Dalglish o Hillsborough
Nigdy nie zapomnę 15 kwietnia 1989 roku. Nawet nie potrafię myśleć o nazwie Hillsborough, nie mogę powiedzieć tego słowa bez wspomnienia tych tragicznych chwil. Niezwykle ciężko pisać mi o Hillsborough, gdzie niewybaczalne błędy władz, zarówno policji, jak i władz piłkarskich doprowadziły do tragicznej śmierci 96 osób. Te wspomnienia zostaną ze mną do końca mojego życia.
Dostałem propozycję objęcia posady menadżera Sheffield Wednesday po tym, jak odszedłem z Liverpoolu, ale nie mogłem jej przyjąć z powodu wydarzeń, które miały miejsce w Hillsborough. Osoba, która mi tą pracę zaproponowała powiedziała: „Nawet o tym nie pomyślałem.” Ale ja nie potrafię wejść na ten obiekt bez wspomnienia wszystkich ludzi, którzy zginęli na trybunach Leppings Lane.
Moje emocje zbiegają się do frustracji podczas niekończących się, łamiących serca pogrzebów. Liverpool rozegrał rok wcześniej Półfinał FA Cup przeciwko Nottingham Forest i nie było najmniejszych problemów. Organizacja była wspaniała. Kibice musieli przebyć barierki ustawione 500 metrów przed boiskiem, gdzie pokazywali swoje bilety. 15 Kwietnia 1989 roku było zupełnie inaczej.
Kto inny pilnował porządku, policjanci byli inni. Dlaczego nie postąpiono tak samo, jak w poprzedzającym sezonie? Jeśli tak postąpiono, to co zostało wykonane nieprawidłowo? Jeśli zadbaliby o porządek tak samo, jak rok wcześniej te 96 osób ciągle mogłoby żyć i w Merseyside nie byłoby wielu rodzin, które nie potrafią normalnie żyć po stracie najbliższych, ukochanych osób.
To było ewidentne, że fani The Reds powinni zostać pokierowani na Hillsborough Kop. Mniejsze Leppings Lane zdecydowanie nie było odpowiednim rozwiązaniem. Prawdopodobnie policja stwierdziła, że będzie lepiej, jak to kibice Nottingham Forest zajmą Hillsborough Kop. Jednak, żeby być w porządku wobec policji, powiem, że przed rokiem nasi kibice zajęli Leppings Lane i nie było problemów. Wystarczyło miejsca dla wszystkich kibiców. Kibice Liverpoolu mieli do dyspozycji także całą trybunę obok Leppings Lane, ale to tylko spotęgowało problem, ponieważ jedyną drogą by się tam dostać była właśnie Leppings Lane.
Ludzie, którzy utracili osobę siedzącą obok niej podczas meczu zostawiali naprawdę wyjątkowe rzeczy, by upamiętnić tych, co już odeszli. Mnie najbardziej poruszył widok dwóch pomarańcz ułożonych za jedną z barierek. Były tak niewidoczne, a zarazem tak wiele mówiły. Prawdopodobnie dwoje ludzi brało pomarańcze, by mieć czym się podzielić w przerwie meczu. To naprawdę sprawiło na mnie ogromne wrażenie. Zastanawiałem się, czy osoba, która zostawiła te pomarańcze, kiedykolwiek wróciła na The Kop. Zobaczyłem czyjeś buty pozostawione przez rodzinę pogrążoną w żałobie. Wszędzie, gdzie nie poszedłem były niekończące się wiadomości, pozostawione przez ludzi pogrążonych w smutku. Tak ciężko było obok tego przejść.
Tak wiele osób zostawiło małe zdjęcia, jako pamiątkę po tych, którzy zajmowali miejsce obok siebie na każdym meczu, co tydzień. Różnorodność wieku i tła była ogromna. Spotkałem małżeństwo w wieku około 60 lat.
„Nie chodzicie regularnie na The Kop,” powiedziałem. „Co tydzień,” odpowiedziała mi trochę przygnębiona, ale zarazem pełna dumy. „Po prawej stronie, tuż przy schodach, za barierką, to było nasze stało miejsce.” Co tydzień chodzili w to samo miejsce, by spotkać swoich kolegów. Pozostawili pamiątki w miejscu, gdzie stali ich przyjaciele. Powinienem był wiedzieć to o The Kop przed Hillsborough. Gdy chodziłem z ojcem na mecze na Ibrox, zawsze przechodziliśmy tą samą drogą, mniej więcej obok tej samej barierki, by spotkać jego kolegów z pracy. Powrót na The Kop, by zobaczyć znane grupy ludzi w tych samych, ale także spostrzec wśród nich brak znajomych twarzy musiał być bardzo bolesny.
