Najlepsze chwile Samiego
Gdy Sami Hyypia zapowiedział przejście na emeryturę, my postaraliśmy się o cofnięcie wskazówek zegara, by przypomnieć sobie jego najlepsze czasy w koszulce Liverpoolu.
1.- Sami kto?... - Drugi Ron Yeats !
Gdy Gerard Houllier wydał nieco ponad dwa miliony funtów na fińskiego stopera grającego w Holandii, śmiało można było rzec, że niejeden się zdziwił.
Dla Le bossa priorytetem było wzmocnienie kruchej i dziurawej obrony, aczkolwiek niewielu mogło powiedzieć, że słyszało cokolwiek o zawodniku Willem II.
The Kop nie musiało się jednak obawiać. Sami mógł równie dobrze być jednym z siedmiu nowych zawodników po Rewolucji Francuskiej Houlliera. On jednak niewątpliwie wystąpił z szeregu.
Oczywiście jednak, wtedy, latem 1999 roku mało kto mógł przewidzieć, że zostanie legendą Anfield. Wówczas, gdy przyłożył pióro do papieru, na którym spisano kontrakt, nie wierzyli w to również jego koledzy z drużyny.
- Wszyscy mieli tę minę, „Kto to ten Hyypia…? Skąd go wzięli?” – wspomina po latach.
- Niektórzy nie mieli pojęcia, kim byłem.
- Może pomyśleli, że ktoś się zgubił i wszedł na boisko treningowe przez przypadek.
Nie potrwało długo, nim jedyną rzeczą wzbudzającą u Fina respekt przestał być jego słuszny (195 cm) wzrost. Kilka meczów po rozpoczęciu jego kariery na Anfield został obwołany nowym Ronem Yeatsem – pasowało to do niego, gdyż to właśnie człowiek nazwany przez Shankly’ego „Kolosem”, został wysłany jako skaut, by przyjrzeć się Hyypii.
Przez zeszłe dziesięciolecie można było policzyć na palcach jednej ręki dni bez Samiego, lecz nie słuchajcie wyłącznie naszych zapewnień.
Nawet debiut Fina był solidny, jak napisało Daily Post w sierpniu 1999 roku, po tym jak Liverpool pokonał Sheffield Wednesday 2-1 na Hillsborough.
„W defensywie widać pracę. Gdy Jamie Carragher wzorowo grał przy imponującym Samim Hyypii, boczni obrońcy zdawali się być spokojni.”
2.Pierwszy gol
Sześć meczów dla Liverpoolu i Sami wpisał się na dobre w serca fanów na Anfield wraz z pierwszym golem dla klubu, wbitym odwiecznym rywalom – Manchesterowi United.
Był to nieszczególny start sezonu 1999/2000 dla nowych The Reds Houliera i podejmowali oni mistrzów Europy mając za sobą trzy wygrane i dwie porażki po pierwszych pięciu meczach.
Świeżo po zwycięstwie 2-0 nad Arsenalem, gospodarze byli zdeterminowani by odprawić z kwitkiem także zespół Aleksa Fergusona, lecz po pierwszym gwizdku szybko przestało to być możliwe, gdy dwa gole samobójcze Jamiego Carraghera i gol z główki Andy’ego Cole’a pozwoliły gościom prowadzić 3-1 do przerwy.
Jedyny promyk nadziei dał Liverpoolowi sam Hyypia.
Główka wielkiego Fina z 25. minuty przyniosła Liverpoolowi gola, po tym jak debiutujący bramkarz, Massimo Taibi, źle ocenił wykonany przez Jamiego Redknappa daleki rzut wolny.
Petrik Berger wbił kolejny raz piłkę do siatki 20 minut przed końcem, lecz United utrzymali grę w ryzach i zapewnili sobie zwycięstwo.
Dla większości piłkarzy i fanów łącznie, ta kolejka była z gatunku tych, o których najlepiej jest szybko zapomnieć, lecz dla Hyypii wbijającego pierwszego gola nabrała ona większego znaczenia.
- Może i przegraliśmy tamten mecz i wielu fanów ma złe wspomnienia z tego meczu, lecz dla mnie był bardzo ważny – powiedział.
- Był to mój pierwszy gol dla Liverpoolu, w wielkim meczu przeciwko Manchesterowi United na Anfield. Ponieważ był to również początek mojej kariery, dzięki temu fani mnie polubili.
