w Melwood, na Anfield oraz w biurach klubu podczas finalizowania zakupu The Reds w piątek. Joe, fan Czerwonych od dwudziestu lat, nie miał złudzeń, że pod wodzą poprzednich właścicieli klub zmierzał do nikąd. Zdecydował więc wysłać e-maila z pytaniem, czy NESV jest w stanie pomóc klubowi. Końcówkę tej historii znamy bardzo dobrze.

LIVERPOOLFC. TV: Joe, na początek - serdecznie witamy w Liverpoolu.

Joe Januszewski: To było szalone 67 dni odkąd po raz pierwszy poważnie zainteresowaliśmy się szansą kupna Liverpoolu FC. Fantastyczną sprawą jest, że cała ta sytuacja doprowadziła do naszej obecności dziś w Merseyside.

W prywatnym życiu zawsze byłeś fanem futbolu, tudzież soccera?

Tak. I nazywam piłkę futbolem! W moim domu używamy takiego terminu, chociaż soccer jest oczywiście bardziej popularnym określeniem w Stanach. Zakochałem się w piłce w młodym wieku. Mój ojciec to żołnierz armii USA a około pięć pierwszych lat mojego życie spędziłem żyjąc w Niemczech.

Wierzcie mi lub nie, ale moje pierwsze wspomnienie pochodzi z czasu gdy miałem mniej więcej dwa i pół roku, kiedy to w RFN odbywał się Mistrzostwa Świata. Wszystkie dzieci z mojej okolicy grały w piłkę i rozmawiały o "Cesarzu" (Franzu Beckenbauerze). RFN zakończyła ten turniej wygrywając w finale 2:1 z Holendrami i to jest moje pierwsze wspomnienie związane z piłką.

Gdy wróciliśmy do Stanów oczywiście zabrałem moją miłość ze sobą i zacząłem trenować piłkę nożną w moim mieście. Grałem przez około osiem lat i byłem tym zachwycony. Jednak we wczesnych latach osiemdziesiątych szansa na kontynuowanie kariery prysła, jako że wyższe szkoły w moim mieście nie posiadały drużyn piłkarskich. Wtedy zacząłem grać w baseball, jednak nigdy nie minęła moja miłość do piłki.

Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie związane z angielskim futbolem?

Prawdę mówiąc jest ono tragiczne. Pamiętam, że oglądałem wiadomości i zobaczyłem bardzo przerażający materiał z Hillsborough. Pamiętam, że moja mama aż płakał z tego powodu. Myślę że stworzyło to pewną więź sympatii u każdego kto widział lub czytał o tym strasznym dniu.

To wspomnienie zostało we mnie. Mój ojciec był wielkim fanem Beatles'ów, więc to chyba jeszcze bardziej utrwalało moją pamięć o Hillsborough. Kochał ich, w zasadzie każdy ich chyba kochał i pamiętam, że nawet w Niemczech miał ze sobą gramofon i wiele płyt.Pamiętam więc słuchanie Beatles'ów no i oczywiście wiedziałem skąd pochodzą, znałem wspaniałą historię Liverpoolu. Ich porty, stocznie, wiedziałem że tam powstał Titanic, wiedziałem także wiele innych rzezcy. To wszystko stworzyło we mnie emocjonalną więź z miastem, która była z pewnością bardzo mocna.

Kiedy skończyłem studia poznałem kilka osób z Liverpoolu i zaprzyjaźniłem się z nimi. Powiedzieli mi o klubie, o jego sukcesach za czasów Paisley'a, Dalglish'a i Souness'a, o zdobywanych w Rzymie, Londynie i Paryżu trofeach... Jakoś we mnie to utkwiło i pomyślałem : "Liverpool FC? Wchodzę w to!".

To było ponad 20 lat temu i możliwości obserwowania sytuacji klubu były bardzo ograniczone. Nie było międzynarodowych stacji telewizyjnych w USA ani internetu, więc była to trudna sprawa. W późnych latach 90' i na początku drugiego tysiąclecia wraz z rozwojem mediów śledzenie sytuacji klubu stało się dużo łatwiejsze i są to chyba ostatnie lata, kiedy byłem w stanie przypatrywać się Liverpoolowi niemal codziennie. Zacząłem przyjeżdżać na niektóre mecze około 5-6 lat temu i magia kibicowania temu fenomenalnemu klubowi wciągnęła mnie po uszy.

Czy im dłużej śledziłeś sytuację The Reds, tym bardziej rosła twoja miłość do klubu?

Oczywiście. Odległość umocniła tą więź więc fantastycznie jest być teraz w Liverpoolu i rozmawiać o moich relacjach z klubem. Mój pierwszy mecz to było spotkanie w Stanach kilka lat temu, kiedy Liverpool grał z Romą. Wydaje mi się, że Michael Owen strzelił wtedy zwycięskiego gola i była to jedna z jego ostatnich bramek dla klubu.

