In Kenny We Must Trust
Nie ma piłkarza, który obecnie nie jest łączony z żadnym klubem, oraz który nie pierwszy jest tematem wydawać by się mogło, bezustannej obserwacji na forach internetowych i telefonów słuchaczy podczas audycji radiowych. Amatorski scouting stał się na tyle częścią współczesnego futbolu, co zwariowane godziny meczów i symulowanie kontuzji. Co więcej, zapewne zostanie tak na dłużej.
Ludzie mogą teraz oglądać dużo więcej piłki nożnej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystko dzięki telewizji satelitarnej, transmisji internetowych i popularności gier komputerowych, w których każdy może być menedżerem, przynajmniej w świecie fantazji. To oznacza, że kibice mogą zaspokoić swoje pragnienia, kiedy temat dotyczy oceniania odpowiednich wartości i zalet potencjalnych celów transferowych.
Tylko w ostatnim tygodniu media łączyły Liverpool z - między innymi - takimi zawodnikami, jak Jordan Henderson, Phil Jones, Connor Wickham, Charlie Adam czy Sylvain Marveux. Wszyscy byli poddani obserwacji i ocenie przez forum publiczne. W pewnym sensie, jest to tylko technologiczne ulepszenie względem ludzi debatujących o celach transferowych w sposób werbalny w pubie. Jedna rzecz pozostaje jednak bez zmian. Kiedy stanowisko menedżera piastuje taki człowiek, jak Kenny Dalglish, to powinien mieć zaufanie, gdyż orientuje się najlepiej, co jest najlepsze dla jego drużyny.
Pod koniec ostatniego sezonu, Dalglish dokonał trafnej uwagi, która podpowiada zarówno, jakiego typu piłkarzy poszukuje Liverpool podczas tego lata, jak również podkreśla dążenie tylko do jednego obiektu zainteresowań w pogoni za celami transferowymi.
- Jeśli ludzie chcą zobaczyć najlepszych piłkarzy oraz obecnych zawodników klubu piłkarskiego w czerwonej koszulce, to właśnie mówimy o naszej ciężkiej pracy, którą właśnie wykonujemy - powiedział menedżer Liverpoolu. - Chcemy piłkarzy obdarzonych największym talentem, jeśli to możliwe. W takiej sytuacji zostaliśmy osadzeni i będziemy się o to starać. Kto ocenia piłkarzy? Czyja opinia tak naprawdę ma znaczenie? To ludzie, którzy się o nich ubiegają. Niektórzy mogą pomyśleć, że dany zawodnik nie jest z najwyższej półki, ale nasze zdanie jest najważniejsze.
Dalglish pozostaje niewzruszony wobec tego i jedynie jego własna ocena, Damiena Comolliego i klubowej siatki skautów ma tak naprawdę znaczenie, kiedy nadchodzi czas by podjąć decyzję, czy piłkarz jest wystarczająco dobry, czy też nie dla klubu piłkarskiego. Fakt ten powinien spowodować spore pokrzepienie dla wszystkich, którzy chcą zobaczyć Liverpool ponownie wśród elity angielskiego futbolu. W jednej chwili menedżer pada ofiarą czynników zewnętrznych, a potem chce prowadzić klub piłkarski, dlatego w tej roli nie można ulegać opinii publicznej. W końcu to jest Liverpool Football Club, a nie talent show typu Idol.
Każdy, kto chce zrozumieć, w jaki sposób Dalglish będzie opracowywał transfery tego lata, może dalej próbować szczęścia albo upolować książkę pod tytułem Secret Diary Of A Liverpool Scout. To genialna relacja pracy legendarnego Geoffa Twentymana, który pracował z takimi sławami, jak Bill Shankly, Bob Paisley i Joe Fagan. Być może część uważa, że współczesny scouting bardzo różni się od tych czasów, kiedy Twentyman rekrutował jednych z najlepszych piłkarzy angielskiego futbolu. Jednakże Dalglish zdaje sobie sprawę lepiej niż pozostali, że podstawowe zasady pozostają takie same.
Szkot będzie szukał tych samych rzeczy, na które polował Twentyman. Układu cech, które tak dobrze przyczyniły się na Anfield w przeszłości, oraz które znowu mogą dobrze posłużyć w przyszłości. Jeśli piłkarz potrafi podawać i dobrze przemieszczać się na boisku, posiada dobry temperament i mentalność zwycięzcy, wtedy ma przed sobą dobry start, żeby zostać piłkarzem Liverpoolu. Oczywiście istnieje mnóstwo takich piłkarzy, którzy obecnie grają na boiskach, dlatego wówczas wiele zależy od zdolności człowieka, który prowadzi selekcję. Jednocześnie, zgodnie z tym, co można usłyszeć od dobrze poinformowanych osób, niewiele osób ma lepsze oko do talentów niż Dalglish.
Z oczywistych względów, sytuacja jest nam doskonale znana. Wystarczy cofnąć się pamięcią do roku 1987, kiedy Dalglish pracował nad skompletowaniem prawdopodobnie najlepszej drużyny w historii Liverpoolu. John Aldridge był pierwszym nowym zawodnikiem w zespole i naprawdę trudno to sobie wyobrazić w chwili obecnej, jednak wówczas wiele osób miało wątpliwości, czy zawodnik Oxford United i ktoś, kto wcześniej grał w Liverpool Sunday League posiada odpowiedni talent, żeby występować w drużynie walczącej o mistrzostwo Anglii.
To samo, jeśli chodzi o Johna Barnesa, który wzbudzał podejrzenia, ponieważ miał niespójną formę w Watford i nie przyciągnął zainteresowania żadnych czołowych klubów z Anglii, podczas gdy Liverpool zjawił się z ofertą 900 tyś funtów za jego usługi. Transfer Petera Beardsleya za rekordową wtedy kwotę 1.9 mln funtów wywołał mniej wątpliwości, a jedyny problem dotyczył tego, że jego transfer nieuchronnie może pokierować grającego na boisku Dalglisha jeszcze bliżej do emerytury.
Kiedy Ray Houghton i Nigel Spackamn, dwóch solidnych, ale mało spektakularnych piłkarzy kolejno z Oxford oraz Chelsea trafiło na Anfield, pojawiły się głosy, że Liverpool nie stara się o największe gwiazdy. Dalglish widział jednak te sprawy inaczej. Jego zdaniem sprowadził kwintet gwiazd, tylko świat piłki nożnej jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. W najbardziej spektakularny sposób okazało się, że miał rację. Liverpool odsunął przyjezdnych na bok i bez wysiłku zdobył mistrzostwo Anglii prezentując przy tym futbol, jaki rzadko było widać w tym kraju.
Wszystko dzięki zdolnościom Dalglisha, który potrafi wypatrzeć talent zawodnika, a potem ułożyć zespół w oparciu o nowe twarze oraz dotychczasowy skład. To wielka sztuka, dlatego jest artystą. Właśnie dlatego podczas debaty, czy dany piłkarz jest wystarczająco dobry dla Liverpoolu, czy nie - a przecież wszyscy o tym rozmawiamy - jest tylko jeden człowiek, który ma najlepsze położenie z nas wszystkich, żeby o tym zdecydować. Tym człowiekiem jest Kenny Dalglish.
Tony Barrett
Komentarze (0)