Okiem Scousera - część XVI
Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny. Dziś zastanowimy się, gdzie zniknęła w naszym zespole chęć zwyciężania oraz postaramy się przewidzieć w jakim kierunku będzie zmierzał klub pod nowymi właścicielami.
Odnaleźć na nowo pasję
Nie trzeba być analitykiem niczym Mourinho czy do przesady doświadczonym jak Ferguson, żeby stwierdzić, że Liverpool od ponad roku gra zgoła odmiennie, tzn. gorzej, niż choćby w dobrym sezonie 2008/09, kiedy do końca naciskaliśmy na United, ostatecznie kończąc sezon na rozczarowującym, choć obiecującym, drugim miejscu. Ostatnio Rafael Benitez w dość enigmatycznej wypowiedzi związanej z mlekiem zrzucał winę na Christiana Purslowa. Część piłkarzy i kibiców wskazała Hiszpana jako winnego. Inni właścicieli, aż w końcu i samym zawodnikom też się dostało. Każdy z pewnością się do tego przyłożył, ale bezpośrednią, boiskową przyczyną porażki jest brak pasji, która uleciała z nas momentalnie.
Przez pierwsze pięć lat rządów Beniteza mieliśmy lepszych lub gorszych piłkarzy, w lepszej lub gorszej formie, z mniejszą lub większą liczbą kontuzji, ale nigdy nie można było powiedzieć, że brakowało nam chęci. Waleczność i determinacja stały się naszymi cechami szczególnymi, dzięki którym rzesza fanów na całym świecie pokochała ten klub. Przecież właśnie w taki sposób wygraliśmy w 2005 roku Ligę Mistrzów, mając skład z pewnością personalnie słabszy od tego z poprzedniego sezonu. Oczywiście aż tak dużo przez ten okres nie wygraliśmy, bo brakowało nam jakości. Jednak nawet jak odpadaliśmy, robiliśmy to pięknie, pozostawiając po sobie szczyptę dumy.
Dziś nasza drużyna ma charakter średniaka, który cieszy się z wygranej, ale nie płacze po porażce. Drużyny, która nie ma w sobie woli zwycięstwa, tak niezbędnej do osiągnięcia jakiegokolwiek sukcesu. Obecnie nie tylko pojedynczym piłkarzom brakuje osobowości oczekiwanej od gracza Liverpoolu, ale również całemu zespołowi brakuje jedności i mobilizacji. Zgubiliśmy muszkieterskie "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" a otrzymaliśmy 11 oddzielnych jednostek, grających na własne konto. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że część zespołu po przegranym meczu schodzi z myślą: "to nie moja wina, ja nie mam sobie nic do zarzucenia".
Należy się zastanowić czy z obecnych piłkarzy można ponownie wykrzesać ten ogień i błysk w oku. Przecież wiekszość drużyny pamięta jeszcze niezapomniane noce w Lidze Mistrzów, kiedy pokonywaliśmy całą czołówkę Europy. Niestety Roy Hodgson nie wydaje się osobą właściwą do tego. Wychodząc po przegranych derbach i mówiąc, że to najlepszy mecz Liverpoolu w sezonie tylko to potwierdził. Benitezowi można wiele zarzucić, zwłaszcza za ostatni rok. Jednak w pięciu pierwszych latach nigdy nie brakowało mu pasji i zawsze dążył do perfekcji. Oglądając środowy mecz Interu z Tottenhamem było widać jeszcze przy wyniku 4:0 jak denerwuje go słabsza gra jego zespołu a na koniec przy stanie 4:3 wręcz był w stanie furii. Tymczasem Roy przegrywa mecz z odwiecznym rywalem i się z tym niemal godzi.
Nic więc dziwnego, że czarne chmury zbierają się nad głową doświadczonego trenera. W końcu jego początkowy dorobek punktowy z tak dużym klubem jest mocno zawstydzający. Co gorsze nie można zrzucić tego na pech czy kontuzje, bo ciągle ma dostępnych na tyle dobrych piłkarzy, że nie powinno do takiej sytuacji dojść. Jak do tej pory jednak nie widać w żadnym elemencie pilkarskiego rzemiosła pozytywnego wpływu Roya. Benitez przychodząc wykrzesał z niektórych piłkarzy Houlliera nieoczekiwanie wiele. Teraz nie widać piłkarza, który zrobiłby widoczny postęp, a co gorsze kilku dotychczasowych pewniaków obniżyło loty. Po zwolnieniu Purslowa Roy musi mieć świadomość, że jego pozycja jest zagrożona i może mieć tylko do siebie żal jak odejdzie. Dostał klub w rozsypce, ale wciąż z dobrymi zawodnikami. Miał cały okres przygotowawczy i dość swobody przy transferach. Niestety największa obawa o jego brak doświadczenia z czołowymi klubami się potwierdza.
