Rok niezadowolenia już za nami
Jak dużą różnicę może zrobić jeden rok. Jako iż fani The Reds czekają niecierpliwie na rozpoczęcie następnego sezonu, łatwo zapomnieć, że 12 miesięcy temu Liverpool był klubem, który wyglądał, jakby cofał się w rozwoju.
Zgorzkniałe okoliczności odejścia Rafy Beniteza, apatia, która przywitała Roya Hodgsona jako jego następcę oraz spokojny charakter letnich transakcji The Reds przyczyniły się do sytuacji, w której głównym celem wydaje się być zapewnienie klubowi, iż najlepsi zawodnicy drużyny nie opuszczą statku, który płynął niebezpiecznie blisko finansowej góry lodowej.
Natomiast za kulisami George Gillett i Tom Hicks manewrowali wokół sali konferencyjnej, pokazując swoją niekompetencję, która zostałaby uznana za komiczną, gdyby nie była tak szkodliwa. Nic dziwnego, że Liverpool zaliczył swój najgorszy ligowy start od ponad pół wieku.
Hodgson, który przywraca swoje dobre imię w West Bromwich Albion, był ewidentnie przytłoczony wymaganiami Liverpoolu - zapłacił za to swoją pracą, podczas gdy Gillett i Hicks ostatecznie zapłacili za swoje złe gospodarowanie klubem w Sądzie Najwyższym. Liverpool, jak się wydaje, nie wraca już do tych czasów.
Na Anfield panuje teraz niezwykła harmonia. Klub ma z powrotem swoją magiczną siłę, a kibice mają z powrotem swój klub.
Podpisanie w tym tygodniu kontraktu z Jordanem Hendersonem być może nie jest najważniejszym momentem w historii klubu, ale przybycie pomocnika Sunderlandu z pewnością ma swoją symbolikę.
Mamy tutaj piłkarza, 20-letniego, który jest powszechnie uważany za jednego z najlepszych młodych talentów w historii angielskiego futbolu. I Liverpool go kupił. Nie chodzili na palcach wokół niego, nie zwlekali lub 'monitorowali sytuacji' - po prostu poszli i podpisali kontrakt z jednym ze swoich czołowych celów.
To była szybka, zdecydowana praca i symbol nowego systemu, w którym strategia i filozofia działania klubu jest wspólna. Nie ma już stylu Ricka Parry'ego oraz Rafy Beniteza - stylu, w którym panował ciągły konflikt. Prawa ręka Liverpoolu dokładnie wie, co robi lewa, a klub wyraźnie korzysta z takiej jedności.
Dodatkowo, ich działalność transferowa jest prowadzona ze stylem i klasą, z którą klub od dawna był wiązany. Nie ma żadnych cudownych historii, żadnych przecieków, sprzeczności i półprawd. Liverpool ma jasny plan na temat tego, których piłkarzy chcą sprowadzić oraz sposób, w jaki to zrobią.
Słowa Damiena Comolliego w wyniku sprowadzenia Hendersona mówiły o konieczności szybkiego i cichego działania przez całe lato oraz sugerowały dalszą działalność w przyszłości.
- W ten sposób osobiście lubię pracować - powiedział Dyrektor ds. Piłki Nożnej w Liverpoolu.
- Im wcześniej, tym lepiej, ponieważ możemy ponownie zmienić naszą strategię lub podjąć decyzję, że nie będziemy już więcej czegoś robić - jednak to nie będzie teraz miało miejsca!
Panuje powszechne przekonanie, że strategia Comolliego, Dalglisha i ich zespołu opiera się wyłącznie na wyłapywaniu młodych, utalentowanch, angielskich graczy. Komentarz Francuza - jeśli piłkarz jest Anglikiem, albo Brytyjczykiem, czy też grał w Premier League, to będziemy patrzeć na niego w pierwszej kolejności - zdaje się to potwierdzać.
Natomiast Dalglish ma otwarty umysł. To właśnie on był jednym z głównych motorów napędowych klubu przez cały rok prowadzonego pościgu za Luiem Suarezem, a jego znajomość europejskiej, a w zasadzie światowej piłki nożnej jest encyklopedyczna. Sugerowanie, że chciał ograniczyć swoje letnie cele transferowe do tylko jednej narodowości jest co najmniej naiwne.
Oczywiście transfer Hendersona sam w sobie może być przedmiotem debaty na długi czas. Większość pytań zadawanych w tym tygodniu koncentrowało się głównie na tym, gdzie będzie można zmieścić kolejnego pomocnika.
Są to uzasadnione pytania. Zarówno Jay Spearing jak i Lucas Leiva doskonale prezentowali się pod koniec ubiegłego sezonu oraz zostali słusznie wynagrodzeni w postaci nowych kontraktów. W międzyczasie Steven Gerrard i Raul Meireles zapewniają bardziej atrakcyjną opcję w środku pola.
Henderson, jak mówią ci, którzy widzieli go z bliska w Sunderlandzie, ma energię i jakość, aby grać jako prawy pomocnik, ale interesujące będzie zobaczyć, jak Dalglish wykorzysta swój najnowszy nabytek. Zwłaszcza jeśli, jak oczekiwano, Charlie Adam jest jednym z następnych nazwisk na radarze The Reds.
Jedno jest jednak pewne - to miłe dla fanów Liverpoolu, iż mogą usiąść i przedyskutować kwestie piłkarskie tego lata, zamiast martwić się o sprawy niezwiązane z boiskiem piłkarskim.
Długo można by kontynować.
Neil Jones
Komentarze (0)