Ach ten Andy
Andy Carroll z całą pewnością nie zaczął tego sezonu tak, jak mógłby to sobie wymarzyć. Taka sobie forma w trzech meczach z całą pewnością nie jest jeszcze powodem do dramatyzowania czy rozdzierania szat, Anglik będzie miał bowiem wkrótce sporo czasu, żeby udowodnić swoją wartość, w czym wydatnie może pomóc mu zwiększający konkurencję w linii napadu transfer Craiga Bellamy'ego.
Póki co wygląda jednak na to, że sam piłkarz nie ma jakichś wielkich powodów do radości, a jedynie mnóstwo pracy do wykonania. I tu pojawia się problem.
Już w okolicach marca Fabio Capello niepotrzebnie zwracał uwagę na rzekomo imprezowo – alkoholowy charakter piłkarza, wtedy jednak szybki odzew ze strony Kenny'ego Dalglisha pozwolił bez większego problemu zamknąć sprawę i puścić ją w niepamięć.
Teraz jednak włoski selekcjoner kadry narodowej znów „ostrzega” i znów robi to tak jak w marcu: niepotrzebnie, chaotycznie i do mikrofonu. Generalnie – mało to ma wspólnego z profesjonalizmem. Cóż z tego, że Capello rzucił jedynie dwa, trzy zdania, zapewne na odczepnego, zapewne w związku z natarczywymi i monotonnymi pytaniami dziennikarzy. Faktem jest, iż poddał w wątpliwość zdrowe podejście do zawodu swojego podopiecznego, a to już o wiele za dużo.
Oczywiście posada selekcjonera nie ma wymagać elokwencji czy umiejętności perfekcyjnego przekazania wszystkiego, co chce się powiedzieć, priorytetem zawsze będą wyniki sportowe. Jest jednak pewna granica, której nie należy przekraczać, bo za nią już tylko wielka burza. Spójrzmy na naszą rodzimą kadrę – parę niekonsekwentnych decyzji, dwie niespójne wypowiedzi trenera, szczypta Tomaszewskiego i jemu pokrewnych i już media kreują apokaliptyczne wizje. Od człowieka odpowiadającego za wyniki drużyny narodowej ojców futbolu wymagać należy trochę większej świadomości w kontaktach z tak zwaną czwartą władzą.
Problem okazuje się być tym większy, że temat podłapał kapitan kadry, John Terry. Jego wypowiedź w stylu „poklepię cię po ramionach bratku, też kiedyś byłem młody, a patrz na jakiego fajnego człowieka wyrosłem” też oczywiście sama w sobie byłaby niegroźna, gdyby nie przyczyniła się do popularyzacji zagadnienia, w myśl którego Carroll jest trudnym dzieckiem i należy prowadzić go za rączkę. A to woda na młyn dla dziennikarzy.
Pozostaje mieć nadzieję, że w najbliższym czasie nie okaże się, że jeszcze kilku kolegów z kadry chciałoby publicznie wyrazić swoje wsparcie dla Andy'ego w jego młodzieńczych latach i zmaganiach z piwnym wrogiem. Tego typu czcza paplanina może mu tylko i wyłącznie zaszkodzić, rozpraszając go i wywołując wokół jego osoby niepotrzebny szum. Niech sprawa jak najszybciej ucichnie.
I niech Capello nie przypomni sobie o niej za kolejne pół roku.
Komentarze (0)