Dajcie Downingowi szansę
Letnie okno transferowe jest oczywistym przykładem tego, że wszelkie odmowy niewiele znaczą, nawet jeżeli nie mają one charakteru formalnego.
Stale do nich dochodzi tak często, że w futbolu jest to jeden z tych elementów, które były od zawsze, jak pogoda, ruch uliczny, wspólne pragnienie obicia sofy brązową skórą, czy inna tęsknota tak wielka, że nie sposób pomieścić jej w całej sieci magazynów.
Najświeższe transferowe spekulacje koncentrują się na znanych już postaciach. Luka Modric być może przeniesie się do Chelsea, a być może nie. Tak czy inaczej nadal będzie on przypominał małego chłopca przebranego za czarownicę poruszającego się z piłką przy nodze tak naturalnie, że wydaje się, że bez niej nie byłby się w stanie w ogóle poruszać i tylko usiadłby i poddał się chandrze jak kangur z pustą kieszenią. Samir Nasi chce opuścić Arsenal, żeby zarabiać więcej pieniędzy, a Cesc Fábregas w końcu przeniesie się do Barcelony, chociaż ta saga ciągnie się już tak długo, że Fábregas sam zaczął przypominać chorowitego, zbitego psa, płaczliwie przygarniętego przez telewizję.
Być może najbardziej interesującą historią jest propozycja transferu Stewarta Downinga do Liverpoolu za 19 milionów funtów, która została powitana przez niektórych fanów the Reds ze wzruszeniem ramion, a przez wielu jako ostateczny dowód na „Angielską opłatę”, którą klub musi uiścić za zbytnie wahania na krajowym rynku. To dość przygnębiająca reakcja. Downing jest najbardziej niedocenianym angielskim piłkarzem: inteligentny, silny, z wyrafinowanym podaniem jego wszechstronną lewą nogą. Nie tylko to odróżnia go jako angielskiego zawodnika. Przede wszystkim z wiekiem staje się on lepszy, a nie gorszy, zyskuje formę, a nie plącze się w alkoholowym transie czy łamie kolana. Wbrew tendencjom jest on również nieco lepszy niż powinien być.
Pomimo tego, Downing jest nadal postrzegany jako postać szczególnie przygnębiająca. Dlaczego tak jest? Bez wątpienia ma on okropne nazwisko. Stewart Downing. Downing. Down. Ing (down z ang. spadek, przyp. M.). Jeśli tylko nazywałby się Stewart Davis albo Steve Dawning albo Stanley Devastating bardziej wskazywałoby to na jakiś atrakcyjny sportowy życiorys, a mniej na jakiegoś objazdowego sprzedawcę spinaczy lub bladego wymoczka ze szkoły, który stale chorował i płakał podczas lekcji wychowania fizycznego.
Nie chodzi tu jednak o imię i nazwisko. Downing jest zawodnikiem przeklętym przez skojarzenia z wadami innych. W tym momencie nadszedł czas, żeby poruszyć inny temat. Musimy porozmawiać o Stevie McClarenie. Nadszedł na to czas. Przez te lata, które minęły, angielska przerwa McClarena nadal wydaje się niejasna i zamazana, jak jakiś ukryty wstyd. Są gracze, którzy nie zostali całkiem odkryci, ci, którzy pojawiają się w strudze nieszczęsnej "Złotej Generacji”, gubią się po drodze albo pozostają przygnieceni ciężarem wspomnień. Nazwijmy tych zawodników "Rudą generacją".
David Bentley być może chwiałby się w każdym możliwym przypadku, pierwszym niewłaściwym krokiem, jaki jednak wykonał było zajęcie miejsca Davida Beckhama wśród graczy rudej generacji. Jest także kwestia Darrena Benta i bzdur, jakie rozchodzą się na jego temat. Są one całkowicie niezasłużone. Bent to świetny zawodnik, ale będzie musiał znosić te brednie wywołane przede wszystkim przez słynną już zmarnowaną okazję w meczu reprezentacji Anglii ze Szwajcarią na Wembley. Przedwcześnie przyznany mu status niezdary wykrystalizował się, tworząc brudne plamy – bzdury, które pomimo tego, że Bent wielokrotnie udowadniał swoją wartość, pozostaną w świadomości.
Są też inni. Uważam, że w tym okresie Steven Gerrard uległ destabilizacji w wygranym meczu z Andorą, po którym przylgnęło do niego pojęcie, że poprzez moc swoich wściekłych ataków mógł stać się niepokonanym w koszulce reprezentacji Anglii, stając się ostatecznie torturowaną marionetką poruszającą ramionami podczas ostatnich Mistrzostw Świata.
McClaren miał przynajmniej jakieś pomysły, jakieś poczucie taktycznej płynności (fatalnie płynnej, ale nadal płynnej) i atmosfery ostrożnego internacjonalizmu. Czy Anglia mogłaby się znaleźć w pozycji jeszcze gorszej od tej, w której znajduje się teraz, jeśli pozwolono by uczyć się na błędach, zauważyć jego szczere, dobre intencje? Prawdopodobne tak, ale faktem pozostaje to, że drużyna Anglii jest zasadniczo tymczasowo zatrzymana przez Fabio Capello i zrobi się ponownie interesująca gdy stanie na jej czele szalony, drażliwy, wymachujący rękami Anglik spowity przejmującymi namiętnościach.
Być może jeszcze daleko do pełnej rehabilitacji McClarena, ale Downing, jego protegowany z Middlesbrough, chłopak z plakatu rudej generacji i początkujący reprezentant Anglii, wygwizdany podczas rozgrzewki zasługuje na drugą szansę. Jest on przynajmniej realistycznym celem. Downing jest tym, na którym możemy się teraz skupić. Nie jest on jakimś wystrojonym chłystkiem z peryferiów, fałszywym Iberem czy jakimś giętko-udym niebiańskim wojownikiem, muskularnym angielskim napastnikiem, którego idealne wcielenie objawia się pod postacią człowieka ptaka z Flasha Gordona.
Z Downingiem, McClaren miał sensowny pomysł: zbudować zespół wokół zręcznych, utalentowanych, pracowitych graczy, a nie fałszywych proroków i samo napędzających się celebrytów. Downing mógłby być także mądrym zakupem dla Kenny’ego Dalglisha. Dajcie mu szansę. Cieszcie się z jego umiejętności i energii. Pogrzebcie stary wstyd. Dajcie nam odpocząć.
Barney Ronay
Komentarze (0)