Tak wiele osób odwiedziło kapliczkę. John Toshack powrócił z Hiszpanii, Craig Johnston z Australii. Książę Karol przyszedł, gdy emocje już opadły, zrobił sobie zdjęcie na The Kop. Niektórzy politycy po prostu chcieli wykorzystać sytuację, by rozsławić swoje nazwisko. To było ohydne. Jednym politykiem, który mi naprawdę zaimponował był Neil Kinnock. Był bardzo wyrozumiały. Przyszedł oddał hołd ofiarom i odjechał. Żadnego rozgłosu, żadnych zdjęć. Naprawdę zyskał tym sobie mój szacunek.
W poniedziałek pojechaliśmy do Sheffield, by odwiedzić szpitale. Każdy piłkarz pojechał, bez wyjątku; każdy bardzo to przeżywał. To była taka przygnębiająca podróż. Weszliśmy do Sali, gdzie czworo, bądź pięcioro dzieci leżało pogrążone w śpiączce. Lekarze i pielęgniarki dawały im do posłuchania nagrania z meczami Liverpoolu, cokolwiek, żeby wzbudzić w nich reakcję. Mówiliśmy do jednego z nich. Poszliśmy dalej, gdy nagle ten chłopiec się obudził. Ludzie zaczęli mówić, że to moja obecność spowodowała, że się ocknął, ale ja nie odegrałem tutaj żadnej roli. To lekarze go leczyli, a nie ja. Chłopiec i tak by się obudził. Jego matka zalała się łzami. „Zostawimy Ciebie z nim” powiedziałem. Oczywiście wszyscy byli szczęśliwi, że jej syn się wybudzał, ale zostawiliśmy ich samych, ponieważ to była osobista chwila. Ciężko było przechodzić po szpitalu i patrzeć na te wszystkie twarze leżące w bezruchu. Był jeden chłopiec w śpiączce, który nie miał żadnej kartki. Nazywał się Lee Nicol. Zmarł tej nocy.
Rok wcześniej nieopodal stadionu nie były prowadzone żadne prace związane z przebudową dróg. Policja wiedziała w 1989 roku, ilu kibiców może się spodziewać. Stadion nie był jeszcze wypełniony i władze powinny były się domyśleć, że kibice mają problem z dotarciem do Sheffield. Policja musiała wiedzieć o korkach na drodze. Gdy w poniedziałek razem z innymi piłkarzami pojechaliśmy do szpitala do Sheffield zostaliśmy podwiezieni przez policję z Liverpoolu, potem przejęła nas z Manchesteru, następnie z Północnego Yorkshire, a na końcu z Południowego Yorkshire. Wszystkie siły policji współpracowały ze sobą. Musieli się nawzajem powiadomić, że są korki na drodze, więc trzeba przesunąć rozpoczęcie meczu, prawda? To nie byłby pierwszy w historii przesunięty w czasie Półfinał FA Cup. To mnie zawsze denerwuje, że oni nie poczekali na kibiców. Ci ludzie przybyli na miejsce spóźnienie, byli zdesperowani by dostać się na stadion, ponieważ nie chcieli przegapić ani minuty tego meczu. Ci wszyscy ludzie przepychali się, co spowodowały cały ten impet, który odebrał życie 96 biednym fanom Liverpoolu.
Wyszliśmy na boisko, piłkarze zaczęli się rozgrzewać, a ja zasiadłem na ławce trenerskiej i zacząłem oglądać mecz. Nie dostrzegłem żadnych kłopotów. Nagle policjant wbiegł na boisko i zaczął rozmawiać z arbitrem Ray’em Lewisem, który przerwał mecz. Lewis odesłał nas z powrotem do szatni i powiedział, że mamy oczekiwać dokładniejszych wiadomości. Wtedy nikt nie wiedział o skali tej tragedii. Powiedziałem piłkarzom by zostali w szatni, a sam wyszedłem na korytarz. Kilku kibiców się tam zebrało. Krzyczeli do mnie: „Kenny, Kenny, tam giną ludzie!”.
