Blood Red: Transferowa etyka
W czasach mediów działających 24 godziny na dobę, stron internetowych korzystających z kanałów RSS oraz fanów nienasyconych informacjami i wiedzą bardzo rzadko zdarza się utrzymać coś w tajemnicy na długo. Jednak jest to możliwe, gdy w jakiś sposób dotyczy Liverpoolu.
Kenny Dalglish przejął stery na Anfield dosyć niedawno, ale mimo to zaczął już wprowadzać w klubie pewne zasady, które starszym kibicom powinny być znane z bardzo udanej przygody Króla na ławce trenerskiej The Reds w późnych latach osiemdziesiątych.
Po pierwsze Liverpool wrócił do atrakcyjnego stylu gry "podaj i biegnij", czego dowodem był mecz z Wolves oraz pierwsza połowa spotkania z Fulham. Co ciekawe również publiczne aspekty na Anfield przechodzą znaczną metamorfozę. Każdy dziennikarz próbujący uzyskać choćby najmniejszą informację o celach transferowych na styczniowe okienko miał bardzo trudne zadanie. W erze Dalglisha nowi zawodnicy oraz piłkarze opuszczający klub rzadko są tematem jakichkolwiek rozmów z prasą. Niektóre media doświadczają tego dosyć dobitnie.
Sky Sports, które w porównaniu do innych serwisów domaga się odpowiedzi na pytania w dosyć mocnym tonie, publicznie poczuło realia nowego reżimu w Liverpoolu. Andy Burton zobaczył na własne oczy kamienną twarz Dalglisha i otrzymał ciętą ripostę od trenera The Reds podczas pomeczowej konferencji po spotkani z Wolverhampton.
Wiedząc, że Szkot na pytanie o wzmocnienia najprawdopodobniej krótką odpowiedzią odprawi go z kwitkiem, Burton chciał go podejść i zastosował inną taktykę.
- Kenny, pozwól że spytam o transfery. Co może się zdarzyć w przyszłym tygodniu, głównie w kwestii Charliego Adama? - spytał dziennikarz. - Wielu fanów oglądających dzisiejszy mecz chciałoby wiedzieć czy są jakieś postępy w tej sprawie.
Słowo "transfery" wywołało natychmiastową reakcję Dalglisha, który swoim zachowaniem nie zdradzał w tym momencie żadnych emocji, zachowując pokerową twarz. Ostatecznie pomysł Burtona spalił na panewce - Kenny wykorzystał użycie rzekomego "zainteresowania fanów" do odcięcia się dziennikarzowi.
- To trochę smutne, skoro mieszasz do takiego pytania fanów - odparł Szkot.
- Wiemy o naszych kibicach o wiele więcej niż wy, więc zdajemy sobie sprawę z tego, jak chcą być traktowani - z respektem. Chcą też byśmy traktowali ich tak, jak fani Liverpoolu od zawsze traktują klub. Jeśli mamy jakiś biznes do zrobienia, to wszystko wydarzy się za zamkniętymi drzwiami i nikomu nie będzie to przeszkadzało.
- Oczywiście wiem co jest na rzeczy w kwestii transferów, ale to nie znaczy, że muszę wam wszystko wyśpiewać.
Jest to sposób działania, który Kenny Dalglish zna i lubi. W czasach świetności klubu w latach osiemdziesiątych The Kop dowiadywało się o wzmocnieniu dopiero wtedy, kiedy zawodnik stał na murawie obejmowany przez menedżera, z czerwonym szalikiem zdobiącym ramiona. Takie postępowanie może nie bardzo pasować do obecnej doby komunikacji, ale kto powiedział, że utrzymanie statusu quo jest drogą do sukcesu?
Obecne stanowisko Liverpoolu jest doceniane przez niektórych, w tym trenera Blackpool Iana Hollowaya, który w zeszłym tygodniu złożył hołd menedżerowi The Reds. Liverpool podczas obecnego okienka mocno zabiegał o rozgrywającego The Tangrines, Charliego Adama, a gdy doszło do składania konkretnych ofert taktyka klubu zdobyła uznanie Hollowaya.
Były zawodnik Queens Park Rangers wprawdzie uznał wycenę Adama przez Liverpool za zdecydowanie zaniżoną, ale był pod wrażeniem stylu, w jakim działacze z Anfield dyskutowali o interesach z jego klubem przez ostatnie dwa tygodnie. Zgoła odmienną opinię wyraził o byłym trenerze The Reds Gerardzie Houllierze, który próbował sprowadzić pomocnika na Villa Park, według Hollowaya Francuz podszedł do tej sprawy w zły sposób.
Przechodząc na drugą stronę barykady spotykamy również menedżera Tottenhamu i "kochanka" mediów, Harry'ego Redknappa. Jest dla nich bardzo przyjazny i uczynny, jednakże działa w sposób całkowicie odmienny w porównaniu do trenerów omówionych wcześniej.
Harry jest więcej niż zadowolony gdy może długo mówić o zawodniku innej drużyny, zatrzymując samochód i opuszczając szyby, byle tylko móc znaleźć się w obiektywie kamery i omówić potencjalne cele transferowe. Kontrastując to z podejściem Dalglisha mamy dwa całkowicie różne od siebie podejścia, a metody obu menedżerów mogą być materiałem na długie dyskusje.
Dla spragnionego wiadomości fana, przeszukującego całą sieć co 30 minut, nowe podejście Liverpoolu będzie powodem rozczarowania. Jednak fani prawdziwie kochający klub, nawet jeśli zrobią to wbrew sobie, to zrozumieją dlaczego wszyscy milczą podczas tego szalonego styczniowego okienka.
Komentarze (0)