3. Współpraca
Drugiego października 1999 roku Gerard Houllier w końcu dostał szansę, by zestawić w jednym meczu Samiego Hyypię ze Staphanem Henchozem.
Ów wybór spłacił się niemal natychmiast, gdy The Reds utrzymali czyste konto po zremisowanym 0-0 meczu z Aston Villą.
Niewiele wtedy mogliśmy wiedzieć, lecz była to para, która mogła rywalizować z największymi w historii klubu.
W 184 meczach duet pomógł Liverpoolowi zachować 84 czyste konta i jego nieustępliwa straż tylna była kluczem w potrójnej koronie sezonu 2000/2001.
W 2002 roku Hyypia opowiedział o niemal telepatycznym zrozumieniu pomiędzy nimi, które pomagało im krzyżować plany najlepszych napastników Europy.
- Zawsze wiem, Co Staphane myśli w każdej sytuacji i pomaga to, gdy gramy razem – powiedział.
- Nie musimy ze sobą rozmawiać na boisku, by wiedzieć, co robi drugi. Gramy automatycznie, dzięki temu jest nam znacznie łatwiej.
Uznanie Samiego dla szwajcarskiego obrońcy było w stu procentach zgodne ze słowami Henchoza określającymi Fina jako najlepszego obrońcy z którym grał.
- Zagraliśmy razem kilka świetnych sezonów i cieszę się mogąc grać obok niego – powiedział w 2004 roku.
- Gdy pomyślę o wszystkich środkowych obrońcach obok których grałem przez całą swoją karierę, definitywnie mogę powiedzieć, że Sami jest najlepszy.
- Grał fantastycznie dla Liverpoolu i udaje mu się robić to w każdym meczu. Wiem jak dobrym piłkarzem jest Sami i jak ważny jest dla Liverpoolu. To bardzo specjalny piłkarz.
4. Czyste konto z Katalończykami
Niewielu dawało Gerardowi Houllierowi wiele szans na osiągnięcie pierwszego finału europejskich pucharów od 16 lat gdy Liverpool miał podjąć Barcelonę podczas półfinałów pucharu UEFA 2001 – zwłaszcza, że Barca mogła skorzystać z geniuszu ofensywnego brazylijskiej gwiazdy – Rivaldo.
The Reds rozkoszowali się jednak rolą kogoś na straconej pozycji i Hyypia zademonstrował, dlaczego jest jednym z najlepszych obrońców wśród piłkarzy. Katalońscy fani machali białymi chusteczkami po skończeniu meczu (panolada).
Czternaście dni później Sami jeszcze przewyższył swój występ na Camp Nou, niwecząc zagrożenie ze strony Rivaldo i spółki, pozwalając Gary’emu McAllisterowi, by jego karny z pierwszej połowy wysłał Liverpool do finału w Dortmundzie.
Większość fanów pamięta grę za szaloną próbę Patricka Kluiverta, jednak występ Samiego nie został niezauważony wśród jego kolegów. Niedawno Jamie Carragher określił ten mecz jako najlepszy Hyypii w czerwonej koszulce.
- Ten wybór nie jest łatwy, ponieważ Sami przez te wszystkie lata grał tak równo – powiedział Carra.
- Gdybym jednak został do niego zmuszony, to wybrałbym rewanżowy mecz półfinałów Pucharu UEFA przeciwko Barcelonie z 2001 roku.
- Rivaldo był wielkim zagrożeniem ze strony Barcelony i słusznie określano go jako jednego z najlepszych na świecie. Wiedzieliśmy więc, że aby sobie z nim poradzić, będzie trzeba zagrać badzo dobry mecz.
- Sami był niesamowity. Jak dla mnie, ten okres był dla niego szczytem kariery i pamiętam, jak wykonał naprawdę fantastyczny wślizg na Rivaldo. To w gruncie rzeczy wystarczyło, by podsumować cały jego występ.
- Biorąc pod uwagę cały sezon, Sami był prawdopodobnie jedną z tych wielkich sił, które popchnęły nas ku potrójnej koronie.
5. Daj mi potrójną koronę
Dla Hyypii sezon 2000/2001 zaczął się od rutynowego zwycięstwa w pierwszej kolejce nad Bradford City na Anfield.