W styczniu 2005 na własną skórę doświadczyłem wizyty na Anfield podczas meczu z Manchesterem United. Rooney strzelił gola naprzeciw The Kop, a mecz skończył się porażką 1:0, jednak śpiewy, cała atmosfera The Kop, widok flag i tylu Czerwonych... Nawet dziś dostaję gęsiej skórki gdy o tym myślę.

Miałem też przyjemność wizyty jako fan w Stambule i na szczęście nie wyszedłem po pierwszej połowie! Niektórzy tak zrobili, mimo że nigdy się do tego nie przyznali! Zostałem do końca i bez wątpienia była to jedna z najlepszych nocy w moim życiu. Potem były też Ateny i cała reszta. Miałem więc okazję bardzo mocnodoświadczyć swojej pasji dla The Reds jako kibic, co doprowadziło do dzisiejszej sytuacji. To bardzo wyjątkowa okazja dla mnie i wszystkich w NESV.

Wspomniałeś Stambuł oraz inne sukcesy Liverpoolu w przeszłości. Ostatnimi laty nie było już tak różowo - czy trudno było żyć tak daleko od ukochanego klubu, który miał takie problemy, wiedząc, że niewiele możesz zrobić?

Taka sytuacja jest trudna bez względu na to, gdzie mieszkasz. To frustrujące. Sport to biznes, jednak musi być też czymś więcej. Sam jestem fanem, więc zdaję sobie sprawę, że oprócz spraw biznesowych musi być także miłość i pasja dla klubu. Ludzie wchodzą do mojego biura na Fenway Park, rozglądają się i mówią : "Widzę tu wiele symboli Red Sox, ale co najmniej tyle samo związanych z The Reds". Odpowiadam im wtedy, że baseball to mój biznes, moja praca, natomiast futbol i Liverpool to moja pasja.

Kiedy więc twoja "pasja" zaczyna męczyć się na boisku, również i ty cierpisz. To jest sport i musisz przez to przejść - jednak nawet niepowodzenia nie oznaczają, że nie ekscytuję się przed każdym meczem. Mamy w domu trzech młodych chłopców, wszyscy ubieramy nasze koszulki, najmłodsze dziecko ma na sobie śpioszki w barwach klubu a moja żona kubek kawy, ponieważ mecze w Stanach są zdecydowanie wcześniej niż w Anglii.

Nadzieja rośnie w człowieku w każdym dniu meczu, trzymasz się więc swojego klubu. Jeśli jest gorszy czas zaciskamy zęby i czkamy na lepszy dzień. Z radością spoglądamy (NESV - przyp. tłum.) w przyszłość, widząc w niej wiele jasnych dni w historii Liverpoolu.

Wiemy, że jesteś więcej niż trochę odpowiedzialny za obecną sytuację w klubie. Powiedz nam o tym coś więcej...

Jak wspomniałem wcześniej mój sentyment i pasja dla Liverpoolu są powszechnie znane wśród członków NESV. Uważnie przyglądałem się sytuacji klubu i sprawie z właścicielami, a kiedy doszło do wystawienia klubu na sprzedaż to jaki fan klubu nie chciałby spytać dyrekcji o rozważenie sprawy?

Niewinne zagadałem do naszego obecnego dyrektora generalnego, Larry'ego Lucchino : "Myślę, że powinieneś się temu uważnie przyjrzeć. Musimy porozmawiać z John'em i Thomas'em i zobaczyć czy jest szansa na kupienie klubu". Myślałem że puścił to mimo uszu, ale potem był mecz baseball'a w Toronto i miałem telefon od John'a Henry'ego i Larry'ego Lucchino. Powiedzieli, abym przybliżył im sprawę Liverpoolu.

Byłem w domu opiekując się moim dziewięciomiesięcznym dzieckiem, karmiłem je butelką i oglądałem do tego Red Sox w telewizji. Zadzwonili na moją komórkę i poprosili o przedstawienie sytuacji klubu. Było bardzo głośno, więc John powiedział "po prostu wyślij nam e-maila".

Szybko dopadłem więc do komputera, w skrócie przedstawiłem sprawę, dodając moją opinię o tym co wyczytałem. Wtrąciłem swoje trzy grosze pisząc : "Myślę, że to ogromna okazja zarówno dla nas, jak i jednego z największych klubów na świecie. Wiem, że mój punkt widzenia nie jest obiektywny, ale na prawdę uważam, że przyjrzenie się sytuacji może przynieść wiele korzyści obu stronom".

Godzinę później John odpisał - "Dowiedz się wszystkiego czego możesz". To było to! Udało się!