Zmienił się właściciel, zmieni dyrektor wykonawczy i może trener, ale zespół przynajmniej do zimy sie nie zmieni. To wciąż od nich samych najwięcej będzie zależeć i jeżeli znowu nas zawiodą fatalnym nastawieniem to nie powinniśmy patrzeć na nazwiska czy zasługi a rozliczyć się tak samo jak zrobiliśmy to z Benitezem. Liverpool Football Club jest zbyt wielki dla niektórych osób w nim się znajdujących i jeśli nie zmienią swojego nastawienia to nie może być dla nich dłużej miejsca w klubie.
Uczmy się od Arsenalu
Oczekiwana sprzedaż klubu stała się faktem. Wszyscy cieszą się najbardziej z odejścia Hicksa i Gilleta. Dobra robota Broughtona, Purslowa i Ayre'go nie może zostać niezauważona, chociaż nie ukrywajmy, że lepiej byłoby, aby do tego doszło np. na początku sierpnia. NESV to grupa tak samo obca jak początkowo H&G. Jednak ich profesjonalizm i spokój muszą imponować. Widać gołym okiem, że przychodzą z odrobioną pracą domową i nie rzucają słów na wiatr. Wyjścia nie mieli, bo żaden kibic w złote góry by już nie uwierzył.
Z okrojonych informacji wiemy tyle, że drogą Chelsea i Manchesteru City nie powędrujemy i ... bardzo dobrze! Nie jesteśmy byle klubem, jesteśmy najbardziej utytułowanym zespołem w Anglii i mamy swój własny styl i sławną "Liverpool way", którą należy przywrócić. Potrzeba nam spokoju, ciszy w kwestiach pozaboiskowych i skupienia się tylko na sporcie. Wystarczy już nam kłótni i protestów, które hańbiły sławę Liverpoolu. Jedynymi plusami tego była demonstracja siły kibiców Liverpoolu i zawiązana organizacja Spirit of Shankly.
Pracy przed nami wiele. Póki co zaczynamy od zmian dyrektora wykonawczego. Christian Purslow odchodzi z mieszaną opinią. Rekordowa umowa i sprzedaż klubu kontrastują z fatalnym sezonem pod jego rządami. Słusznie właściciele zaczynają od tej posady, gdyż naprawdę wiele od niej zależy w codziennym funkcjonowaniu klubu. Teraz przyjdzie pora na przyjrzenie się sportowemu aspektowi a dalej nowemu stadionowi.
Jeżeli mamy się na kimś wzorować to tylko i wyłącznie na Arsenalu. Nie będziemy wydawać tyle pieniędzy na transfery jak City czy chocby wcześniej Chelsea. Nie powinniśmy też ponownie zadłużać klubu jak United. Jednak widząc jak dobrze trzyma się klub Wengera, który dopiero co wybudował nowy stadion, musimy korzystać z ich doświadczenia. Ciągle powinniśmy robić to na swój sposób, ale stabilne i rozsądne rządy północnych Londynczyków budzą podziw. Nam również potrzeba nowego obiektu i jednoczesnego wzmocnienia składu. Musimy być bardzo ostrożni i uważni, aby nie powtórzyć poprzednich błędów i nie wpaść w finansowe tarapaty.
Bez wielkiej gotówki potrzebne nam będzie sporo czasu i doświadczenia, którym na szczęście NESV dysponują. Mimo, że zamienienie jednych Amerykanów na innych budzi niepokój, nie można stawiać wspólnego mianownika pomiędzy nimi. Sukcesy w USA osiągnęli dzięki stopniowemu postępowi i nowoczesnemu podejściowi do spraw sportowych. Chcą być blisko fanów i ich wysłuchiwać, ale nie da sie spełnić ich wszystkich oczekiwań, więc to też musimy wziąć pod uwagę. Nie pozostaje nam nic innego jak uważnie obserwować poczynania zarządu oraz zachować ostrożność, gdyż nie wolno nam nikomu oddać naszego klubu bez obaw. Na tą chwilę jednak prosimy w końcu o spokój.
Komentarze (0)