Jeden strzał z drugiej połowy wykonany przez Emila Heskey’a wystarczył, by The Reds zrewanżowali się za zeszłoroczną porażkę 1-0 na Valley Parade, przegraną, która kosztowała ich miejsce w Champions League.
Gdy fani wychodzili z The Kop skąpanego w słońcu, niewielu mogło przewidzieć, że 62 mecze później The Reds zapewnią sobie miejsce w elicie europejskiej, wznosząc po drodze trzy trofea.
Hyypia brał udział w 58 z tych meczów, raz po razie prezentując fantastyczne występy przeciwko klubom jak Barcelona czy Roma w Pucharze UEFA, pomagając klubowi zachować czyste konto w obu meczach z Manchesterem United. The Reds osiągnęli wówczas imponujący dublet w spotkaniach z odwiecznym rywalem.
Pierwsze trofeum przyszło w lutym, gdy zagrał pełne 120 minut w dynamicznym meczu z drużyną First Division, Birmingham City. Robbie Fowler zdawał się umożliwić jego wygranie, lecz karny Darrena Purse’a przedłużył mecz na Millennium Stadium w Cardiff o dogrywkę i karne.
Na szczęście Czerwoni triumfowali i gdy sezon zbliżał się do punktu kulminacyjnego, The Reds musieli zagrać największą z wielkich kolejek.
Remis 2-2 z Chelsea u siebie w przedostatniej kolejce sezonu była jedną z trzech wielkich gier w ciągu jednego tygodnia.
Zaczęło się od powrotu na Millennium Stadium i finale FA Cup z Arsenalem. Finał Pucharu UEFA z Alaves w Dortmundzie nastąpił zaś po absolutnie koniecznym zwycięstwie w ostatniej kolejce sezonu z Charltonem.
Plan był prosty. Trzy gry – trzy niezbędne zwycięstwa.
The Reds zdawali się upaść już w pierwszym momencie, gdy Freddie Ljungberg dał The Gunners prowadzenie, zasłużone w świetle tego co pokazali do połowy drugiej części meczu.
W gorące popołudnie Liverpool wydawał się rozpędzony. Thierry Henry terroryzował obronę. Sami i spółka musieli wznieść się na szczyty, by utrzymać Liverpool w meczu.
Gdy zaczął uciekać czas, potrzeba było bohatera by przekuć porażkę w zwycięstwo.
Stał się nim Michael Owen, który uderzył dwukrotnie w ciągu ostatnich 7 minut, dając tym samym triumf Liverpoolowi.
Był to niewyobrażalnie miły moment dla Samiego, który wówczas kapitanował drużynie i stał się jeszcze lepszym, gdy wzniósł puchar razem z rezerwowym Robbiem Fowlerem.
Mając w kieszeni Puchar Anglii, Liverpool pojechał do Dortmundu na finał Pucharu UEFA, na mecz, który miał stać się jeszcze bardziej dramatyczny. Samobój Geliego, długo po rozpoczęciu dogrywki dał sensacyjne zwycięstwo 5-4, dzięki zasadzie Złotego Gola. Dał pucharową potrójną koronę dla The Reds.
Kolejny raz Sami wzniósł puchar przy rezerwowym Fowlerze, zaledwie jeden mecz przed końcem niezwykłego sezonu.
Pierwsza połowa, świetna w wykonaniu Charltonu zdawała się zamknąć marzenia The Reds o grze w Lidze Mistrzów na rzecz Leeds, lecz zespół Houlliera poprawił się po przerwie i wygrał 4-0, wieńcząc niesamowity sezon w wielkim stylu.
6. Kapitan Sami
Początek sezonu 2001/2002 był dla Hyypii taki, jak koniec poprzedniego – polegał na wznoszeniu pucharów.
Bez Jamiego Redknappa i Robbiego Fowlera, Sami miał okazję po raz pierwszy samemu wznieść puchar, gdy The Reds zapewnili sobie zwycięstwem 2-1 nad Manchesterem United Tarczę Dobroczynności.
Kilka dni później dzielił przywództwo z Robbiem Fowlerem który wszedł ławki, pomagając mu wznieść Superpuchar Europy, dzięki zwycięstwie 3-2 nad Bayernem Monachium, triumfatorom Ligi Mistrzów.
