Derby na Wembley - 1989
W trzeciej i ostatniej części naszej podróży po wspomnieniach z Wembley kierujemy naszą uwagę ku zwycięstwu 3-2 nad Evertonem w finale FA Cup z 1989 roku. Gol Johna Aldridge’a i dwa trafienia Iana Rusha pozwoliły the Reds zwyciężyć w tym wzruszającym meczu, który odbył się zaledwie 5 tygodni po katastrofie na Hillsborough.
Oficjalna strona klubu przeprowadziła wywiad z wieloletnim kibicem the Reds, poetą i dramatopisarzem Davem Kirbym, który podzielił się swoimi wspomnieniami o tym pamiętnym finale.
Mecz odbył się miesiąc po katastrofie Hillsborough. Jak czuliście się wyruszając na Wembley po tym, co się stało?
W tamtym czasie wciąż czułem ciężar na sercu. Nie mogłem normalnie jeść i cały czas miałem poczucie pustki. Kilku moich kolegów kibicowało Evertonowi, ich obecność pozwalała mi się trochę lepiej poczuć. Pocieszali nas, to była wielka rzecz dla Scousersów. Było niewiarygodne, że otrzymaliśmy wsparcie od fanów the Blues po katastrofie, kibice Liverpoolu nigdy im tego nie zapomną. Wiem, że strasznie chciałem, abyśmy wygrali puchar dla tych, którzy stracili życie, jednak nawet jeśli wygrałby Everton, to przynajmniej puchar trafiłby do tego samego miasta, co także stanowiłoby swego rodzaju hołd. Od czasu upamiętnienia ofiar w Glasgow (30 kwietnia 1989 roku), byłem jakby otępiały i bardzo rozchwiany, jednak Wembley było tamtego dnia miejscem ukojenia. Pamiętam, że był to wtedy wspaniały, słoneczny dzień i mam z niego wiele wyjątkowych wspomnień.
Na boisku Gerry Mardsen zaśpiewał „You’ll Never Walk Alone”. Jakie wiążesz z tym wspomnienia?
Moi koledzy byli wtedy po drugiej stronie stadionu, a my na dole, nie było tak naprawdę żadnego podziału kibiców, fani Evertonu i Liverpoolu siedzieli obok siebie. Pamiętam, że przede mną siedziało kilku kibiców the Blues. Miałem wielkie poczucie straty, jednak równocześnie czułem się dumny ze swojego miasta. Kiedy Gerry zaśpiewał „You’ll Never Walk Alone”, ludzie wokół mnie wybuchali płaczem. Śpiewałem te słowa również wcześniej w Glasgow, jednak dla innych fanów the Reds to był pierwszy raz kiedy dane im było to zaśpiewać od czasu tragedii. Pieśń nabrała nowego znaczenia. Zazwyczaj była ona przeznaczona na momenty triumfu, jednak tego dnia stała się hymnem. Słowa nadały pieśni inny wydźwięk. Pamiętam, że kibice Evertonu wokół nas przyłączyli się i śpiewali razem z nami. Wielu ludzi dusiło w sobie żal, jednak tam mogliśmy o tym wszystkim zapomnieć. Było to bardzo, bardzo wzruszające przeżycie.
Co pamiętasz z meczu?
Nigdy nie zapomnę gola Aldo, ponieważ dał on kibicom wielkie poczucie ulgi, także mnie osobiście. W powtórzonym meczu półfinałowym z Nottingham Forest na Old Trafford uczucie ulgi było podobne, ponieważ wiedzieliśmy, że pojedziemy na Wembley dla tych, którzy stracili życie. To co pamiętam, to że kiedy zabrzmiał pierwszy gwizdek to znowu było jak na derbach, oglądaliśmy grę w piłkę, tak jak zawsze. Wydarzenia z ostatniego miesiąca zostały odłożone na bok, wszyscy bardzo chcieliśmy pokonać the Blues i zdobyć puchar. Gol Rusha był fantastyczny, ale dla mnie najlepszy był gol Aldo. Pamiętam końcowy gwizdek i uwolnienie emocji. Wszyscy wokół mnie zalali się łzami. Kibice Evertonu podawali nam rękę. Jeśli oni by wygrali, ja również podałbym im rękę za to, co zrobili dla nas po Hillsborough.
Czego z tamtego dnia nigdy nie zapomnisz?
Największej dumy ze swojego miasta jaką czułem w moim życiu. Kiedykolwiek. Finał Pucharu Ligi z 1984 roku był wielkim, jednoczącym wydarzeniem. Jednak ten z roku 1989 był czymś zupełnie innym. Po wszystkim były pełno uścisków, także z fanami Evertonu, byłem wtedy najbardziej wzruszony po jakimkolwiek meczu. Nigdy już potem tak się nie czułem. Kocham Liverpool FC i zawsze jestem dumny z tego klubu. Jednak tamtego dnia czułem dumę z miasta i jego mieszkańców. Nigdy tego nie zapomnę.
Komentarze (0)