Sam na sam z Dietmarem Hamannem
Dietmar Hamann w najnowszym wydaniu magazynu FourFourTwo odpowiada na pytania czytelników. Czy naprawdę obsikał nogę Pepe Reiny? Jak to jest przegrać 1:5 z Anglią? Dlaczego odszedł z Boltonu, choć ani razu nie kopnął w tym klubie piłki? Dlaczego ma problemy z tańcem? Zapraszamy do lektury.
Niemiec, zakochany w angielskim krykiecie i mówiący z wyjątkowym akcentem z Liverpoolu. Dietmar Hamann nie jest na pewno przeciętnym piłkarzem. Aby przekonać się o jego klasie, wystarczy spojrzeć na listę sukcesów: dwa tytuły mistrza Niemiec, zwycięstwo w Lidze Mistrzów i Pucharze UEFA, a także Superpuchar Europy. A, i jeszcze jedno: grał w finale mistrzostw świata. Ostatni zawodnik, który strzelił gola na Wembley, może opowiedzieć więcej historii niż drapacz chmur w Nowym Jorku. Co więcej, zgodził się podzielić swoimi doświadczeniami z czytelnikami FourFourTwo. Wspomniał o czasie, kiedy był częściowo sparaliżowany, kiedy dostał Mein Kampf na Gwiazdkę i wysikał się na Pepe Reinę. Po przeczytaniu tego wywiadu na zawsze zmienisz zdanie o sympatycznym Bawarczyku Dietmarze Hamannie…
W Bayernie Monachium był pan prawym skrzydłowym. Dlaczego potem grał pan bardziej defensywnie? ( Phil Hall, Newcastle)
Nigdy nie byłem prawdziwym skrzydłowym. Graliśmy trzema zawodnikami w defensywie i dwoma na skrzydłach. Stałem za Mario Baslerem, który był świetnym zawodnikiem, zawsze robił różnicę w ofensywie. Problem w tym, że nie za bardzo obchodziło go to, co dzieje się pod własną bramką. A więc tak naprawdę byłem prawym defensywnym pomocnikiem. To prawda, że kiedy byłem młodszy, myślałem raczej o grze w ofensywie, ale im wyższy był poziom rywali, tym trudniej było mi strzelać gole. Dlatego z czasem zacząłem bardziej myśleć o bronieniu dostępu do własnej bramki.
Grał pan w jednej drużynie z takimi osobistościami jak Lothar Matthaus, Oliver Kahn i Mario Basler. Który był najlepszy? ( Brian Stanley, poprzez e – mail)
Nie jestem przekonany, czy on miał najsilniejszą osobowość, ale myślę, że… najdziwniejszy był Kahn. Czasem kiedy wchodził do szatni, od razu było wiadomo, że nie wolno wchodzić mu w drogę. Po jego zachowaniu można było błyskawicznie wywnioskować, iż nie jest w dobrym humorze. Co więcej, zdarzało mu się to stosunkowo często.
Czy to prawda, że w Bayernie miał pan wylew? Czy pomyślał pan wówczas, że to koniec kariery? (Ben Hawthorn, poprzez e – mail)
Nie miałem wylewu. To była przypadłość zwana TIA (przemijający atak niedokrwienny), która objawiła się zatrzymaniem cyrkulacji krwi na krótki czas. To wydarzyło się w 1997 roku i było to dla mnie wielkim szokiem. Byłem przerażony, bo byłem sparaliżowany i nie mogłem poruszać się przez kilka godzin. Przyjechali lekarze i zabrali mnie do szpitala. Po kilku godzinach wszystko na szczęście wróciło do normy. Zrobili mi mnóstwo testów, ale nie znaleźli nic niepokojącego. To wszystko było bardziej zwykłe i normalne, niż niektórzy sobie wyobrażają. Po kilku tygodniach przecież wróciłem na boisko.
Co sprawiło, że w 1998 roku przeniósł się pan do Newcastle? Czy miał pan wówczas oferty z innych klubów? (Ibrahim Elsafy, poprzez Twitter)
Chciałem opuścić Bayern, ponieważ czułem, że nie wykorzystuję w pełni mojego potencjału. Zawsze byłem tam traktowany jak chłopiec, który w dzieciństwie został piłkarzem tego klubu. Grałem w pierwszym zespole, ale uważałem, że mogę zaoferować znacznie więcej. Dostałem oferty z Betisu Sewilla i właśnie z Newcastle. Nie rozmawiałem wcześniej z Kennym Dalglishem. Zresztą nie musiałem, sam fakt, że zainteresował się mną, był dla mnie wystarczający.
