Musimy wykańczać akcje
Do dzisiaj w 149 meczach Premier League padło 441 goli, co daje średnią 2.96 gola na mecz. Utrzymując takie tempo rekord 1063 bramek w sezonie 2010/2011 zostanie pobity w maju. Zapowiada się więc najbardziej obfity w bramki sezon w historii rozgrywek.
W najbliższych dniach padnie także jubileuszowe trafienie numer 20000 od początku Premier League, czyli od roku 1992. Barclays podaruje strzelcowi tej bramki 20 tysięcy funtów, które będzie mógł przekazać dowolnej organizacji charytatywnej.
W lidze rozpoczęła się impreza, podczas której napastnicy zasypują bramkarzy rywali dziesiątkami strzałów, a obrońcy nie mogą sobie z nimi poradzić. Jednak wygląda na to, że Liverpool nie został zaproszony. Drużyna Kenny'ego Dalglisha wyłamała się z tego trendu po obu stronach boiska. Wiele szans zmarnowali, a 18 goli w 15 meczach to niewątpliwie uboga nagroda, patrząc na jakość niektórych występów The Reds.
Niektórzy liczyli, że rozrzutność Liverpoolu objawi się w meczu z QPR, jednak tak nie było, a rozmiary porażki drużyny z Londynu powinny być znacznie większe. The Reds strzelili więcej niż dwa gole w meczu jedynie w konfrontacji z Boltonem w sierpniu. Nawet kibice The Trotters i Blackburn widzieli więcej goli w meczach ich drużyn niż Kopites.
Jednak mimo męczenia się z wykańczaniem sytuacji Liverpool wchodzi w okres świąteczny mając wciąż realne szanse na dogonienie czołowej czwórki. Przedsezonowy cel awansowania do Ligi Mistrzów wciąż pozostaje możliwy dzięki silnym fundamentom, na których zbudowana jest obecna kampania.
The Reds mają najlepszy bilans w defensywie spośród drużyn Premier League. Obrona Liverpoolu została złamana jedynie 13 razy, z czego aż 4 podczas koszmarnego popołudnia na White Hart Lane. Żaden z rywali nie potrafił strzelić Liverpoolowi więcej niż jednego gola w ostatnich 13 spotkaniach.
Pomijając ostatnią wpadkę na meczu z Fulham, Pepe Reina jeszcze raz potwierdza, że jest czołowym bramkarzem ligi. Zadanie Hiszpanowi ułatwia też organizacja, koncentracja i skuteczność czwórki grającej tuż przed nim.
Na prawej stronie Glen Johnson w końcu pokazał, że potrafi bronić równie dobrze, co atakować. Z drugiej strony Jose Enrique stał się rewelacją od momentu transferu z Newcastle. Jeśli do tej pory Luisa Suareza można uznać za gracza sezonu w Liverpoolu, to hiszpański defensor jest tuż za jego plecami.
Po kontuzji Jamiego Carraghera w meczu ze Stoke w Carling Cup szansę na ustabilizowanie swoich relacji boiskowych dostali Daniel Agger i Martin Skrtel. Jak dobrze sobie poradzili pokazuje fakt, że pierwszy raz od ponad 10 lat Carragher został posadzony na ławce rezerwowych.
Jego czas jeszcze nadejdzie, ponieważ Carragher wciąż ma dużo do zaoferowania. Dodając do niego młodego Sebastiana Coatesa, który czeka na okazję do zaprezentowania się, Agger i Skrtel wiedzą, że muszą utrzymywać najwyższy standard.
Forma Aggera nie jest niespodzianką. Nigdy nie została podważona jego jakość, jedynie umiejętność pozostania w dobrej formie fizycznej przez dłuższy okres. Pokazuje to fakt, że w swoim szóstym roku pobytu w klubie zagra dopiero po raz 150 w najbliższym meczu na Villa Park. Skrtel natomiast cieszy się najlepszym okresem podczas kariery w barwach The Reds. Od meczu z Aston Villą w styczniu 2008 roku przeszedł bardzo długą drogę.
Oczywiście Liverpool musi na nowo odkryć sztukę wykańczania akcji, jednak za nic w świecie nie można pomijać tego, jak wiele dają drużynie ludzie po drugiej stronie boiska.
James Pearce
Komentarze (1)