Następnego dnia utworzyliśmy w Fenway Park grupę złożoną z ludzi będących w zarządach Fenway Sports Group, Red Sox oraz NESV. To było około 67 dni temu i prowadzi nas tutaj, do Melwood.

Jak czułeś się gdy już na początku twoja sugestia była brana bardzo na serio?

Oczywiście, że miałem ogromne poczucie dumy, ale także odpowiedzialności. Rozmawiamy teraz o ogromnej inwestycji. To jedna z rzeczy, obok której nie da się tak łatwo przejść. Czułem więc osobistą odpowiedzialność, ale otaczają mnie czołowi fachowcy w dziedzinie sportu na całym świecie, którzy darzyli mnie dużym zaufaniem.

Duma z pewnością wywodziła się z tego, że znałem klub tak dobrze jak tylko mogłem z miejsca mojego zamieszkania. Podczas procesu sprzedaży krótko spałem, głównie ze względu na adrenalinę i entuzjazm jaki wyzwala w człowieku bycie częścią czegoś tak ekscytującego i dużego.

Na początku wszyscy liczyliśmy na najlepsze rozwiązanie, jednak kto wiedział jak to się skończy? Jednak nasi właściciele mają wizję i wiarę w swoje drużyny i to jedna z rzeczy, która czyni nas bardzo wyjątkowymi. Słuchają każdego pracownika i są w tym piekielnie dobrzy. Głównie to doprowadziło nas do obecnej pozycji.

Ci ludzie chcą wygrywać. Dołączyłem do NESV w trakcie ich pierwszego roku w Red Sox, dołączając do powstałej w 2004 roku Fenway Sports Group i widziałem niesamowity rozwój tego klubu, ale podkreślę raz jeszcze - przybyli tam głównie po to, by wygrywać.

Wygraliśmy World Series w 2004 i 2007, w 2003 i 2008 byliśmy o włos od tryumfu. W 2011 roku planujemy dać z siebie wszystko by znów wygrać. Dobrą wiadomością jest, że stać nas na to. Mamy wspaniałych ludzi żądnych zwycięstw.

Również w zarządzie Liverpolu są tacy ludzie i cieszymy się na możliwość współpracy z nimi. Chcemy zabrać klub na wyższy poziom. Wszystko zaczyna się na boisku - nie ma dla nas rzeczy ważniejszej od poziomu gry drużyny.

Przez ostatnie dni fani Liverpoolu na całym świecie przeżywali bardzo odmienne i skrajne emocje wciąż zastanawiając się co będzie z ich klubem. Jako osoba zaangażowana w proces kupna klubu powiedz czym było dla ciebie wsparcie kibiców?

Czym było dla mnie? Nie wiem czy da się to opisać. Kiedy zajmujesz się czymś od początku do samego końca i trwa to tak krótko, człowiek jest ogromnie zajęty. Zajmujesz się wieloma sprawami na raz, wiele z nich jest kluczowych dla całego procesu. Nie masz czasu oddychać, po prostu wciąż ciężko pracujesz.

Ostatnie godziny niewątpliwie kosztowały nas wiele nerwów. W mediach roiło się od różnych pogłosek. Ostatnie dni w Liverpoolu spędziłem prawie w drzwiach hotelu, gotowy do wyjścia z pokoju w każdej chwili, z telefonem przy uchu, włączonym telewizorem i laptopem. Pracowałem bardzo ciężko, ale miałem w sobie mnóstwo nadziei i wiary w sens tego, co robię.

Teraz wszystko zaczyna się niemal od początku i cieszę się z tego powodu.

Kiedy byłeś w pokoju hotelowym i dostałeś telefon mówiący "udało się", jak się czułeś? Co zrobiłeś, jak zareagowałeś?

Co zrobiłem? Podskoczyłem z oboma rękoma w górę - nie miałem szalika! - i wyjrzałem za okno na rzekę Mersey. Powiedziałem też do siebie "to chyba sen". Oczywiście byłem uśmiechnięty od ucha do ucha.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Salah odmawia wywiadu i zaskakuje w mediach  (9)
27.04.2024 20:44, BarryAllen, Liverpool Echo
Moyes po remisie na London Stadium  (0)
27.04.2024 18:03, Wiktoria18, whufc.com
Reakcja Kloppa po remisie z West Hamem  (6)
27.04.2024 17:36, Bartolino, liverpoolfc.com
Gakpo: Nie takiego wyniku oczekiwaliśmy  (3)
27.04.2024 16:33, Loku64, Liverpoolfc.com
Statystyki  (1)
27.04.2024 16:19, Zalewsky, SofaScore
Skład na mecz z West Hamem  (118)
27.04.2024 12:39, Bajer_LFC98, własne
West Ham - Liverpool: Wieści kadrowe  (0)
27.04.2024 10:19, B9K, liverpoolfc.com