Dalglish nie boi się zaufać Akademii
17 kwietnia 2011 roku. Liverpool gra na Emirates, stadionie, na którym nie potrafił zwyciężyć od siedmiu meczów. Po niecałych 22 minutach, Fabio Aurelio jest zmuszony do zejścia z boiska z powodu kontuzji uda. Kenny Dalglish bez wahania zwraca się do jest zastępcy, Jacka Robinsona informując, że zaraz wejdzie na murawę.
Nastolatek jest oczywiście podenerwowany. Theo Walcott to onieśmielający rywal dla każdego bocznego obrońcy. Zwłaszcza takiego, który ma za sobą jedynie debiut w pierwszym składzie, a w obecnym sezonie nie zagrał w nim ani razu.
Odpowiedź Dalglisha? Żart i śmiech. Robinson wybiegł na boisko z uśmiechem na twarzy niemal tak szerokim jak tunel Kingsway (tunel biegnąc pod rzeką Mersey, łączący Liverpool z półwyspem Wirral - przyp.tł.).
- Kenny żartował i próbował uspokoić go przed wejściem na murawę - mówił Steve Clarke - Oczywiście taki moment jest dla młodego piłkarza niezwykle nerwowy, jednak Kenny starał się złagodzić sytuację. Podobnie było z Johnem Flanaganem.
Takie zachowanie wydaje się proste czy nawet nieznaczące, prezentuje jednak kombinację dwóch kluczowych czynników, które pojawiły się na Anfield od czasu powrotu Dalglisha: czerpanie radości z gry i promowanie wychowanków.
Robinson jest najmłodszym debiutantem w historii klubu. Gdy wystąpił w meczu z Hull, w maju 2010, roku miał zaledwie 16 lat i 250 dni.
Jego droga do pierwszej drużyny przypomina tą przebytą przez innych wychowanków Akademii, Martina Kelly'ego, Jaya Spearinga i Johna Flanagana. Ten ostatni zadebiutował sześć dni przed meczem z Arsenalem, gdy Liverpool zmasakrował 3-0 Manchester City.
Linia produkcyjny Kirkby na tym się nie kończy. Podczas okresu przygotowawczego oglądaliśmy Conora Coady'ego i Andre Wisdoma. Klub żywi także nadzieje, że od pierwszej drużyny niewiele dzieli Raheema Sterlinga, Adama Morgana i Michaela Ngoo.
Pojawienie się młodych talentów jest nie tylko potrzebne na Anfield. To konieczne. W związku z zasadą UEFA Financial Fair Play, która ma za zadanie ograniczyć wydatki europejskich klubów, spoczywa na nich obowiązek wychowywania własnych gwiazd.
Dalglish, który przed powrotem na ławkę trenerską Anfield pełnił funkcję ambasadora Akademii, wie o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Zna także jakość systemu szkolenia w Kirkby, czego dowodem było korzystanie z usług wychowanków bez najmniejszego zawahania.
- Kenny pracował z nami około 20 miesięcy - powiedział dyrektor Akademii, Frank McParland - Teraz jest menedżerem. To dla nas bardzo korzystna wiadomość.
- Zna wszystkich piłkarzy, sztab, dzieci i ich rodziców. Zamiast przyjść i zapytać: "Mogę prosić o lewego obrońcę?", mówi "Mógłbym skorzystać z Jacka Robinsona?" albo "Potrzebuję prawego obrońcy, dacie mi do dyspozycji Johna Flanagana?".
- Zna wszystkie dzieci z imienia i nazwiska, więc dla nas to wspaniała sytuacja.
Również perspektywy klubu wydają się obiecujące. Jednym z powodów ogromnej frustracji Rafaela Beniteza była struktura Akademii, która wydawała mu się patologiczna, uniemożliwiająca wychowanie piłkarzy gotowych do gry w pierwszym składzie.
Liverpool zdobył FA Youth Cup w 2006 i 2007 roku. Z obu tych drużyn jedynie Jay Spearing regularnie występuje wśród seniorów.
Zdesperowany w poszukiwaniu rozwiązań, Benitez doprowadził do odejścia Steve Heighwaya, powrotu z Boltonu McParlanda i zatrudnienia hiszpańskiego specjalisty od techniki Pepa Segury oraz Rodolfo Borrella, obecnego menedżera rezerw. Wydaje się, że Dalglish będzie mógł na tym skorzystać.
- Podczas ostatnich 18 miesięcy progres Akademii był fantastyczny - mówi.
- Podziękowania należą się Rafie, który sprowadził Pepa Segurę, Rodolfo Borrella i Franka McParlanda. Przeorganizował całą Akademię, a rezultaty widać w grze tych dzieci.
Oczywiście do pojawienia się młodego piłkarza powinno podchodzić się z dystansem. Futbol nie wybacza błędów i nawet dla najbardziej utalentowanego nastolatka wejście w dorosłość może stać się niezwykle trudne.
Jednakże Liverpool wydaje się mieć zarówno strukturę, jak i mentalność, która pozwoli mu wykorzystać wszystko, co w młodzieży najlepsze.
Może wydali w tym okienku transferowym ponad 40 milionów funtów, jednak Dalglish pokazał już chęć obdarzenia wychowanków zaufaniem, co zostało nagrodzone imponującymi występami.
Niezależnie od tego, co się stanie, interesujące będzie obserwowanie rozwoju zawodników pokroju Flanagana czy Robinsona. Ciekawe również, kto podąży ich śladami i drogą M57 dojedzie do Melwood.
Komentarze (0)