Myśl o prawdziwym horrorze przeszła przez mój umysł. Ludzie, którzy przedostali się na boisko przekazali najświeższe informacje, co tam się dzieje. Jak uczyniłby każdy człowiek, moją pierwszą reakcją było odnalezienie rodziny. Marina i Kelly siedziały w loży dyrektorskiej i nic im się nie stało. Mój syn Paul nie siedział z nimi, ponieważ na mecze pucharowe zawsze chodził z synem Roya Evansa – Stephenem i jeszcze jednym przyjacielem Alanem Brownem. To była taka ich tradycja, że przed meczem jedli wspólnie lunch, a potem wyruszali na stadion, tak jak tysiące innych chłopaków na całym świecie. Zacząłem go szukać. Wyobraźcie sobie, jaką poczułem ulgę, gdy zobaczyłem Paula chodzącego po boisku. Równie dobrze mógł być w Leppings Lane, mimo że miał bilet na inną trybunę musiał przejść przez Leppings Lane, by się tam dostać. Jeśli Paul nie dotarłby na Hillsborough wystarczająco wcześnie, mógł znaleźć się w obszarze, gdzie doszło do tych tragicznych wydarzeń. Byłem bardzo szczęśliwy, że nic mu się nie stało. Zaprowadziłem go do Mariny, która podzieliła moją radość.
Policja poprosiła Briana Clougha i mnie byśmy wygłosili komunikat. Przeszliśmy przez kuchnię Hillsborough, gdzie stało akurat radio, w którym podawali wyniki innych spotkań. To było dziwne. Nie interesowały ich wydarzenia z tego stadionu. Doszliśmy do miejsca, gdzie swoją kwaterę miała policja w rogu Leppings Lane i staraliśmy się przekazać komunikat, ale mikrofon nie działał. Dwie osoby machały do nas z trybuny pokazując, że nic nie słyszą. Policja zasugerowała żebyśmy się udali na stanowiska komentatora i użyli jego sprzętu. Ja wszedłem dalej po schodach, Cloughie już nie. Tylko ja. Nie wiem, dlaczego tam nie poszedł, by przekazać komunikat kibicom. To była tylko i wyłącznie jego decyzja. Już tego dnia chyba go więcej nie widziałem. Forest szybko wyjechali.
Ja dalej udałem się na stanowiska komentatora, by nadać komunikat tak, jak zaleciła policja. Powiedziałem kibicom, że zdarzył się wypadek, ale trzeba w tej sytuacji zachować spokój. Powiedziałem im, że zachowali się wspaniale, nawzajem się wspierając, a pomoc, którą zaoferowali służbie zdrowa była równie fantastyczna. „Proszę, zachowajcie spokój,” powtarzałem. I tak się zachowali. Kibice byli niesamowici.
Cloughie mnie skrytykował w swojej książce. Po tym, jak w końcu pokonaliśmy Nottingham w Półfinale rozegranym na Old Trafford, powiedziałem, że jedna z drużyn pragnęła zwycięstwa bardziej od drugiej. Dla naszych fanów, Liverpool pokazał znacznie większą chęć zwycięstwa, niż Forest. Tego można było się spodziewać. Cloughie przyznał, że to prawda, ale nie musiałem tego mówić. W wypowiedzi Clougha nie było za krzty logiki. Ja nie chciałem skrytykować piłkarzy Forest. Z powodu Hillsborough to zwycięstwo miało dla nas dużo większe znaczenie, niż dla piłkarzy Nottingham. Potem 10 maja Forest przyjechało do nas na mecz ligowy. Cloughie podszedł do tego spotkania niezwykle negatywnie i bronił się niemal całą drużyną na własnej połowie, naprawdę dziwnie się zachował. Jednak i tak zwyciężyliśmy 1-0.
