Okiem Scousera - część XX
Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny. Dziś naszą uwagę poświęcimy wyjazdowej formie zespołu Hodgsona oraz wpisując się w świąteczny nastrój zastanowimy się, czego mogą sobie życzyć kibice w nadchodzącym roku.
Lepiej zostańmy w domu
Nigdy tajemnicą nie było, że Liverpool na wyjazdach radzi sobie słabiej niż na Anfield. Swój stadion, masa kibiców i brak podróży sprawiały, że łatwiej przychodziły nam oczekiwane zwycięstwa z nisko notowanymi przeciwnikami. Tymczasem poza Liverpoolem często miewaliśmy mniejsze lub większe problem. Jednak obecna sytuacja jest niedopuszczalna. Zespół przegrał aż sześć meczy i zremisował dwa w dziewięciu spotkaniach! To statystyka godna klubu walczącego o utrzymanie. Może lepiej nie męczyć i nie denerwować kibiców i zostawać w domu skoro w ciągu pół roku nie znaleziono żadnego sposobu na poprawę kompromitującej postawy.
Winą łatwo obarczyć Roya Hodgsona. Przyszedł z Fulham, gdzie podobna statystyka była równie żałosna. Jednak wtedy nie musiał walczyć o najwyższe pozycje i presja była mniejsza. Tym razem każde kolejne potknięcie budzi większe niezadowolenie kibiców, którzy już w większości są za zmianą obecnego trenera. Pytanie tylko brzmi ile wini jest w samym trenerze? Od kilku już lat nasi zawodnicy mocno rozczarowują i wiele wstydliwych wyników mieliśmy już za Beniteza, nawet na własnym obiekcie. Czy przypadkiem na zbyt łatwo przychodzi fanom krytykowanie głównie Roya, kiedy sami piłkarze nie zasługują na oklaski?
Na czym polega sukces Mourinho? Charyzmatyczny Portugalczyk potrafi wszczepić w każdą grupę, z którą pracuje cechy zwycięzcy. Sprawia, że porażki są niedopuszczalne a piłkarze wiedzą, że każde spotkanie jest o trzy punkty i nie ma tanich wymówek. Takiego psychologicznego czynnika nam mocno brakuje w obecnej drużynie. Albo Hodgson nie potrafi prowadzić drużyny zmuszonej do wygrywania lub ta grupa zawodników nie nadaje się do tego, aby grać zawsze o najwyższe cele. W każdym razie nie możemy biernie wyczekiwać nagłej odmiany losu czy styczniowego okienka, bo nie stać nas na więcej pomyłek. Brak europejskich pucharów, zwłaszcza Ligi Mistrzów fatalnie wpłynie na naszą reputację jak również finanse.
Co zadziwiające nasi piłkarze nie dążą do wygrywania. Cała energia i pasja sprzed kilku lat, kiedy wyszarpywaliśmy zwycięstwa w ostatnich minutach zniknęły. Teraz to nam się zabiera a my pełni zażenowania przegrywamy kolejny mecz. Z Tottenhamem i Newcastle traciliśmy bramki w końcowych fragmentach meczu. Tymczasem Hodgson zwlekał z reakcjami i zmianami aż wszystko się popsuło. Debiutujący Pardew chcąc zgarnąć pełną pulę wprowadza Rangera, który ośmiesza Skrtela a Roy z bezradnością to obserwuje. Widok załamującego ręce trenera nigdy nie może być pobudzający. Nasi piłkarze pozostają więc sami sobie na boisku, nie czując wsparcia szkoleniowca. Nie zawsze zmiany wychodzą na dobre, ale jeśli gra nie układa się dobrze to wyraźny sygnał z ławki w postaci zmian może pozytywnie wpłynąć na resztę zawodników.
Styczniowe okienko to najlepsza okazja na przewietrzenie składu. Pora odstawić sentymenty i pozbywać się graczy, którym nie w pełni zależy na sukcesie klubu. Koniec z nietykalnością. Są nowi właściciele, którzy mogą zainwestować w istotne wzmocnienia, więc musimy się uaktywnić. Po co trzymać w klubie Poulsena, Konchesky’ego czy Jovanovica, jeśli ich gra jest mocno rozczarowująca lub ich rola marginalna? Trzeba też się zastanowić nad przywiązaniem Johnsona czy Torresa, którzy potrafią przejść obok meczy, kiedy kibice pamiętają ich świetne występy. Ciekawe czy Hodgsonowi będzie dane wybierać jeszcze skład i cele transferowe, ale nie może popełniać takich wpadek jak z w/w Poulsenem. Na szczęście w klubie zatrudniono Commolliego, który ma lepsze doświadczenie w sprowadzaniu zdolnych i młodych talentów.
