Czy warto żegnać się z Poulsenem?
Damien Comolli miał bez wątpienia bardzo pracowite lato. Prowadził długie negocjacje z innymi klubami, organizował i dopinał transfery nowych zawodników. Choć Francuz ciągle ma za zadanie sprowadzić na Anfield nowych defensorów to jednocześnie musi skupić się na sprzedaży niepotrzebnych piłkarzy.
W tym kontekście zawsze padały (i ciągle padają) te same nazwiska. Jedno prawdopodobnie bezpodstawnie – Christian Poulsen.
Reprezentant Danii to jeden (obok Konchesky’ego chyba największy) z symboli nieudolnej kadencji Roya Hodgsona na Anfield. Do Liverpoolu trafił jako naturalny następca Javiera Mascherano. Oczywiście – w konfrontacji z Argentyńczykiem Chris zgromadzi bardzo mało argumentów na swoją korzyść. Jest starszy, wolniejszy, brakuje mu tego charakterystycznego dla Mascherano temperamentu, po prostu nie posiada takiej charyzmy i pozycji w zespole jaką miał u Beniteza obecny zawodnik Barcelony.
Na pewno nie stać go na pasjonujący pościg za uciekającym przeciwnikiem, na pełen poświęcenia wślizg, czy pyskówkę z arbitrem. Zarzutem najczęściej kierowanym pod adresem naszego numeru 28 była zbytnia pasywność w grze i w rozgrywaniu piłki; to, że większość podań zagrywał do tyłu, grał asekurancko itd.. W przededniu startu nowego sezonu warto zadać sobie pytanie – czy rzeczywiście warto pozbywać się Christiana Poulsena?
Zerkając na profil drugiej linii Liverpoolu trudno nie dojść do wniosku, że aż roi się w niej od zawodników, których nominalna pozycja to środek pomocy. Zwróćmy jednak uwagę na inny fakt – Poulsen to jedyny, obok Lucasa Leivy, stricte defensywny pomocnik w kadrze „The Reds”. O jego słabszych stronach napisano już bardzo dużo. Jednak kapitan reprezentacji Danii posiada też swoje walory: spokój, w miarę przyzwoitą technikę przyjęcia piłki, niezły młotek w prawej nodze, z którego jednak bardzo rzadko korzysta, dobry w grze głową.
Przedsezonowe sparingi pokazały, że Poulsen potrafi obsłużyć kolegę bardzo dobrym długim podaniem. Na jego korzyść przemawiają także inne cechy, niekoniecznie piłkarskie. Spokojny na boisku, nie reaguje wybuchowo na upomnienie sędziego (pamiętamy wybryki Mascherano na Old Trafford) ale jednocześnie skłonny sprowokować rywala, w tej materii można nawet powiedzieć - użyję niekoniecznie eleganckiego stwierdzenia - że to kawał boiskowego sukinsyna (pamiętamy sprawę Tottiego z Euro 2004). Cierpliwy i lojalny, gdy Dalglish odstawił go od składu to Poulsen zacisnął tylko zęby, potwierdził swoimi słowami chęć walki o podstawowy skład i chęć przynależenia do tej grupy zawodników. Skandynaw z krwi i kości. Do tego niesamowite doświadczenie zebrane w trzech czołowych ligach Europy, w zespołach, w których był absolutnie kluczowym zawodnikiem, w Lidze Mistrzów, w turniejach rani Mistrzostw Świata czy Europy.
Sezon jest długi i najeżony niebezpieczeństwami urazów innych zawodników. Choć Lucas Leiva (a propos, czy większość argumentów zrzucanych na Poulsena nie była kiedyś zarzucana Lucasowi?) uchodzi za piłkarski okaz zdrowia, to jednak nigdy nic nie możemy wykluczyć w stu procentach. Pomimo nieobecności Liverpoolu w europejskich pucharach rotacja w składzie będzie nieunikniona. Zwłaszcza zakładając chęć osiągnięcia sukcesu w którymś z krajowych pucharów. W tych okolicznościach posiadanie zawodnika o profilu Poulsena to prawdziwy skarb. Bo chociaż Christian z piłką przy nodze porusza się po boisku z gracją kombajnu rolniczego to jednak przy jednoczesnym ustawieniu przy nim kreatywnych zawodników potrafi w sposób co najmniej dobry chronić naszą defensywę przed nadmiarem pracy.
Oczywiście, kwestia przyszłości Duńczyka w większym stopniu spoczywa teraz w rękach Kenny’ ego Dalglisha i Damiena Commoliego niż w jego własnych. Nie znamy za kulisowych ustaleń w tej sprawie, ale wniosek jest jeden. Z każdym upływającym sierpniowym dniem Christian jest bliżej pozostania w Liverpoolu na co najmniej pół roku. Warto dać mu jeszcze jedną szansę.
Komentarze (0)