Podczas gry w Newcastle miał pan szansę sprawdzenia się na pozycji ofensywnego pomocnika. Jakie miał pan potem wrażenie? (James Heaton, Swansea)
Głównym tego powodem był Gary Speed. Zawszę będę miał o nim jak najlepsze zdanie: wykonywał kawał niesamolubnej pracy, był piłkarzem grającym niesamowicie. Nie strzelał wielu goli, ale był po prostu znakomity w obronie. Patrolował własne pole karne i nienawidził tracić piłki. Dawał mi możliwość częstszego wychodzenia z piłką do przodu. Jego brak samolubności pomógł mi w przeniesieniu się do Liverpoolu, gdzie było znacznie więcej zawodników z umiejętnościami do ataku. Tam musiałem więc wrócić do defensywnej pracy, w której czułem się najlepiej. I znów grało mi się super!
Czy to prawda, że na imprezie świątecznej Newcastle pan dostał w prezencie kopię Mein Kampf, Alessandro Pistone – serce owcy, a z kolei Duncan Ferguson – uniform więźnia? (Gregg Drake, Hereford)
To prawda, że otrzymałem taką książkę, ale nie przypominam sobie, by Pistone dostał serce owcy. Było to serce… świni. Ludzie plotkowali, że się obraziłem, ale po raptem półrocznym pobycie w Anglii byłem naprawdę zafascynowany tamtejszym humorem i mentalnością. Uważałem więc, że taki prezent mnie nie uraził. Książkę… zgubiłem w autobusie. Prosto z budynku klubowego jechaliśmy bowiem do pubu.
W debiucie w Liverpoolu doznał pan kontuzji po 20 minutach. Jakie to było dla pana uczucie? (Ian Jenkins, poprze e – mail)
Na pewno nie czułem się idealnie(śmiech). Kiedy przychodzisz do nowego klubu, chcesz zaprezentować się jak najlepiej, by pokazać, że kupując cię, nie wyrzucili pieniędzy w błoto. Nagle doznajesz kontuzji i nic nie możesz zrobić. To był dla mnie bardzo trudny czas, ale ja patrzyłem na to wszystko z zupełnie innej strony. Przecież z powodu kontuzji pauzowałem dwa miesiące, a kontrakt z Liverpoolem podpisałem na pięć lat!
Carragher powiedział kiedyś, że był pan najgorzej ubranym człowiekiem w Liverpoolu, a Kirkland stwierdził, że tańczy pan najgorzej w klubie. Jak odpowie pan na ich zarzuty? (Scott Feeny, poprzez e – mail)
Całe szczęście, że Kirky nie zaczął mówić o umiejętności ubierania się, bo on nie miał jej wcale! Przyznaję, że ja nie dobierałem sobie najlepszych ubrań, ale Chris był jeszcze gorszy. Tancerzem najlepszym nie byłem, ale kilka razy zakładałem taneczne buty, głównie podczas imprez świątecznych. Robiłem to głównie po to, by dać kolegom powód do żartów (śmiech). Niektórzy bowiem skupiali się tylko na tym.
Newcastle i Liverpool – w tych miastach niektórzy ludzie mówią trudnym do zrozumienia akcentem. Którego z zawodników najtrudniej było panu zrozumieć? ( Paul Hoey, Portsmouth)
Robbie Fowler. Prawdę mówiąc, do tej pory nie jestem w stanie go zrozumieć. Trudna była dla mnie również rozmowa z Kennym Dalglishem w Newcastle, a w Liverpoolu z Carragherem i Gerrardem. Ale nikt nie przebije Robbiego.
W pana drugim sezonie w Liverpoolu zdobyliście potrójną koronę. Jakie ma pan wspomnienia z tych finałów? ( Raymond Chambers, poprzez e –mail)
Pamiętam głównie to, że wszystkie trzy mogliśmy przegrać. Puchar Ligi wygraliśmy po rzutach karnych z Newcastle, Puchar Anglii po finale z Arsenalem, a Puchar UEFA po jednym z najbardziej szalonych finałów w historii futbolu. Zwycięstwo dał nam złoty gol na trzy minuty przed zakończeniem spotkania. Jeżeli miałbym wskazać jeden pamiętny moment ze swojej kariery, byłby to właśnie finał Pucharu UEFA. Cały skład i sztab szkoleniowy ustawił się w jednej linii i śpiewał You’ll never walk alone. Emocje były naprawdę niesamowite.
