Znajdą się dla niego cztery kąty
Spośród wszystkich mitów otaczających Anfield, tylko kilka ma w sobie przywodzącą na myśl potęgę Boot Roomu. Od okresu pełnego rozkwitu pod panowaniem Billa Shankly'ego do czasu, kiedy został rozebrany - metaforycznie i dosłownie - podczas ery Graeme'a Sounessa, zaniedbany zakamarek przybrał status uniwersytetu futbolu. Brudny składzik odchował łańcuch wielkich menedżerów Liverpoolu.
Nowa książka na temat jednego z absolwentów, pt. "Joe Fagan: Reluctant Champion" pióra Andrewa Fagana i Marka Platta, szkicuje jego przypadkowy początek. Było to miejsce do przechowywania oraz spożywania piwa. Pogawędka na temat futbolu miała miejscem potem, jako radosny skutek nastrojów biesiadnych.
Sytuacja nigdy nie była już taka sama, kiedy to w połowie lat 90-tych Souness dokonał swojego aktu filozoficznego wandalizmu. Łańcuch został przerwany i najlepsze starania Roya Evansa nad odbudową nie przywróciły utraconego etosu.
Niemniej jednak ostatni wielki wychowanek złotej ery został ponownie wprowadzony na urząd menedżera na Anfield i dla Kenny'ego Dalglisha, doniosły spadek jest tak samo ważny jak wyniki - chodzi tu również o nowy Boot Room. 60-letni boss chce stworzyć klub, który będzie z powodzeniem prosperował przez dziesięć lat i jeszcze więcej.
Jamie Carragher to obowiązkowy kandydat, który może zmienić swoje położenie w kuluarach, gdy tylko zakończy karierę. To uczeń futbolu, który nie ustępowałby wcale w dyskusji z Bobem Paisleyem, Faganem czy samym Shanklym.
Wciąga wiedzę piłkarską. Nawet mając potężną pozycję, Carragher poprosił włoskiego eksperta piłkarskiego o udostępnienie materiałów wizualnych z Franco Baresim. Chłopak z Bootle chciał obejrzeć zmierzch kariery wielkiego Włocha i przekonać się, czy można wyciągnąć jakieś lekcje i zastosować je we własnym fachu.
Dwa lata temu Carragher zasugerował widocznie, gdzie spoczywają jego ambicje. Zrobiono zdjęcie, na którym obok portretu Shanly'ego przybierał identyczną pozę. Mając na uwadze, że klub znajdował się w chaosie i pozycja Rafaela Beniteza była osłabiana od zarządu po szatnię, obrazek wywołał wrzawę wśród niektórych kibiców. Rozpowszechnił się wokół zwrot "The Scouse Guardiola". To była ryzykowna praktyka pobożnego życzenia, ponieważ - jak udowodnił Roy Hodgson - nawet najbardziej doświadczony menedżer miałby problemy, żeby poradzić sobie w tak patologicznym klubie.
Niemniej jednak krajobraz uległ zmianie. Liverpool ma stabilnych włodarzy i kultowego menedżera. Zaplecze ekspertów Dalglisha nie będzie napędzane przez angielskie piwo i nie będzie znosiło męki siedzenia na butelkowej skrzynce. Znajdą się jednak cztery kąty na Anfield, gdzie Carragher dostanie miejsce na rozwój, kiedy zawiesi buty na kołku.
Tony Evans
Komentarze (0)