Do tego czasu fani przyzwyczaili się do oglądania Fina prowadzącego The Reds przed meczem. Gdy więc odszedł Redknapp, zaś Fowlera sprzedano do Leeds, Hyypia został oficjalnie ogłoszony kapitanem klubu, 17 kwietnia 2002 roku.
Po nominacji asystent menedżera, Phil Thompson, powiedział
- Sami stawił czoła dziwnemu scenariuszowi w trakcie ostatnich 18 miesięcy, podczas których Jamie był kapitanem, zaś Robbie Fowler wicekapitanem.
- Jamie oczywiście nie grał wiele, zaś Robbie był częścią systemu rotacyjnego w ataku, lecz Sami zawsze był ucieszony z możliwości wkroczenia.
- Nawet, gdy był kapitanem na starcie meczów o puchary, nigdy nie było ani okruchów niepewności w dzierżeniu przez niego opaski. Chwile, w których chłopcy wznosili razem puchary, udowodnili jak zżytym jesteśmy klubem.
- Sami był oczywistym wyborem. Nie jest płaczkiem ani krzykaczem, lecz wykonuje obowiązki w cichy, odpowiedni sposób. Alan Hansen był bardzo podobny. Rzadko krzyczał, lecz jego zwykła postawa czyniła z niego wspaniałego kapitana.
- Sami ma wszystko, czego potrzeba, by wykonać dobrą robotę. Jego ambicja nakaże mu teraz dążyć do wznoszenia trofeów już samodzielnie.
Kolejny sezon był rozczarowujący w świetle kampanii ligowej, lecz miał swoje miłe momenty, włącznie z wygraną 2-0 w finale Worthington Cup nad Manchesterem United – pierwszym pucharem kapitana Samiego.
- Nie sądzę, że ktokolwiek może powiedzieć, iż nie zasługiwaliśmy na zwycięstwo, gdyż zdominowaliśmy grę i wykorzystaliśmy nasze szanse – powiedział.
- Gdy tylko Stevie (Gerard) otworzył wynik, nic nie zagroziło naszemu zwycięstwu.
Jednakże, wzrastające znaczenie Gerrarda i niewielki spadek jego własnej formy, poprowadził do decyzji o przyznaniu tytułu kapitana pomocnikowi z Huyton w październiku 2003 roku.
O oddawaniu opaski Sami mówił z typową dla siebie klasą:
- Wierzę, że liderowanie poprowadzi Gerrarda na nowy poziom. Jest młodym i utalentowanym angielskim piłkarzem, przed którym widnieje świetlana przyszłość. To świetny chłopak na i poza boiskiem – powiedział.
- Nie było żadnego dramatu związanego ze zmianą kapitana. Nie powiedziałem nic, gdyż była to decyzja menedżera i szanuję ją.
- Bycie kapitanem w Anglii to niełatwa praca, gdyż wiele to od ciebie wymaga, nawet poza boiskiem. Jestem tą samą osobą niezależnie od tego czy mam opaskę, czy nie.
7. Wolej z Juventusem
Po odesłaniu na ławkę w trzech poprzednich spotkaniach ligowych, Sami wrócił do podstawowej jedenastki w miejsce niezgłoszonego do pucharów Mauricio Pellegrino na czas wizyty u włoskich gigantów z Juventusu.
Wielu obserwatorów spodziewało się, iż Turyńczycy będą zbyt trudnym rywalem dla zespołu Beniteza, lecz Liverpool myślał odwrotnie i poświadczył, że forma zwyżkuje.
Świetny start był kluczem do zwycięstwa w ćwierćfinale i to Sami otworzył wynik.
The Reds byli blisko już gdy Milan Baros i Luis Garcia skoczyli do wykonanego przez Stevena Gerrarda kornera, lecz to Hyypia przybył i wykończył akcję, pakując wolejem piłkę do bramki strzeżonej przez Gianluigiego Buffona w 10. minucie.
Był to świetny sposób na powrót do pierwszej jedenastki i gdy Garcia zwiększył prowadzenie kwadrans później, Liverpool czuł się półfinalistą Champions League.
Jednakże główka Fabio Cannavaro w drugiej połowie dała gościom nadzieję i Sami wraz ze spółką musiał się bardzo postarać w meczu rewanżowym, by zapewnić sobie bezbramkowy remis u siebie, a także półfinał z Chelsea.