Mój kolega powiedział, że kilka lat temu grał pan z nim w krykieta w lidze Cheshire. To prawda? I jak to się stało, że Niemiec zakochał się w krykiecie? (Luke Thomas, poprzez Twitter)
Polubiłem oglądanie krykieta od pierwszych chwil pobytu w Anglii. Teraz wiem o tym sporcie znacznie więcej i uważam, że jest niesamowity. Zawiera wszystko, co w sporcie jest najważniejsze: umiejętności, strategię, cierpliwość i wiele innych. Mam nadzieję, że twój kolega nie będzie ostatnim, z którym zagram w krykieta, ponieważ nie zapomniałem zasad tego sportu(śmiech). Myślę, że dla niego będzie lepiej, byśmy więcej się nie spotkali na boisku krykietowym, bo teraz jestem w świetnej formie!
Co Rafa Benitez mówił panu w przerwie finału Ligi Mistrzów w Stambule? Czy wierzył pan w zwycięstwo, mimo, że przegrywaliście 0:3? (Chris Delaney, poprzez Facebook)
Po prostu poinformował mnie, że wchodzę na boisko. Djimi Traore był wytypowany do zmiany, ale Steve’a Finnana bolała pachwina. O wejściu na boisko dowiedziałem się od razu, kiedy zszedłem do szatni po zakończeniu pierwszej połowy. Byliśmy wściekli i rozbici. Chcieliśmy w drugiej połowie grać najlepiej, jak umiemy, ponieważ na trybunach było 50 tysięcy ludzi niezadowolonych z naszej postawy. Bardzo łatwo byłoby powiedzieć, że to po prostu nie był nasz dzień, ale my nie przestawaliśmy wierzyć w sukces i dostaliśmy, czego chcieliśmy.
PYTANIE KOLEGI: Cześć przyjacielu. Strzeliłeś mnóstwo goli, który jest Twoim ulubionym? Nie mów o żadnym, którego strzeliłeś mi na treningu. Te się nie liczą! (Pepe Reina, bramkarz Liverpoolu)
Pamiętam dwa. Pierwszy to ten, którego strzeliłem dla Newcastle w spotkaniu z Juventusem na St. James’ – to był strzał z dystansu. Drugi to gol dla Liverpoolu, z woleja z dużej odległości w spotkaniu z Portsmouth. Mogę wybrać te dwa?
Czy to prawda, że w finale LM wykonywał pan rzut karny ze złamaną nogą? (Neil Quinn, poprzez e – mail)
Okazało się, że miałem złamaną kość śródstopia, ale nawet o tym nie wiedziałem. Czułem jednak, że coś stało się z moją stopą. Pięć minut przed końcem dogrywki wyskoczyłem do główki, ale spadłem na ziemię tak niefortunnie, że coś strzeliło mi w stopie. Bolało jak cholera, ale nawet przez chwilę nie pomyślałem, że mógłbym zejść z boiska. W dalszej części kariery tak poważna kontuzja w trakcie meczu przydarzyła mi się tylko raz – podczas Pucharu Konfederacji w barwach Niemiec.
Najtrudniejszy rywal w życiu? (Scott Tessier, poprzez Twitter)
Pamiętam, że kiedyś strasznie utrudnił mi życie Pablo Aimar, kiedy Valencia pokonała mój Liverpool 2:0. Strzelił wówczas gola, a drugiego wypracował. Nie mogłem go dogonić, a najbardziej zbliżyłem się do niego podczas przywitania przed meczem. W końcówce wyleciałem z boiska z czerwoną kartką, co naprawdę mnie zdenerwowało! W Anglii najtrudniejszym rywalem był Patrick Vieira. Nad piłkarzami z gorszymi warunkami fizycznymi miałem przewagę, ale Vieira był wielki, silny, świetnie odbierał piłkę, potrafił podawać, grać głową. A poza tym nie można mu było odebrać piłki. Naprawdę, gra przeciwko niemu nie należała do najprzyjemniejszych.
Podobno na jednej z imprez świątecznych wysikał się pan na Pepe Reinę. Proszę powiedzieć, że to prawda… (Tushar Shah, poprzez e – mail)
Nie pamiętam, chyba musiałem wypić tego wieczoru zbyt wiele drinków. Słyszałem, że Pepe napisał o tym w swojej książce, więc to musi być prawda. Musicie zapytać innych uczestników imprezy albo pójść do wróżki (śmiech).
