ARTYKUŁ
W czasach, w których Liverpool dominował zarówno w kraju, jak i za granicą, oraz kiedy kolejne puchary dekorowały gablotę klubu z pewnego rodzaju monotonią, a standardy były prawdziwym wzorcem dopiero do osiągnięcia dla innych, rywali the Reds dręczyło pytanie: na czym polegał sekret sukcesu drużyny z Merseyside?
Oczywiste odpowiedzi jakie się nasuwają to między innymi jakość kupowanych piłkarzy czy ciągły scenariusz, który gwarantował, że sztab trenerski kształtował się wewnątrz klubu. Tym samym zwycięska mentalność była przekazywana z jednego pokolenia na drugie.
Jednak pewna rzecz, która przeszła prawie niezauważenie jest właściwie najważniejszym elementem ze wszystkich w supremacji Liverpoolu. Chodzi o harmonię, która panowała w zarządzie oraz poczucie jedności i wspólnoty, które przeszywały cały klub.
W tamtych czasach, jedyną okazją by świat poznał nazwiska dyrektorów Liverpoolu było wydarzenie, za którym stało coś niezwykłego, a członkowie zarządu byli przytoczeni na konferencji prasowej. Oczywiście kibice wiedzieli, kim oni są, ponieważ te nazwiska pojawiały się automatycznie w programie meczowym. Fani nie mieli jednak szerokiej wiedzy na temat takich ludzi jak Sid Moss, który odegrał kluczową rolę w niezakłóconym i pewnym dowodzeniu klubu. Wszystko, co było pewną wiedzą na temat tych dyrektorów to była ich faktyczna obecność.
W ostatnich latach, wszystko się zupełnie zmieniło. Zarząd nie jest już anonimowy, a wręcz zbliża się do statusu sławnych osób, a nawet rozgłosu. Nie można tego jednak usprawiedliwiać coraz większą potrzebą mediów w dobie ery internetowej, gdzie popularność jest praktycznie trudnym elementem do uniknięcia. Wewnętrzny spór był właśnie głównym tego powodem. Wyniszczające boje toczyły się w świetle reflektorów, jeśli można tak powiedzieć, czego Liverpool nigdy wcześniej nie doświadczył.
To było niewłaściwe i pozbawione godności. Nie przyniosło również żadnych korzyści, a jedynie zakłóciło równowagę całego klubu. Nieuchronnie powstał również podział, który podważył wszystko, co wcześniej reprezentował sobą Liverpool. Parafrazując Świętego Franciszka z Asyżu: "tam, gdzie kiedyś panowała harmonia, pojawiła się niezgoda" i tak dalej i tak dalej.
Jedną z wiadomości, które potwierdzają ostatnie wydarzenia jest to, że ten godny pożałowania okres w historii Liverpoolu już minął. Kiedy John W Henry przywołał Liverpool Way po zwycięstwie nad Sunderlandem w ubiegłym tygodniu uczynił to niczym człowiek, który z całą pewnością zdaje sobie sprawę, że klub wrócił na właściwe tory.
Uczucie zostało spotęgowane w środku tygodnia, kiedy Ian Ayre został zatrudniony na stanowisku dyrektora zarządzającego. Awans na tą funkcję nawiązuje do cudownych lat, kiedy Liverpool nagradzał swoich najbardziej lojalnych i skutecznych pracowników, zamiast szukać kandydatów na zewnątrz. Awans Ayre'a sprawiło również, że po raz pierwszy od długiego czasu, Liverpool ma ściśle określoną strukturę wewnątrz klubu, a były dyrektor handlowy znajduje się na najwyższym szczeblu.
Pod pewnymi względami, nie chodzi jednak o nazwiska, które obejmują daną funkcję. Najważniejszym elementem jest to, że mamy do czynienia z hierarchią, która zapewnia odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Jednocześnie klub może funkcjonować znacznie pomniejszając ryzyko przypadkowości i zamieszania. Być może brzmi to bardzo prosto, ale w rzeczywistości tak już nie jest, w szczególności biorąc pod uwagę kluby piłkarskie, gdzie notorycznie równowaga między indywidualną i zbiorową odpowiedzialnością może być trudna do określenia.
Liverpool posiada obecnie balans, a razem z nim wewnętrzny spokój, co może jedynie pomóc menedżerowi oraz piłkarzom w momencie, kiedy usiłują spełnić wysokie standardy, które ustanowili ich poprzednicy. Mamy na Anfield nową erę oraz sytuację, w której wszystko nagle wydaje się możliwe, ponieważ każdy nadaje na tych samych falach.
Biorąc pod uwagę, że jedność przynosi korzyści, a niezgoda buduje mury, nie ma wątpliwości, która droga prowadzi do sukcesu. Pierwsza opcja stwarza szansę prześcignięcia rywali, natomiast druga nie daje takiej możliwości. Podczas gdy Liverpool zmienił właścicieli, a w klubie zachodzi rewolucja w innych departamentach, można namacalnie odczuć, że to nowy początek dla the Reds. To natomiast powoduje poczucie wspólnoty niespotykanej w Liverpoolu podczas ostatnich lat.
To właśnie powoduje, podobnie jak ożywienie nowymi transferami oraz powrotem Dalglisha, że rośnie poczucie ekscytujących czasów przed nami. Nie ma gwarancji, że jedność w zarządzie Liverpoolu zapoczątkuje nowy okres niezrównanych sukcesów, ale przynajmniej teraz pojawiła się taka możliwość. To największe osiągnięcie, jakie można zapisać na konto Johna W Henry'ego oraz jego kolegów z Fenway Sports Group. Sprawili, że Liverpool wygląda, odczuwa i działa ponownie jak ekipa z klasą, a dzięki temu być może klub odkrywa na nowo sekret swojego sukcesu.
Tony Barrett
Komentarze (0)