Później Sami określił ten moment jako jeden z najpiękniejszych w sezonie.
- Ten gol był czymś wielkim dla mnie i dało nam to skrzydła, na których lecieliśmy przez cały mecz – powiedział. – Luis strzelił kolejnego pięknego gola nieco później.
- Jak zawsze mówię, była to dla mnie specjalna noc.
8. Cud Stambułu
Mimo wszystkich sukcesów sezonu potrójnej korony, Stambuł będzie zawsze wisienką na torcie dziesięcioletniej kariery Samiego na Anfield.
Wygranie Champions League to osiągnięcie NAJWYŻSZEGO szczytu kariery dla większości piłkarzy. W przerwie wydawało się jednak, że będzie to NAJNIŻSZY moment dla Samiego i innych.
The Reds tracili do Milanu trzy gole i tonęli w cieniu koszmaru pierwszych czterdziestu pięciu minut dla ludzi z Merseyside.
Tablica z wynikiem mogłaby jednak wyglądać nieco inaczej, gdyby przy stanie 1-0 dla Milanu Sami Hyypia wpakował piłkę do bramki Didy po dośrodkowaniu Stevena Gerrarda.
Nie było to jednak mu pisane.
Przetasowania w przerwie spowodowały ustawienie Djimiego Traore obok Samiego i Carry jako trzyosobowej defensywy i 15 minut po wznowieniu gry, Liverpool uczynił cud wyrównując wynik.
Była to rzecz jak z bajki i tak jak pozostali defensorzy, Hyypia odegrał wspaniałą rolę trzymając Milan na dystans, gdy The Reds zaczynali odczuwać zmęczenie.
Był on na miejscu, gdy trzeba było wybić piłkę głową by uratować bramkarza, Jerzego Dudka, przed stratą gola w doliczonym czasie gry. Umożliwiło to rozpoczęcie dogrywki.
Gdy koncentracja wszystkich więdła, obrona Liverpoolu dała radę pozostać niewzruszoną przez dodatkowy czas gry, prowadząc Liverpool do rzutów karnych, w których zapewnili sobie zwycięstwo i piąty Puchar Europy w historii.
W przeddzień finału Sami wypowiedział się tradycjach i zwycięskiej przeszłości Liverpoolu oraz o tym, jak chce napisać w niej nowy rozdział.
- Uczenie się historii jest dobre i wielu starszych piłkarzy przesyła nam swoje wsparcie.
- Teraz wierzę, że gdy wygramy to trofeum będzie to początek dobrej ery i wszyscy nasi piłkarze znajdą się na kartach historii.
- Byłby to świetny start dla klubu, by mógł wygrać kolejne puchary i każdy wie, że klub pod nowym menedżerem (Rafaelem Benitezem) znalazł się w dobrych rękach.
- Dla nas ważne jest, że u steru znalazł się ktoś, kto zna się na futbolu. Kto poprowadził nas do dalszych faz turnieju.
- To będzie dla mnie jedyna okazja, by wznieść ten puchar i nie mam zamiaru łatwo jej oddać.
- Przez wszystkie lata w których gram dla klubu widziałem oczekiwania, każdy pamięta dobre chwile dla Liverpoolu, gdy ten dominował w Europie.
- Ten mecz jest więc okazją, by przywieźć puchar do domu i wpisać nasze imiona do historii.
Kilka dni później Liverpoolczycy byli Królami Europy i Sami stał się uczestnikiem jednego z najwznioślejszych powrotów do domu w historii, przewyższającego nawet ten, gdy drużyna Gerarda Houlliera przywiozła do niego trzy puchary razem.
- Myślę że to o wiele więcej, niż rok 2001 i widok tych wszystkich ludzi, którzy wyszli nas zobaczyć jest po prostu fantastyczny – powiedział.- To naprawdę niewiarygodne i nie wiem, czy śmiać się, czy płakać.
- To wielkie osiągnięcie i wciąż zastanawiam się nad tym, co my zrobiliśmy. To wielka rzecz w mojej karierze i teraz mam medal zwycięzcy Champions League.