Porażające są wypowiedzi Roya o dobrej grze w Lidze Europy. Poza oczekiwanym wygraniem grupy nic poza hattrickiem Gerrarda nie jest godne zapamiętania. Na sześć spotkań wygraliśmy tylko dwa i standardowo na wyjeździe bez zwycięstwa. To nie są dobre wyniki! To nie była dobra gra! Rezerwowi i młodzi gracze marnowali kolejne szanse na wykazanie się. Pacheco, Shelvey czy Ecclestone udowodnili, że w starciu z dorosłą piłką wyglądają przeciętnie i dużo pracy przed nimi. Starsi rezerwowi nie pozostawili po sobie dobrego wrażenia i tym samym nie wywierają presji na podstawowych piłkarzy. Kiedy doczekamy się czasów, kiedy nie będzie ośmieszana historia tego wielkiego klubu i każdy zawodnik będzie robił wszystko, żeby zasłużyć na honor noszenia czerwonej koszulki Liverpoolu?
Drogi Mikołaju…
Rok 2010 można wpisać do najgorszych w historii Liverpoolu. Był to okres, który obfitował w wiele pozaboiskowych nieciekawych wydarzeń, publicznego niszczenia wizerunku klubu, fatalnych wyników sportowych i całej masy zmian personalnych. Dopiero koniec roku można uznać za początek naprawiania tego całego bałaganu. Czego więc mogą sobie życzyć kibice na następny rok?
Już jedno życzenie zostało spełnione. Klub przejęli nowi Amerykanie, ale z zupełnie innym podejściem do klubu. Widocznie chcą wprowadzić w końcu rozsądne rządy, więc pierwszą obietnicą był … brak obietnic. Nie zapowiadają budowy stadionu w nierealnym terminie, nie zapowiadają kupowania gwiazd za duże pieniądze, nie oczekują tytułu już w tym sezonie. Wiele o ich planach będzie można powiedzieć po styczniowym okienku transferowym, kiedy poznamy odpowiedzi na wiele interesujących pytań.
Jednak mądrzy właściciele to tylko podstawa, na której można budować siłę klubu. Zawsze najwięcej zależy od piłkarzy, a dokładniej drużyny, za którą odpowiada jeden człowiek- obecnie Roy Hodgson. Jego pozycja nie jest mocno ugruntowana, co nie może dziwić. Przygnębiająca statystyka meczy wyjazdowych, przenudne występy w Europie i kompromitacja w Curling Cup to start niegodny najbardziej utytułowanego klubu w Anglii. Jeśli od teraz Liverpool nie wróci na drogę zwycięstw to już nowych piłkarzy wybierze kto inny. Sytuacja komplikuje się mocno, gdyż w Liverpoolu przebywać teraz będzie dwóch świetnych managerów pragnących tej pracy: Kenny Dalglish i Rafa Benitez.
Na pewno lada moment otwierające się okienko budzi wielkie oczekiwania. Pozycji do poprawy jest zatrważająco dużo. W obronie Konchesky zawodzi, Johnson nie gra konsekwentnie na swoim poziomie a w środku pod nieobecność Carraghera i Aggera mieliśmy za mało opcji. W ataku przy słabszej dyspozycji Torresa nie ma godnego następcy, który wziąłby odpowiedzialność za zdobywanie bramek na siebie. Na skrzydłach brakuje nam czasami energii i finezji. Sporo potrzeb, ale styczeń to zły okres na kluczowe wzmocnienia. Piłkarze klubów, które zakwalifikowały się do fazy pucharowej europejskich pucharów niechętnie zmieniają otoczenie zimą. Klubu nie chcą tracić kluczowych zawodników w połowie sezonu. Trzeba więc szukać okazji, czyli kończących się kontraktów, ale trzeba pamiętać, że nie tylko Liverpool ma potrzeby i bez gwarancji gry w Lidze Mistrzów tracimy cenny argument. Trzeba więc być mocno powściągliwym w naszych życzeniach transferowych, ale jednocześnie trzeba zaufać nowym władzom.
Ostatecznie jednak wszystko zależy od składu jaki mamy obecnie. Przydałoby się więc w roku 2011 jak najmniej kontuzji, jak najlepszej atmosfery w szatni i więcej błysku w oku u naszych graczy. Trzeba zakopać złe wspomnienia głęboko i odnaleźć charakter zwycięzcy, który pozwalał nam odrobić trzybramkową stratę do Milanu, zwyciężać na Santiago Bernabeu czy Camp Nou lub wyszarpywać wygrane w ostatnich sekundach. Pora przywrócić pełny profesjonalizm w Liverpool Football Club i oby nadchodzący nowy rok był dla odmiany jaśniejszym w historii. Tego wam wszystkim, kibicom tego starego i zasłużonego klubu, cierpiącym katusze przez ostatnie kilkanaście miesięcy, w tym świątecznym okresie życzę!
Komentarze (0)