Gdy zrozumieliśmy, że na Leppings Lane umierają kibice, fani Forest zachowali się fantastycznie. Ich klub mógł być z nich dumny. Kilku fanów Liverpoolu podbiegło do trybuny z kibicami Nottingham, niektórzy agresywnie, inni żeby po prostu uciec jak najdalej od tamtej tragedii. Moją pierwszą reakcją było stwierdzenie, że na Leppings Lane wdarli się kibice Forest i rozpętali zamieszki. Wiele osób tak pomyślało. Gdy ludzie w końcu zrozumieli, że problemem był tłok, przestali agresywnie zachowywać się w stosunku do kibiców Forest. Mogliśmy być świadkami kompletnej zawieruchy, gdyby fani z Nottingham zareagowali w bardziej żywiołowy sposób na zaczepki fanów The Reds. Tragedia i tak już osiągnęła niebotycznych rozmiarów, ale mogło być gorzej, gdyby kibice Forest pomyśleli, że Liverpoolczycy chcą ich dopaść. Należy im się wieczny szacunek za to, co zrobili, za to że się powstrzymali. Za ich zachowanie na Hillsborough fani Forest na zawsze zyskali moje uznanie.
Bardzo szybko się okazało, że wydarzenia na Leppings Lane to nie jest zwykły problem z tłumem, ale prawdziwa katastrofa. Fani Liverpoolu niszczyli reklamy, żeby pomóc innym wydostać się z najgorszego miejsca. Policja mogła zdziałać naprawdę niewiele, ponieważ byli ze złej strony ogrodzenia.
Myślenie o tym, jak długo trwało to miażdżenie kibiców jest okropne. To jest niezwykle przygnębiające, gdy zdajesz sobie sprawę, że już w momencie gdy rozpoczął się mecz i przez te sześć minut jego trwania, ludzie już umierali. Problem zaczął się dużo wcześniej, niż wszyscy sądzili. Gdy przybyliśmy w poniedziałek do szpitala jeden z kibiców spytał Big Ala, ‘Kiedy w końcu wracasz do gry?’ Big Al zaczął ten mecz od pierwszej minuty. Więc ten człowiek, albo się spóźnił na mecz, albo w tym momencie już znajdował się pod presją innych. Jeśli by się spóźnił, to nie znalazłby miejsca z przodu, więc doszliśmy do wniosku, że ta opcja nie wchodzi w grę. Na boisko wyszliśmy o 2:55, a mecz zakończył się o 3:06, a on nie wiedział, że Big Al gra. Cała ta tragedia musiała się zacząć przed 2:55.
Mecz został w końcu odwołany o 3:30.
Następnego dnia ludzie zaczęli przychodzić na Anfield. Chcieli po prostu zostawić kwiaty i oddać hołd ofiarom przed Shankly Gate. Peter Robinson porozmawiał z facetem, który pilnował boiska i powiedział, by pozwolił wejść kibicom na plac gry. Liverpool Football Club nie chciał kibiców stojących na ulicy. To była niewiarygodna rzecz. O 6:00 wszyscy poszliśmy do Katedry św. Andrzeja. Bruce Grobbelaar odczytał Pismo Święte. Wyraźnie wyczuwalne było okropne poczucie straty, frustracji i zmartwienia. Wszystkich tak bardzo to dotknęło. Piłkarze wraz z żonami byli zdeterminowani, by cokolwiek zrobić. Następnego dnia wszyscy poszliśmy na Anfield. Żony były wspaniałe. Wszystko się zatrzymało i bardzo słusznie. Ludzie mieli ten komfort, że mogli przyjść na Anfield, porozmawiać z piłkarzami i ich żonami, napić się herbaty. Liverpool Football Club był całym życie tak wielu ludzi, więc to było naturalne, że przychodzili na Anfield. Dzięki temu mogli gdzieś się udać, czymś się zająć. Większość krewnych ofiar tej tragedii chciało po prostu porozmawiać o futbolu. Ciągle mówili piłkarzom ‘Byłeś jego idolem’.
Rozmawialiśmy z jedną z rodzin i wdowa powiedziała: ‘Mój mąż podziwiał Steve’a Heighwaya.’ ‘Poczekaj’. Odpowiedziałem jej i poszedłem po Steve’a do jego biura. To im pomagało. Jedna z osób zażartowała: ’Mój mąż był starym, bezużytecznym gościem. Teraz będzie szczęśliwy tam w niebie, ponieważ w końcu może oglądać te wszystkie mecze za darmo.’ Odrobina humoru bardzo pomagała rodzinom ofiar, a także nam. Rozmowa z nimi o futbolu działała, jak lekarstwo. Pomagaliśmy sobie nawzajem.