Co zdecydowało o tym, że w ostatniej chwili zmienił pan zdanie i zamiast przenieść się do Boltonu, wybrał pan Manchester City? (Gary Ingram, Epsom)
Wybór Boltonu był zbyt nieprzemyślany. Chciałem mieć wszystko ułożone przed wyjazdem na wakacje. Sam Allardyce chciał mnie rok wcześniej, tym razem znów wyraził zainteresowanie mną i zgodziłem się dla nich grać. Ale wtedy dostałem telefon do Robbiego Fowlera – to był pierwszy raz, kiedy mogłem go zrozumieć – i usłyszałem, że Stuart Pearce chce mnie w Manchesterze City. Poszedłem ze wszystkim do prawnika i okazało się, że mogę przenieść się do City, choć zdaję sobie sprawę, że w Boltonie musieli być nieźle wkurzeni, bo wydali pieniądze na zawodnika, który ani razu nie kopnął dla nich piłki. Ale takie jest życie. Mam nadzieję, że szefowie Boltonu zapomnieli już o tym i nie mają do mnie urazu…
Kiedy w lipcu został pan menedżerem Stockport County, to było świadomą decyzją, aby rozpocząć karierę trenerską na dużo niższym poziomie? (Nick Wadsworth, Manchester)
Jeśli dostałbym ofertę z Premier League, z pewnością bym ją zaakceptował, ale cieszę się z przygody w Stockport. I myślę sobie, że przez kilka miesięcy w tym klubie nauczyłem się więcej, niż byłoby mi to dane w innym. Kiedy przyszedłem do Stokport, mieliśmy zaledwie… sześciu piłkarzy. Musieliśmy więc wielu dokupić, a także trzymać pieczę nad wieloma rzeczami. Po takiej przygodzie wielu trenerów mogłoby przestać mieć ochotę na taką pracę. A ja uważam, że przeszedłem niesamowite przeszkolenie przed dalszą pracą. To mi na pewno pomoże!
Strzelił pan ostatniego w historii gola na starym Wembley, czy wiele się mówiło o tym w Niemczech? (Ryan Tomkins, poprzez e – mail)
Strzelenie tego gola właściwie nic nie zmieniło w moim życiu. Najważniejszą dla mnie rzeczą było wówczas to, że pokonaliśmy bardzo silny zespół. Przecież przez wiele lat nie byliśmy w stanie wygrać z naprawdę wymagającym rywalem, więc zwycięstwo z Anglią na jej placu było dla nas punktem zwrotnym. Ludzie zaczynali powoli tracić wiarę w drużynę narodową, a po tym triumfie znów na nas postawili. To jest największe osiągnięcie związane z tym spotkaniem.
Anglia – Niemcy 5:1. Jakie to było uczucie kilka minut po meczu być reprezentantem Niemiec? (George Booth, poprzez e – mail)
Ach, 1:5 to było wielkie lanie… Mieliśmy wielką szansę wyjść na prowadzenie 2:1 przed przerwą, ale w kolejnej akcji gola strzelił Stevie Gerrard. To było bardzo brutalne, ale na koniec pomyśleliśmy sobie, że należy o tym zapomnieć. Oczywiście byliśmy rozczarowani, że przegraliśmy spotkanie, ale staraliśmy się tym nie przejmować.
Mam pytanie o finał mistrzostw świata 2002. Jakie były nastroje w drużynie przed tym spotkaniem? Bardzo się wówczas denerwowaliście? (Barnay Eastham, Londyn)
Fakt, że w finale musiał pauzować Ballack, sprawił, że nasza sytuacja stała się o wiele trudniejsza. To był nasz talizman, strzelał dla nas mnóstwo zwycięskich goli, między innymi w ćwierćfinale i półfinale. Jednak nawet bez niego wierzyliśmy w zwycięstwo. W meczu z Brazylią graliśmy świetnie, w drugiej połowie nawet uderzyliśmy piłką w poprzeczkę. Brazylia nie była na pewno zespołem nie do pokonania, ale jakoś nie potrafiliśmy strzelić gola który dałby nam zwycięstwo. Kiedy wyszli na prowadzenie 1:0, było już po wszystkim, bo Brazylijczycy nie dopuszczali nas do własnej bramki.
Przenieśmy się w przyszłość o pięć lat. Dostaje pan ofertę prowadzenia Liverpoolu i Bayernu Monachium. Którą propozycję by pan wybrał? (Schui, poprzez Twitter)
Liverpool. Tam jest moje serce. Spędziłem tam wspaniałe lata i odnosiłem wielkie sukcesy. Kocham ten zespół bardziej od Bayernu i innych. To jest mój klub! Występy w Liverpoolu wspominam wspaniale, z chęcią bym tam wrócił!
Komentarze (1)