- Sposób, w jaki wróciliśmy do gry od stanu 3-0 pokazuje charakter tego zespołu i to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Mam nadzieję, że wygramy wiele kolejnych trofeów dla tych wspaniałych kibiców.
9. Rekord Obrońcy
Deportivo Saprissa byli nieszczególnymi oponentami, gdy Liverpool zapisał kolejny rekord, tym razem kolejnych czystych kont.
Kostarykański klub został pobity 3-0 w półfinale Klubowych Mistrzostw Świata FIFA i ustawili się w kolejce po Middlesbrough, Chelsea, Wigan, Sunderlandzie, Man City, Realu Betis, Portsmouth, Aston Villi, Anderlechcie i West Hamie, którzy zawiedli w starciu z defensywą The Reds.
Było to 11 kolejne czyste konto i zespół Rafy przewyższył drużynę Kenny’ego Dalglisha z 1987 roku w klubowych księgach rekordów.
Sercem straży tylnej byli Carragher i Hyypia.
Duetowi zaufał Rafael Benitez, gdy przybył latem sezonu 2004/2005 i po zapewnieniu The Reds zwycięstwa w Champions League, zbliżali się oni do szczytów formy w swoim partnerstwie.
Sami jednak nie był na boisku, gdy rekord stał się faktem. Zmienił go Luis Garcia w 72 minucie, gdy zwycięstwo było już pewne.
Była to zmiana, o której Carragher powiedział, że go raczej nie ucieszyła.
- Zadaniem defensywy jest utrzymać czyste konto i choć nie jest to coś, o czym myślisz w trakcie meczu, im dłużej pozostajesz niepokonany, tym bardziej zdeterminowany jesteś, by to utrzymać – powiedział później w tym samym sezonie.
- Pamiętam jak byliśmy na drodze do rekordu czystych kont w Japonii. Nawet, gdy mieliśmy już wygraną w kieszeni, zmartwiło mnie zmienienie Samiego Hyypii, gdyż naprawdę chciałem, by nie groziła nam strata gola w tym meczu, pomimo tego, że najważniejszą część zadania już wykonaliśmy i wygraliśmy do tej pory mecz.
Również szef, Rafael Benitez, wypowiedział się o rekordowym osiągnięciu.
- Historia wiele znaczy dla takiego klubu jak Liverpool, więc to wspaniale że ten zespół osiągnął tak dużo.
- Zasługują na miejsce w podręcznikach historii.
10. Cofając zegar –zwycięstwo 4-1 nad United
Sami wyglądał na odmłodzonego, gdy przejawił wirtuozerski występ na Old Trafford, gdy Liverpool zanotował największe zwycięstwo w historii ligi.
To, co czyni występ Hyypii nawet bardziej wstrząsającym jest fakt, iż nie spodziewał się, że zagra przed rozpoczęciem meczu.
Kontuzja przydarzyła się Alvaro Arbeloi podczas rozgrzewki i defensywa wymagała ponownego zestawienia. Fin został wybrany do podstawowej jedenastki o godzinie jedenastej.
Jedno szczególne uderzenie lewą nogą pozwoliło mu wybić piłkę z własnego pola karnego. Był to jeden z wielkich momentów niezapomnianego dla The Reds popołudnia. Były to zresztą sensacyjne cztery dni, łączące mecz przeciwko United ze zwycięstwem 4-0 nad Realem Madryt.
- To był dobry tydzień – powiedział Hyypia po meczu. – Zapytano mnie, czy miałem takie siedem dni poprzednio w karierze i nie znalazłem żadnego, poza rokiem 2001 gdy w tydzień wygraliśmy kilka pucharów.
Gdy został zapytany o jego imponujący występ po niespodziewanym włączeniu do podstawowej jedenastki, odpowiedział z typową dla siebie skromnością.
- Dowiedziałem się ledwie kilka chwil nim wyszliśmy na boisko – powiedział.
- Zastanawiałem się jak będą wyglądały pierwsze minuty, lecz gdy wyszedłem na boisko, nie było żadnych problemów.
Występ Hyypii wzbudził słuszne i niezliczone oklaski, zaś podsumował go legendarny Alan Hansen.
- Jest wybitnym profesjonalistą i był dla Liverpoolu wielkim piłkarzem przez tak długi czas – powiedział. - Prowadzi przez przykład i nigdy ich nie zawodzi.
Komentarze (0)