Jednego ranka, zanim jeszcze ktokolwiek przyszedł, ja wszedłem na boisko i przy bramce położyłem pluszowe misie. Bramki, całe boisko i cała The Kop były pokryte kwiatami, szalikami i różnymi pamiątkami. Pamiętam, że kiedyś opisałem to, jako „zarazem najsmutniejszy i najpiękniejszy widok w moim życiu”. Naprawdę tak było. To było smutne, ponieważ taki był powód, z którego to wszystko zostało zrobione, ale to był wspaniały widok. W piątkowy wieczór, gdy wszyscy już poszli ja razem z Kelly, Paulem, Mariną i jej ojcem – Patem przeszliśmy się po stadionie. Paul spojrzał się na te wszystkie kwiaty, pamiątki i szaliki i zapytał się: „Dlaczego to się przytrafiło akurat nam?” Kelly, Paul i ja stanęliśmy na The Kop, a po naszych policzkach spływały łzy. Chodzenie po The Kop wywołało we mnie ogrom emocji. Wiele pamiątek ludzie zostawili w miejscach, gdzie ich ukochane osoby zazwyczaj oglądały mecze The Reds.
Same myśli bądź rozmowy o tym bardzo nas poruszały. Większość piłkarzy zachowała się wspaniale – John Barnes, Bruce, Aldo, Steve McMahon. Niektórzy nie potrafili sobie z tym poradzić. Musieli stanąć z boku. Nie oznaczało to wcale, że nie współczuli rodzinom ofiar. Każdy zrobił tyle, na ile było go stać. To bardzo zabolało Aldo. Aldo znacznie bardziej cierpiał, ponieważ pochodził z Liverpoolu. Steve McMahon i Ronnie Whelan ciągle utrzymują bliskie kontakty z rodzinami, którym pomagali w czasie tej tragedii.
Mój wizerunek w kraju mógł się zmienić podczas Hillsborough, ale większość dziennikarze nie dostrzegała, co się dzieje. Dopóki ludzie nie zaznali smutku, żałoby nie poszli na pogrzeb, nie mogli wyrazić odpowiedniej opinii na ten temat. Ci ludzie, którzy siedzieli w Londynie i pisali, jak Liverpool poradził sobie z tą tragedią nie mogli pojąć, co tak naprawdę przeżywaliśmy. Pisali to bez żadnej wiedzy, o zaistniałej sytuacji, ponieważ nie przeżyli tego osobiście.
Nie wiem na ile pogrzebów poszedłem. Pamiętam tylko, że jednego dnia z Mariną byliśmy na czterech. Między ceremoniami eskortowała nas policja. Wszystkie pogrzeby były niezwykle przygnębiające. Wszystkie rodziny pogrążone w żałobie po stracie najbliższych. W kościołach msza zazwyczaj kończyła się odśpiewaniem „You’ll Never Walk Alone”. Ja jednak nie byłem w stanie nic śpiewać, ponieważ byłem tak przygnębiony i wzruszony. Nie było siły, żebym wykrztusił z siebie choć jedno słowo. Ja tam po prostu stałem oszołomiony próbując zrozumieć, co się przydarzyło temu klubowi i ludziom, których podziwiałem. Rodziny bardzo doceniały to, że piłkarzy przychodzili na ceremonię pochówku. Jeśli mieli ulubionego piłkarza to Noel White robił wszystko, by ten zawodnik stawił się na pogrzebie. Ostatni pogrzeb, na który poszedłem był równie przygnębiający, jak ten pierwszy. Nie przyzwyczaiłem się do smutku. Każdy pogrzeb bardzo mnie dotykał, ponieważ zawsze rodzina pogrążona w żałobie żegnała, kogoś z kim dzieliła życie i kogo kochała. Za każdym razem rozmyślałem, co bym zrobił, gdyby to dotknęło moją rodzinę. To było uczucie z rodzaju „masz, na miłość boską, weź mnie”. Temat śmierci jest dla mnie niezwykle trudny. Jeśli rozmowa zejdzie w tym kierunku od razu próbuję zmienić temat, lub wychodzę.
