Kartka z historii
Liverpool, znany ze swojej rzeki, the Beatles, Cilli Black i bardzo dobrego klubu piłkarskiego ponownie stanie się miastem pogrążonym w celebracji po tym, jak bohaterzy Boba Paisleya zostaną dzisiaj pierwszą brytyjską drużyną, która po raz drugi wywalczy Puchar Europy.
Ze szkocką kratką w Pucharze Europy
Gigantyczne trofeum, zdobyte we wspaniałym stylu przez Liverpool z Borussią Munchengladbach w Rzymie rok temu, może pozostać u swoich obecnych właścicieli po dzisiejszym meczu na Wembley z utalentowanymi Belgami z FC Bruges.
Tysiące mieszkańców Liverpoolu sprowadzą do Londynu atmosferę prosto z the Kop, bukmacherzy wskazują na zawodników Boba Paisleya jako faworytów, co być może jednak najważniejsze, mistrzów Europy poprowadzi trzech Szkotów.
Będzie to spełnienie snów dla Alana Hansena, Kenny’ego Dalglisha i Greame’a Sounessa. Ich transfery na Anfield w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy zostały przeprowadzone w różnych okolicznościach, ale wszyscy trzej, dzisiaj będą mogli zrealizować swoje życiowe ambicje.
Hansen przybył pierwszy z Partick Thistle za 100 tysięcy funtów jako zastępstwo za Tommy’ego Smitha. Przyjechał w samą porę do Rzymu, żeby zobaczyć jak opuszcza on boisko z trofeum po niesamowitym golu. Teraz, kiedy Smith jest wykluczony z gry przez kontuzję, młody szkocki obrońca stanie przed szansą zdobycia pierwszego europejskiego medalu.
Dalglish przyjechał z Celticu kilka miesięcy po Hansenie za 440 tysięcy funtów i udowodnił, że jest wart nie tylko każdego pensa tej kwoty, ale znacznie więcej. Od czasu, kiedy oglądał, jak Feyenoord pobił Celtic w finale w Milanie w 1970 roku, błagał o możliwość gry na wyższym poziomie, a właśnie taki występ w dzisiejszym meczu może wywindować go na faworyta w walce o Złotą Piłkę.
Souness przybył z Middlesbrough w połowie sezonu, kiedy jego kariera stała w miejscu. Kwota 350 tysięcy funtów, jaką zapłacono za pomocnika wzbudziła pewne zdumienie. Jest on członkiem liczącej 22 osoby kadry reprezentacji Szkocji na finały Mistrzostw Świata i zawodnikiem Liverpoolu, który ma odegrać kluczową rolę w dzisiejszym meczu.
Tylko 17 Szkotów grało w finale Pucharu Europy (16 w Celticu w 1967 i 1970 roku oraz Pat Crerand w Manchesterze United w 1968). Dwunastu z nich triumfowało, a Hansen, Dlalglish i Souness mogą powiększyć tę liczbę jeszcze dzisiaj.
Nie będzie to jednak łatwe. Brugia w drodze do finału pokonała bowiem Atletico Madryt, Juventus i Panathinaikos, a w osobie ponurego Austriaka, Ernsta Happela mają oni jednego z najlepszych menadżerów w europejskim futbolu. Fakt, że poprowadził on Feyenoord do triumfu w 1970 roku i stanie na czele reprezentacji Holandii w przyszłym miesiącu, powinien być wystarczającą rekomendacją dla wszystkich.
Obie drużyny zostały przetrzebione przez kontuzje. Liverpool stracił doświadczonego Smitha, który ma połamaną stopę, a Belgowie będą musieli obejść się bez Paula Couranta, który cierpi z powodu problemów z pachwiną.
Bez wątpienia, także Steve Heighway, irlandzki napastnik Liverpoolu walczy, żeby wyleczyć swoje połamane żebra, a światowej klasy napastnik Brugii, Raoul Lambert pozostanie poza grą sześć miesięcy z powodu kontuzji kolana.
Dziwi, że obaj menadżerowie zwlekają z określeniem składu do ostatniej minuty, ale to może być częścią tradycyjnej gry nerwów, która rozgrywa się przy takich okazjach. W tak ważnych meczach, spodziewałbym się jednak, że trenerzy mają już poukładane wszystko w swoich głowach.
- Zdecydowanie bardziej cieszyłbym się z tego meczu gdybyśmy nie mieli tylu problemów z kontuzjami - powiedział wczoraj Happel. Nadal mam nadzieję, że Lambert zagra. Jeżeli pojawi się na to cień szansy, wykorzystam ją.
Bez względu na to, czy Lambert zagra, czy nie, Brugia z pewnością zaatakuje od samego początku, szukając bramki, która uspokoi nerwy…w ten sposób grali od pierwszej rundy całej europejskiej kampanii.
Happel dodaje:
- Tak, gramy ofensywnie i nie zmienimy tego w tym meczu. Jesteśmy bardzo silni i zdolni do rywalizacji z Liverpoolem naszą siłą fizyczną.
Brugia, która przywiezie ze sobą 24 tysiące fanów nie ma jednak doświadczeń na tym poziomie, co Liverpool i to może być decydującym czynnikiem. Żaden z ich zawodników nie grał na Wembley, podczas gdy dla Liverpoolu stadion ten stał się niemal drugim domem w obecnym roku.
Od zeszłego maja grali tam w finale FA Cup, w meczach o Tarczę Dobroczynności i Puchar Ligii. Pamiętajmy, że nie wygrali żadnego z tych meczów, ale nie oznacza to, że wpłynęło to na ich pewność siebie.
Bob Paisley powiedział:
- Zawodnicy przygotowywali się na to przez cały sezon. Być może inne rzeczy zeszły na dalszy plan, ale jedno jest pewne - chcemy wygrać Puchar Europy po raz drugi. Na naszych barkach spoczywają nadzieje całego kraju i mamy świadomość tego, jak wiele możemy zrobić dla brytyjskiego futbolu naszym jutrzejszym występem. To powinien być wspaniały finał pomiędzy dwoma najlepszymi drużynami w Europie, ale oczekuję, że czerwono-białe sztandary Liverpoolu będą wzniesione w triumfalnych gestach…z odpowiednim dodatkiem szkockiej kratki z grzeczności dla panów: Hansena, Dalglisha i Sounessa.
Jim Reynolds
10 maja 1978
Komentarze (3)