Uzależnieni od adrenaliny
Managerowie nigdy nie odpoczywają. Nawet wczesnym rankiem rozmyślają nad taktyką, zestawieniem składu, potencjalnymi transferami i całym mnóstwem problemów związanych z nastawieniem i motywacją współczesnego piłkarza.
Z uczuciami osłupienia i zmartwienia, które pojawiły się po informacji o hospitalizacji Gerarda Houlliera miesza się również lekkie poczucie zaskoczenia, że podobny los nie dotyka większej liczby managerów. Pomimo pokaźnej pensji, prowadzenie zespołu jest stresującą pracą.
Presja w tym zawodzie jest wszechobecna. Właściciele i fani żądają sukcesu. Napastliwe media chcą odpowiedzi i materiału na nagłówki gazet.
Każda decyzja managera jest kwestionowana w programach radiowych z telefonami od słuchaczy i na forach internetowych. Nie dziwi więc, że niektórzy wyglądają tak, jakby byli u kresu wytrzymałości. Dorzućmy do tego powszechne choroby, które dotykają ludzi, a wyjdzie z tego niebezpieczny dla zdrowia koktail.
Houllier zawsze był indywidualistą, czy to kiedy pracował we francuskim futbolu, czy gdy gromadził trofea z Liverpoolem, czy też podczas swojej obecnej przygody z Aston Villą.
Jego problemy zdrowotne z przeszłości są dobrze znane, wydawało się, że po operacji na otwartym sercu w 2001 roku przyjął bardziej wyważone podejście do swojej pracy.
Jednakże, co dla niego typowe, Houllier ze szpitalnego łóżka dzwonił i pisał do Phila Thompsona i innych członków sztabu szkoleniowego.
Nawet dla takiego człowieka jak Houllier, który próbuje sprawiać pozory człowieka utrzymującego balans pomiędzy pracą a życiem osobisty, piłka nożna jest uzależnieniem.
Houllier rozmyślnie próbował zachować spokój gdy mierzył się ze stresującymi sytuacjami, w szczególności z krytyką wymierzoną w niego w tym sezonie. Po tym jak wyniki Aston Villi uległy ostatnio poprawie, Houllier dał nauczkę jednemu ze swych krytyków.
Gerard Houllier wciąż mógłby cierpieć na problemy zdrowotne nawet gdyby był skromnym pracownikiem banku. Presja obecna w jego bezlitosnej profesji musi zebrać swoje żniwo. Oceny stanu zdrowia z League Manager’s Association niezmiennie alarmują, że aż 40% managerów cierpi na podwyższone ciśnienie krwi.
Managerowie znają ryzyko, i pracują dalej. Zaangażowanie Houlliera w pracę w Aston Villi, chęć ponownego sprawdzenia się w angielskim futbolu, zdominowały jego życie.
Managerowie są uzależnieni od adrenaliny, kochają takie wyzwanie jak zbudowanie zespołu, czy umysłowa rywalizacja z innymi w tym fachu. Pieniądze także stanowią przynętę.
Ta praca często jest związana z samotną egzystencją. Arsene Wenger obecnie wygląda na człowieka wyczerpanego fizycznie i psychicznie, niemal zupełnie bez przyjaciół.
Po końcowym gwizdku na White Hart Lane Wenger wymienił uścisk dłoni z Harrym Redknappem, po czym zniknął w tunelu prowadzącym do szatni, posępny niczym duch. Wenger potrzebuje porządnych wakacji. Prawdopodobnie spędzi je oglądając rezerwowe zespoły we Francji.
Taka już jest ich natura. Nawet Kenny Dalglish nie mógł się powstrzymać.
Dowodzenie zespołem to nałóg, którego nie można się pozbyć. Dalglish mógłby grać w golfa, spędzać czas ze swoją rodziną, jednak zawsze wyczekiwał na wezwanie do objęcia sterów. Nawet pomimo tego że w 1991 roku odszedł, wyczerpany przez stres, musiał powrócić.
Kiedy Dalglish zrezygnował z pracy w Liverpoolu 20 lat temu, wymieniając stres jako główną przyczynę ustąpienia, dziennikarz Michael Parkinson nie zostawił na nim suchej nitki.
Podstawowym argumentem Parkinsona było, że prawdziwy stres dotyka ludzi, którzy żyją o chlebie i wodzie lub pracują w kopalni, a nie bogatych managerów. Dalglish był wściekły, wierzył, że stres nie zna żadnych granic.
Jego przypadek był ekstremalny. Po tym jak pomógł miastu pogrążonemu w żałobie po Hillsborough, sam zacząć cierpieć na zmiany skórne, musiał regularnie przyjmować zastrzyki.
Dalglish zaczął pić, krzyczeć na swoje dzieci, dawał o sobie znać syndrom post-traumatyczny.
Wkrótce Dalglish wrócił do pracy, w Blackburn, teraz ponownie jest w Liverpoolu. W ostatnią niedzielę, mogliśmy go zobaczyć w potyczce z Wengerem, znów kochającego życie pod presją.
Henry Winter
Komentarze (0)