Kot, tęcza i przeznaczenie
Mam pewną teorię. Przeznaczeniem Liverpool Football Club jest zdobycie w przyszłym tygodniu ósmego w historii Pucharu Ligi Angielskiej. Jak inaczej wyjaśnić to, co się dzieje w tym sezonie?
24 sierpnia 2011: Podczas meczu drugiej rundy Carling Cup między Liverpoolem i Exeter, nad St James Park pojawia się tęcza, przypominająca majestatyczny łuk wieńczący stadion Wembley.
6 lutego 2012: Na murawę Anfield radośnie wbiega brązowawy dachowiec, przypominający słynnego Mogleta, kocią maskotkę drużyny, która w sezonie 1982-83 sięgnęła po Puchar Ligi.
Psoty natury? Nie sądzę.
Jest jeszcze więcej. Za każdym razem, kiedy Czerwoni zdobywali Puchar Ligi, w nazwie rozgrywek, za sprawą sponsora była nazwa napoju.
Rozkoszowaliśmy się mlekiem we wczesnych latach 80., w połowie lat dziewięćdziesiątych odbijały nam się bąbelki Coca-Coli, ale prawdziwe wyzwanie nadeszło wraz z Houlierem. Dwa razy Worthington proszę. Sprawa zamknięta. Ten puchar jest przeznaczony Liverpoolowi do zdobycia w przyszły weekend. Możemy spodziewać się całego trofeum pełnego piwa Carling.
Nawet bez namacalnych dowodów przedstawionych powyżej, kibice The Reds już teraz uważają te rozgrywki za szczęśliwe.
Jakby nie było, wygrywaliśmy je 7 razy, więcej niż jakikolwiek inny klub. Liczba ta mówi jeszcze więcej zważywszy na fakt, że Liverpool przez 6 lat nawet nie zaprzątał sobie głowy uczestniczeniem w tym pucharze (1961-67).
Współczynnik zwycięstw jest tutaj również wyższy niż w innych rozgrywkach. 59% wypada najlepiej przy 58% w Pucharze Europy/Lidze Mistrzów, 55% w Pucharze UEFA/Lidze Europy, 53% w FA Cup i 46% w pierwszej lidze angielskiej.
Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani, Puchar Ligi rozpoczynał kampanię zwycięstw w dwóch sezonach Liverpoolu, które ten kończył z potrójną koroną w 1984 i 2001 roku. Rzeczywiście, bardzo szczęśliwe.
Mimo to, na teorii pozostaje jedna, ale wyraźna rysa. Mimo spędzenia całego walentynkowego wieczoru na próbie udoskonalenia mojego toku myślenia, jedna zadra nie chce wyjść.
Niestety, Puchar Ligi nie zawsze był synonimem triumfu dla Kopites.
Rozgrywki zadebiutowały na angielskiej ziemi w 1960 roku, jednak Liverpool nie sprowadził pucharu na Anfield aż do 1981 roku. Pierwszy triumf rodził się w bólach, jak doświadczenie finału z Nottingham Forest w 1978.
Pierwsze spotkanie z gwiazdami Briana Clougha zakończyło się remisem, chociaż Liverpoolowi nie uznano na Wembley bramki. W powtórce triumfowali Forest, po tym jak ponownie nie uznano gola Terry’ego McDermotta (miał pomóc sobie ręką przy strzale) oraz sędzia pomylił się wskazując na wapno po interwencji Thompsona na O’Harze. Mecz został także zapamiętany z powodu jedynej w karierze kartki Iana Callaghana. Serio, Cally w zeszycie sędziego?!
Tommy Smith nie mógł przeboleć zachowań sędziego Partridge’a, zwracając nawet uwagę, że powinien on być zastrzelony. W tamtych czasach uznano, że przeznaczeniem Liverpoolu jest nigdy nie wygrać League Cup.
Kogo to obchodziło? Wtedy Liverpool co roku zaprzątał sobie głowie wygrywaniem znacznie większych i bardziej lśniących trofeów.
Everton dotarł do finału w roku 1977 kiedy Czerwoni starali się toczyć równą walkę na frontach Pucharu Europy, FA Cup i Pucharu Ligi. Wtedy też wykuto określenie Puchar Myszki Miki, które powstało w wyniku obustronnych docinków Czerwonych i Niebieskich scouserów.
Omińmy kilka kolejnych kart w historycznej księdze Liverpoolu i zobaczymy, że w 1979 roku pożegnaliśmy się z rozgrywkami w pierwszej rundzie z rąk Sheffield United, grającego wtedy w czwartej lidze.
Bardziej niedawno, Anfield gościło thrillery związane z Pucharem Ligi. W głównych rolach: Michael Jacobs z Northampton Town i Phil Jevons z Grimsby. Powiedzcie komukolwiek, kto był na jednym z tych meczów, że to nasze rozgrywki.
Być może, wiara w szczęście Liverpoolu w rozgrywkach o Puchar Ligi to wiara w słaby mit. Jednak jak napisał Tennessee Williams, szczęście to wiara w to, że ma się szczęście. Koty i tęcze to wspaniałe omeny, dzięki którym kibicom Liverpoolu znacznie łatwiej jest wierzyć, że ten rok po jako ósmy będzie szczęśliwym dla klubu.
Jimmy Rice
Komentarze (5)
No to Andy się ucieszy :P
A tak na poważnie, to musimy wygrać przynajmniej ten puchar ^^
A za kota masz u mnie.... Carlinga :-)