Po tym, jak zobaczyłem tak wielu rodziców chowających swoje dzieci moja rodzina nabrała dla mnie jeszcze większego znaczenia. Shanks mówił, że futbol jest ważniejszy od życia i śmierci, ale dla mnie nie był. Nigdy tak nie uważałem, nawet przed wydarzeniami z Hillsborough. Shanks mówił to zupełnie szczerze. Tak myślał, taki miał styl bycia. Wielu kibiców Liverpoolu myśli w ten sam sposób. Nie wiem, czy Hillsborough zmieniło ich spojrzenie na tą sprawę. Niektóre rzeczy, o których wspominali ludzie były nieprawdopodobne. Niektórzy mnie prosili „Zdobądź ten Puchar”. Większość rodzin mówiła: „Musicie awansować dalej”. Ja nie potrafiłem myśleć o następnym meczu, niezależnie, kiedy miałby się odbyć.
Dla mnie futbol nie był ważny. Jednak dla FA to się właśnie liczyło, która już w telewizji przed 4:00 mówiła o Pucharze, gdy ciała były jeszcze zabierane z płyty boiska. To było żałosne i nieczułe. Wszystkie te mowy FA o ostatecznych terminach były głupie. Była tylko jedna strona, która wyjdzie z tego zwycięsko i będzie to Liverpool. Nie było takiej możliwości, żeby FA nie zrobiła tego, co powiedział Liverpool. Nikt nie słuchałby FA, gdyby odważyli się sprzeciwić Liverpoolowi. To Liverpool ustali ostateczny termin. Nie, kiedy piłkarze będą gotowi, ale wtedy, gdy ludzie z Merseyside będą gotów, wtedy gdy minie odpowiednio długi czas żałoby.
Ciężko było patrzeć na relację dziennikarzy, zwłaszcza na zdjęcia, które uwydatniały ludzkie cierpienie. Było jedne zdjęcie, na którym widać dwie dziewczyny tuż za ogrodzeniem Leppings Lane, ich twarze przytwierdzone do płotu. Nikt nie wie, jakim cudem przeżyły. Przychodziły codziennie do Melwood, w poszukiwaniu autografów i to zdjęcia przygnębiło wszystkich, ponieważ je znaliśmy. Gdy to zobaczyłem, nie mogłem czytać gazet.
Kiedy The Sun przedstawiło historię, w której fani Liverpoolu byli pijani, zachowywali się, jak zwierzęta, a nad tym wielki napis „Prawda”, reakcja w Merseyside była naprawdę pełna wściekłości. W kioskach nie można było nabyć tego brukowca. Ludzie nie wymawiali jej nazwy. Palili te gazety. Każdy reprezentujący The Sun mógł liczyć na wszelkiego rodzaju wyzwiska. Reporterzy i fotografowie The Sun oszukiwali, że pracują dla Liverpool Echo, bądź Post. Była na nich wielka nagonka, z powodu tego, co napisali. The Star też zachowała się po chamsku, ale następnego dnia oficjalnie wszystkich przeprosili. Wiedzieli, że ta historia to perfidne kłamstwo. Kelvin MacKenzie, redaktor naczelny The Sun nawet do mnie zadzwonił.
„Jak możemy naprawić sytuację?” powiedział.
„Pamiętasz ten tytuł „Prawda” – odpowiedziałem. „Wystarczy, że na pierwszej stronie taką samą czcionką dacie napis „Kłamaliśmy”. Myślę, że to wystarczy.”
MacKenzie odpowiedział: „Nie możemy tego zrobić.”
„Cóż, w takim razie nie mogę Wam pomóc,” odpowiedziałem.
To wszystko. Odłożyłem słuchawkę. Mieszkańcy Merseyside byli wściekli na The Sun, a wielu ciągle jest.
Zostałem zaproszony do więzienia w Walton, gdzie więźniowie mieli wykład o Hillsborough. Zanim wszedłem, naczelnik powiedział mi, żebym dodał im otuchy. Więźniowie byli bardzo źli po tym, co przeczytali. To było nieprzyjemne doświadczenie. Panowała tam zupełna cisz oprócz brzęku kluczy i dźwięku zamykania drzwi. Wszedłem do kaplicy, a tam oni siedzieli i praktycznie nic nie mówili. Potem zaczęli bić brawo. Ten aplauz bardzo mi pomógł pokonać nerwy. Przypomniałem sobie słowa naczelnika i powiedziałem, żeby się nie obawiali tym, co przeczytali w gazetach, ponieważ to są kłamstwa.
