ARTYKUŁ
W swoim najnowszym blogu znany czytelnikom tej strony Tony Barrett, dziennikarz sportowy the Times, a prywatnie kibic Liverpoolu, porusza kwestię ewentualnego nowego stadionu The Reds. Choć osobiście nie skłania się w tym felietonie do żadnej z opcji, dominuje tu jedna bardzo wyraźna i słuszna myśl. Jaka? Zapraszamy do lektury!
Bez zbędnego pośpiechu
"Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałeś Anfield, ale gdy ja byłem tam po raz pierwszy, to była największa toaleta w Liverpoolu. Musieliśmy sprowadzać wodę z Oakfield Road i to kosztowało 3.000 funtów. Nie było wody w spłuczkach" - Bill Shankly.
"Anfield to pierwszy i oczywisty wybór. Lecz rzeczywistość może sugerować coś innego. Tak wiele przeszkód" - John W. Henry.
ANFIELD - jedno słowo, siedem liter, dzielnica Liverpoolu, stadion futbolowy. Podstawowe fakty nie oddają wiernie tego, czym Anfield jest, nie mogą. One mogą grać jedynie drugie skrzypce wobec tej mieszaniny mistycyzmu, nostalgii i emocji które nas ogarniają ilekroć pada ta nazwa.
Od bycia "największą toaletą w futbolu", jak w swej niezapomnianej wypowiedzi nazwał go Shankly, Anfield przebył długą drogę by stać się jednym z najbardziej renomowanych i czczonych miejsc nie tylko w futbolu, ale w sporcie w ogóle. To unikalne miejsce gdzie legenda była tworzona i miały miejsce największe wyczyny. Zdaniem wielu - a przede wszystkim Jose Mourinho - potęga Anfield Road odegrała znacznie większą od oczekiwanej rolę w piątym zwycięstwie Liverpoolu w Pucharze Europy.
W związku z Hillsborough, było to miejsce, w którym Liverpool i cały kraj zogniskował swój żal związany z największą katastrofą w historii angielskiego futbolu. Anfield to nie tylko teren piłkarski, to znacznie, znacznie więcej niż to.
Zwiększa się jednak prawdopodobieństwo, iż jest to jedynie odwlekanie nieuniknionego. Rada miasta Liverpool poinformowała klub, że ten musi podjąć decyzję do końca września, czy ma zamiar opuścić swoją duchową twierdzę i wybudować nowy obiekt w pobliskim parku Stanleya. Oficjele Liverpoolu w tym czasie przyznają, że przeszkody, które się im ukazały, sugerują, iż nadchodzi kres Anfield.
To bardzo trudna i napięta sytuacja, która wyniknęła z trwających ponad dekadę niepowodzeń Liverpoolu w kwestii rozstrzygnięcia spraw swojego stadionu pomimo posiadania kilku dogodnych ku temu sytuacji. Co zrozumiałe, rada miejska jest już znudzona czekaniem na decyzję i lokalna społeczność chciałaby szybko zobaczyć prostą decyzję: "wte czy wewte".
To jeden z powodów dlaczego rada miasta gra teraz tak twardo. Ta decyzja wiąże się z jednym z dwu planów rozwoju dla dzielnicy, więc rajcy czekają na określenie klubu, który z nich będzie mieć miejsce. Mimo to, właściciele klubu postępują całkiem słusznie sprawdzając każdy możliwy wariant i nie spieszą się ze stwierdzeniem, że nowy stadion jest jedynym realnym. To decyzja, którą podejmuje się raz w życiu, więc nie może być przyspieszana.
To musi być stanowisko Liverpoolu, bez względu na naciski mogące pojawiać się ze strony osób trzecich w nadchodzących tygodniach. Naciski mogą się pojawiać na stopie politycznej, finansowej i praktycznej, mogą się także pojawiać naciski wewnętrzne pochodzące z klubu z powodu determinacji, by rozwiązać tę kwestię raz na zawsze.
Lecz to może być jedna z sytuacji, gdy kunktatorstwo jest najlepszym wyjściem. Nie aby namieszać w całkowicie usprawiedliwionej chęci rady miejskiej, by podjąć decyzję, lecz by upewnić się, że ta podjęta będzie najlepszą. Jeśli będzie w to włączone ponowne zapłacenie 8.2 mln funtów europejskim funduszom i powrót do deski kreślarskiej jak chodzi o stadion, tak właśnie być musi, gdyż decyzja zaowocuje wieloma konsekwencjami dla klubu oraz dzielnicy w nadchodzących latach. Jeśli teraz podejmie się błędną decyzję, każdy - klub, zespół, fani, mieszkańcy dzielnicy i rada miejska - mogą z tego powodu cierpieć.
Jedyną rzeczą, na którą Liverpool z pewnością nie może się zgodzić jest przeniesienie do Stanley Park bez własnych zamierzeń lub z powodu zewnętrznych nacisków. Muszą odnaleźć właściwe rozwiązanie dla klubu i nawet jeśli koniecznym będzie ponowne przyjrzenie się wszystkim wariantom, które były rozważane w ostatnich latach - a także kilka nowych w rozmaitych lokalizacjach - niech tak będzie.
Liverpool musi chcieć przenieść się na taki stadion, którego pragnie. Tu nie ma żadnych rozwiązań kompromisowych, to zbyt istotna kwestia. Opuszczenie Anfield jest już same z siebie wielką decyzją dla każdego związanego z klubem, nie można dodawać do tego by stadion mógł nie spełniać oczekiwań którejkolwiek ze stron.
Jeśli Liverpool wykorzysta czas by zrobić wszystko samodzielnie, wtedy każdy będzie mógł czerpać z tego korzyści, nie tylko klub, ale też mieszkańcy dzielnicy od której aktualny stadion wziął nazwę. Rada potrzebuje decyzji i zasługuje na nią, lecz przede wszystkim potrzebuje dobrej decyzji a Liverpool musi być pewny, że podejmuje decyzję z której będzie całkowicie zadowolony, jakiego wyboru by nie dokonał.
Tony Barrett
Komentarze (0)