Prawdziwe męstwo
Gdyby ktokolwiek stwierdził dwa lata temu, że Lucas Leiva zdobędzie szacunek kibiców Liverpoolu dokładnie w tym samym czasie, kiedy Fernando Torres dojdzie od bohatera do zera w oczach sympatyków the Reds, zostałby wykoszony do najbliższego zakładu dla obłąkanych.
Torres: - kiedyś ulubieniec the Kop, człowiek, który według słów swoich zwolenników w tamtym czasie "porwał nas, był ikoną oraz idolem". Lucas: - wyśmiany i wyszydzony, postrzegany przez wielu jako niegodny noszenia Liver Birda na swojej piersi. Notowania obu zawodników wśród znakomitej większości kibiców chyba nigdy nie były tak przeciwstawne. Trudno było znaleźć kogoś z negatywną opinią na temat Torresa, ale jeszcze trudniej było spotkać kogoś, kto miałby do powiedzenia pozytywną rzecz na temat Lucasa.
Nikt nie mógł przewidzieć całkowitej zmiany mentalności, z którą się spotkaliśmy. Nawet najbardziej bujna wyobraźnia nie mogła zapowiedzieć scenariusza, w którym nazwisko Lucasa będzie na ustach fanów Liverpoolu, podczas gdy Torres będzie wygwizdany, jednak byliśmy tego świadkami na Stamford Bridge już w lutym. Nieoczekiwana zmiana miejsc, o której można dyskutować.
Ogromna ilość została już napisana i powiedziana, żeby wytłumaczyć upadek Torresa w oczach tych, którzy kiedyś go uwielbiali. Mniej znana jest historia, która zakończyła się korzystnie dla dobra ogółu. Jest to opowieść o piłkarzu, który znalazł się na deskach, sponiewierany i prawie zmuszony do poddania. Wstał z podłogi dzięki istnej sile woli i postanowił walczyć o własne ambicje, zawstydzając swoich krytyków po drodze.
Jeśli brzmi to jak melodramat i trochę nieco jak Hollywood to przepraszam, ale kiedy piłkarz jest wygwizdany na boisku przez sektor swoich kibiców, a jednak potrafi się z tego podnieść i przekonać ich o swojej wartości, wtedy bez wątpienia możemy mówić o niewiarygodnym wymiarze tej historii.
Nowy długoletni kontrakt, który Lucas podpisał na początku tygodnia utwierdza wiele aspektów. Udowadnia na pewno, że jego talent jest ceniony w Liverpool Football Club. Dostrzegamy, że Kenny Dalglish, o czym mówił wielokrotnie, bardzo wysoko ocenia jego umiejętności. Okazuje się, że klub jest przygotowany i chętnie wynagrodzi tych, którzy wykazują zaangażowanie oraz prezentują jakość i postęp. Jednak co ważniejsze, zobaczyliśmy dowód, że kariery piłkarzy mogą się zmienić bez względu na wcześniejsze prognozy oraz ich prawdopodobieństwo.
To, że Lucas zdołał tego dokonać to wyraz jego talentu, ale również determinacji. Futbol jest obsypany ludźmi, którzy potrafią wskazać na brak sympatii fanów jako powodu swojego niepowodzenia. To stara wymówka, która coraz mniej staje się przekonująca. "Kibice nigdy nie dali mi szansy" możemy od nich usłyszeć. Łatwo zapominają, że w znakomitej większości przypadków fani oczekują od trenerów i piłkarzy dobrego futbolu. Wystarczy, że tego dokonasz i szanse pozostania na lodzie zmniejszają się prawie do zera.
Lucas mógł się schować za taką formą argumentacji. Mógł spakować swoje walizki i wrócić do rodzinnej Brazylii albo obrać kurs na jeden z europejskich klubów, który był skłonny zaoferować bezpieczną przystań przy pierwszej okazji, gdyby Lucas chciał się poddać w swojej walce o sympatię i umysły fanów na Anfield. Po tym jak został wygwizdany na boisku, mógł przecież powiedzieć "dosyć tego" i powołać się na ten wyraźny brak wiary jako argument do odejścia.
Nie poddał się. Postanowił zostać i walczyć starając się jednocześnie udowodnić sobie, że jest godny być graczem Liverpoolu. Chciał przekonać tych, którzy publicznie w niego wątpili, że zasługuje na ich wsparcie. Czasami wyglądało na to, że ta walka może go przerosnąć. Były również chwile, kiedy morale Lucasa dotknęły dna. Jednak nawet w najtrudniejszych momentach, potrafił wykrzesać z siebie resztki sił zarówno dla klubu, jak i siebie samego. Dzięki tej walce dostąpił odkupienia.
Fakt, że Lucas nigdy nie chował głowy w piasek, kiedy sytuacja była naprawdę niepokojąca jest powszechnie znany nawet wśród jego największych krytyków. Łatwo oddać komuś inicjatywę i schować się w cieniu, obawiając się przed własną obecnością i popełnianiem błędów, które mogą jeszcze bardziej pogorszyć sprawę. Z meczu na mecz widać było, że Lucas czeka na podania od swoich obrońców, walczy o takie piłki, które inni odpuszczają, gdyż arbiter może podyktować faul, a obecność na boisku zostanie zaznaczona w negatywny sposób. Jeśli jego obecność była pokrzepiająca, wtedy odważna rywalizacja z przeciwnikiem o piłkę, która łatwo mogła go zetrzeć w proch dobitnie świadczy o jego charakterze.
Nieuchronnie czeka nas dyskusja na temat umiejętności Lucasa oraz tego, czy powinien mieć miejsce w wyjściowym składzie, jednak tak powinno być. To ryzyko zawodowe dla praktycznie wszystkich nadzwyczajnych zawodników. Każdy kibic na prawo, żeby zaryzykować własną opinię na temat każdego piłkarza oraz jego przydatności.
Czasy, kiedy Lucas musiał udowadniać, że zasługuje na grę w Liverpoolu dawno już minęły. Zalety, które mogliśmy zobaczyć podczas tej dramatycznej walki w jego karierze są dokładnie takie same, jakie powinien posiadać każdy piłkarz w jednym z najlepszych klubów w Europie. Kolejnym wyzwaniem Lucasa jest pokazanie, że może być jeszcze lepszy, ale mając już w doświadczeniu pewne przeciwności losu, takie zadanie nie jest mu straszne.
Tony Barrett
Komentarze (0)