Oskarżenia The Sun były żałosne i bezpodstawne. Fani bez biletów próbują się dostać na każdy mecz. Każdy klub z wieloma kibicami, który gra w Półfinale FA Cup przyciągnie uwagę fanów bez biletów. Jeśli prawidłowo się z nimi uporać, tak jak to miało rok wcześniej to nie stanowią zagrożenia.
Te oskarżenia wywołały złość w traumatycznej atmosferze. Spędziliśmy ten tydzień opłakując zmarłych i jeżdżąc na pogrzeby. W sobotę mieliśmy spotkanie na Anfield. Sześć minut po piętnastej w całym kraju zarządzono minutę ciszy. Potem wszyscy na Anfield odśpiewali „You’ll Never Walk Alone”. Zapomnieliśmy o niesnaskach dzielących Anfield i Goodison. Chcieliśmy pokazać jedność w Merseyside. Kolejnego dnia już było ostatnie spotkanie na płycie boiska. Było naprawdę cicho, wiatr poruszał szalikami przywiązani do bramek. Gdy ktoś krzyknął „Kochaliśmy Ciebie!” wszyscy się rozpłakaliśmy.
Ta tragedia zakończyła erę miejsc stojących. Raport Taylora spowodował, że na stadionach były tylko miejsca siedzące. Choć rzadko się zdarza, by kibice siedzieli podczas meczu. Jeśli coś się dzieje na którejś z trybun ludzie po kolei zaczynają wstawać, by to zasygnalizować. Raport Taylora sprawił wiele kłopotów, wielu osobom. Nałożył finansową karę na wszystkie kluby, ale jak najbardziej słusznie.
Moją prawdziwą obawą, jeśli chodzi o stadiony z miejscami siedzącymi to, że ludzie z ulicy stracą szansę na oglądanie spotkań. Jedną z konsekwencji Hillsborough jest to, że ludzie biedniejsi stracą szansę obejrzenia meczu. Każdy klub musi mieć sponsorów, całe niezbędne wyposażenie, stronę komercyjną, ale musi tam także znaleźć się miejsce dla zwykłych ludzi. Nigdy nie wolno o nich zapominać. Hillsborough i Raport Taylora na zawsze zmieniły atmosferę na stadionach. Mniejsza pojemność, brak miejsc stojących, bogatsza publika to wszytko spowodowało, że na trybunach zaczęło być ciszej. Atmosfera na The Kop z pewnością uległa zmianie. Każdy stadion się zmienia, gdy przebudują trybuny. Jednak kluby powinny stworzyć obszar dla tych, których nie stać na drogie bilety na każdy mecz, ale idą na spotkanie tylko, gdy akurat mają pieniądze. Nie można dyskryminować biedniejszych fanów. Nigdy nie można zapominać biednego chłopca, który nie może pójść na mecz, ponieważ jego ojca na to nie stać. Trzeba myśleć o kibicach.
Byłem na trzech meczach, jako kibic, piłkarz i menadżer, gdy doszło do prawdziwej tragedii – na Ibrox, Heysel i Hillsborough. Patrząc na liczbę spotkań, w których uczestniczyłem, szanse, że ktoś z mojej rodziny mógł być ofiarą były większe niż przeciętne. Mam szczęście, że moim dzieciom nic się nie stało. Rodzice zawsze będą chronić swoje dzieci, nawet gdy te już dorosną. Taka już jest ludzka natura.
Po wydarzeniach z Hillsborough doceniam moją rodzinę jeszcze bardziej. Marina mówi, że czasem ciężko było ze mną wytrzymać, gdy byłem pod presją. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Tom Saunders powiedział raz Marinie, że będzie miał mnie na oku, ale on już to robił wcześniej. Bez mojej wiedzy, ciężar Hillsborough zaczął mnie przytłaczać.
Komentarze (14)
Tak bogatych słów i tak łapiacych za serce ( jak i za każdą część ciała ) dawno nie czytałem. DALGLISH KING !
Właśnie zaczyna się piekło na Leppings Lane.
Never forgoten!
R.I.P. 96
Liverpool FC - łączy wielu ludzi !
Życie - łączy wszystkich..
Warto poświęcić czas na przeczytanie tego tekstu by chociaż na chwilę sobie o tym przypomnieć.
Dzięki temu artykułowi tak naprawdę dopiero teraz zapoznałem się z Tragedią na Hillsborough.
Szacunek.
ynwa!
#YNWA 96 RIP !