Kartka z historii
Ian Callaghan z numerem 7. na koszulce, zwisającej z jego wątłych ramion jak namiot, uśmiechał się od ucha do ucha na swojej dziecięcej twarzy, kiedy schodził z murawy Anfield. Nie ma się co temu dziwić, gdyż ten 18-letni skrzydłowy w swoim debiucie dla Liverpoolu zaprezentował tak znakomity występ, że nawet dawny ulubieniec - Billy Liddell nie zagrałby lepiej.
Ian o twarzy dziecka zachwycił
Liverpool 4 Bristol Rovers 0
Zastanawiające jest trochę, że nawet sędzia Reg Leafe dołączył do zawodników obu drużyn, oklaskując tego zadziwiającego młodzieńca z boiska.
Od pierwszej minuty, kiedy Callaghan dostał bezpośrednią piłkę pod nogi, zatańczył obok Watlinga i posłał doskonałą piłkę w kierunku pola bramkowego, był on cierniem dla obrony drużyny gości.
Sposób, w jaki przytrzymywał piłkę do czasu aż reszta napastników znalazła się na swoich pozycjach była lekcją poglądową dla niektórych z jego bardziej doświadczonych kolegów. Opanowana gra Callaghana uspokoiła Liverpool i pozwoliła grać im futbol, który przypieczętował ich pozycję na szczycie tabeli.
Nawet pierwsza bramka padła po jednym z jego błędów, jakiego się dopuścił w pierwszej połowie. Źle uderzył z rzutu różnego, piłka jednak potoczyła niebezpiecznie i Melia zdobył gola. Pełen podziw dla Watlinga, obrońcy Bristolu, który ciągle nękany podstępami Callaghana nie próbował nawet żadnych brutalnych zagrań czy innych nieuczciwych posunięć.
Watling i Pyle mieli mnóstwo pracy w obronie w drugiej połowie, kiedy stała presja Liverpoolu doprowadziła do goli A’Courta, Campbella i Hunta.
Przez dłuższy okres aż dziewięciu zawodników Bristolu walczyło przeciwko lawinie we własnym polu karnym. Zanim Bristol został rozłożony na łopatki w drugiej połowie Hooper i Biggs bez rezultatu próbowali jeszcze coś zmienić. Bristol natrafił jednak na jeden z natchnionych dni Liverpoolu, zwłaszcza w drugiej połowie.
LIVERPOOL: Slater, Byrne, Moran, Wheeler, White, Campbell, Callaghan, Hunt, Hickson, Melia, A’Court
BRISTOL ROVERS: Radford, Hillard, Watling, Sykes, Pyle, Mabbutt, Petherbridge, Biggs, Bradford, Ward, Hooper
Sędzia: R. J. Leafe (Nottingham)
16 kwietnia 1960
Powróćmy do roku 1961, kiedy odchodzący na emeryturę, nieśmiertelny już Billy Liddell został z niepokojem zapytany „Kto cię zastąpi?” Prorocza odpowiedź była wyjątkowo trafna.
- Zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie podążał moimi śladami. Już mają na Anfield kogoś takiego, młodzik nazywa się Ian Callaghan – powiedział Billy, były piłkarz Liverpoolu, reprezentant Szkocji i słynna gwiazda światowego futbolu, jedyny zawodnik, od którego imienia nazwano zespół – Liddellpool.
- Grałem z nim dwa razy, widziałem jego postęp i wierzę, że wniesie do tego klubu, do gry i do reprezentacji wiele dobrego.
Szesnaście lat i kilkaset meczy później Liddell powiedział:
- Oglądając się za siebie, wątpię żeby było wielu, którzy nie zgodziliby się z tym stwierdzeniem.
Dziesiątki tysięcy fanów Liverpoolu zgadzają się z tym i wyrażą swoje emocje oklaskami jutro na wypełnionym po brzegi Anfield.
WZÓR
Przy owacjach na stojąco, pomiędzy dwoma salutującymi szeregami zawodników Lancashire i gwiazd światowej piłki nożnej, Cally, chłopak, który za Liddellem wkroczył do serc fanów Liverpoolu wyjdzie, żeby rozegrać swój jubileuszowy mecz.
- On zasłużył na wszelkie wyrazy uznania, jakie jutro otrzyma, wszystkie pochwały, które zebrał przez lata – przyznaje Liddell. To wzór profesjonalisty, nie popadającego w tarapaty ani na boisku, ani poza nim, nigdy nie dającego z siebie mniej niż sto procent.
- I oczywiście – uśmiecha się Billy – Cally pobił jeden z moich najważniejszych rekordów. Elisha Scott dzierżył rekord największej ilości występów dla Liverpoolu do czasu aż ja przejąłem ten zaszczyt i teraz Ian przejął go po mnie.
Liddell oczywiście będzie jutro obecny. To on jest jednym z głównych organizatorów tego wydarzenia.
- Przynajmniej tyle mogę zrobić – mówi.
W pobliżu będzie także inne ogniwo w łańcuchu sukcesji na Anfield – 18-letni Sammy Lee. Kiedy Cally po raz pierwszy wystąpił w swoim seniorskim meczu, Sammy był bujany w dziecięcym wózku na ulicach Liverpoolu. Dzisiaj, o synu lokalnego rzeźnika mówi się jako o tym, który przejmie sukcesję po Callaghanie w drużynie.
Callaghan powiedział o Liddellu:
- On zawsze był moim bohaterem. To taki typ zawodnika, o którym marzysz, żeby go naśladować, ale myślisz, że to nie możliwe, żeby kiedykolwiek tego dokonać.
- Kiedy pojawiłem się tutaj 19 lat temu już jako zawodowiec okazało się jednak, że trenuje z nim ramię w ramie, rozgrywam kilka meczy i otrzymuję od niego rady. To było wspaniałe, ale taki właśnie on jest.
Lee powiedział o Callym:
- Jeżeli Billy Liddell był bohaterem Iana, Ian z kolei był moim. Oglądałem go na boisku, podziwiałem i marzyłem jak on, że pewnego dnia, ja także będę tam robił takie rzeczy. Wtedy działacze Liverpoolu wypatrzyli mnie na meczu Sunday League (amatorskie rozgrywki rozgrywane w niedziele, przyp M.) i zaproponowali dołączenie do klubu. Byłem wniebowzięty. Zarówno Liverpool, jak i cały świat piłkarski jest równie podekscytowany Lee.
SZACUNEK
A nasz młodzieniec, czy to na treningu w Melwood, czy wieczorami podpatrujący skautów i młode talenty mówi:
- Kiedy słyszę takie rzeczy czuję się zakłopotany. Ja po prostu chcę grać. Kto w każdym razie może w ogóle mówić o zastępowaniu Iana Callaghana? To znakomity profesjonalista, który nadal gra tak dobrze, jak wtedy kiedy oglądałem go z trybun. Często go obserwuję i odkąd tu jestem, szanuję go jeszcze bardziej.
- Ma przed sobą jeszcze wiele lat.
18 października 1977
Komentarze (0)