Liverpool mierzy wysoko
Liverpool może dojść do wniosku, że Roberto Martinez to granica ich ambicji. Właściciele z FSG będą musieli przekonać trenerów takich, jak Pep Guardiola, że wciąż warto pożądać pracy na Anfield - pisze Paul Wilson w dzisiejszym wydaniu Observera, niedzielnej edycji Guardiana.
Wydaje się, że gadatliwość Dave'a Whelana stworzyła wrażenie, że Roberto Martinez jest faworytem do pracy w Liverpoolu, chociaż Fenway Sports Group zarzucają swe sieci dalej niż na menedżera Wigan. Dużo dalej. Właściwie każda krótka lista zawierająca Martineza i Brendana Rodgersa plus Jürgena Kloppa, Didiera Deschampsa, Andre Villasa-Boasa, Fabio Capello i Pepa Guardiolę, nie jest bynajmniej krótką listą. Jest bardziej jak lista zakupów do supermarketu z najbystrzejszymi europejskimi młodymi menedżerami.
Poprawka - Capello może jest bystry, ale nie jest młody. Włoch jest cztery lata starszy od Kenny'ego Dalglisha, tylko pięć lat młodszy od Sir Aleksa Fergusona. Biorąc pod uwagę, że Liverpool ma szukać menedżera z długą karierą przed nim, żeby włożył energię w przebudowę klubu, obecność byłego selekcjonera reprezentacji Anglii na liście życzeń jest z pewnością podpuchą. Capello lepiej wpasowałby się w Chelsea, gdzie zna połowę graczy, mógłby przestroić skład paroma kluczowymi zmianami i gdzie i tak menedżerowie wytrzymują najwyżej sezon lub dwa.
Pozostałe cele Liverpoolu, nawet Guardiola, pasują do typu młodego utalentowanego, który może poświęcić wiele lat na projekt, będący w stanie zdefiniować jego karierę. Można się spierać ze stwierdzeniem, że wszystko co zrobi Guardiola po Barcelonie będzie krokiem w dół, jednak postawienie Liverpoolu z powrotem na ich grzędzie, jak to mawia Ferguson, jest perspektywą, która powinna ekscytować każdego ambitnego menedżera z wiarą we własne możliwości. Oczywiście są problemy. Zawsze są, kiedy zwalniają się najlepsze posady.
Lokalne uwielbienie dla Dalglisha może być kłopotem dla każdego, względnie niedoświadczonego, młodego menedżera próbującego wejść w jego buty. Po pieniądzach już tam wydanych nie może być pewności, że amerykańscy właściciele klubu dostarczą środków potrzebnych, by rywalizować z Manchesterem City i czołowymi klubami z Londynu.
Z całym szacunkiem dla Dalglisha, Liverpool właśnie zakończył sezon na najgorszej ligowej pozycji od 18 lat i został brutalnie określony przez Whelana, który jak widać ma zdanie na każdy temat, jako klub bez serca. Pragnienie poprawy jest oczywiste i jeśli jesteś menedżerem, który przy pierwszym podejściu wygodnie wprowadził Swansea do środka tabeli albo dostarczył dwa tytuły z rzędu w Bundeslidze w ciągu czterech lat od swojego zatrudnienia, szansa by dołączyć do jednego z prawdziwie wielkich klubów Europy i wpisać swoje imię w chwalebną historię Liverpoolu powinna być nie do odrzucenia.
To właśnie będzie zachętą, nawet jeśli Rodgers już się wycofał. W rzeczywistości będziesz czwartym menedżerem Liverpoolu w ciągu czterech sezonów, odpowiedzialnym za drużynę zebraną za spore pieniądze, która skończyła 37 punktów za Manchesterami, z ograniczonymi środkami na odbudowę i próbującym zadowolić publiczność, która wychowana w oczekiwaniu na sukces, udowodniła swoją niecierpliwość w sprawie wszystkiego, co zalatuje mentalnością małego klubu albo odejściem od tradycji.
Szczególnie Klopp, zatrudniony w klubie regularnie oglądanym przez 80000 widzów na największym niemieckim stadionie, może widzieć Anfield jako dosyć słabe pole pełne marzeń. Nieustająca niepewność wokół nowego obiektu Liverpoolu jest jeszcze jednym z powodów, by patrzeć na rewolucję FSG z ostrożnością.
Dalglish nigdy nie narzekał na Anfield, ponieważ to była jego duchowa siedziba, ale jeśli Liverpool mówi o ściągnięciu trenera z Barcelony czy Borussii Dortmund, będą musieli dość ostrożnie postępować w sprawie tego elementu. Anfield pozostaje miejscem wielkim duchowo, ale nawet jak na angielskie standardy sprowadza Liverpool do tyłu, jeśli chodzi o potencjał w przyjęciu kibiców, który mają the Emirates, Etihad, czy Old Trafford.
Obecni zagraniczni właściciele nie wydają się zdecydowani, czy chcą kogoś wartościowego, ale taniego, w stylu względnie niesprawdzonych kandydatów, jak Martinez lub Rodgers, czy jedynie zdobywcy tytułów się załapią.
Nie ma za dużo logiki w twierdzeniu, że Guardiola jest preferowanym wyborem, ale być może umieszczony na tej samej liście Rodgers był dosyć cwany w powiedzeniu "dziękuję, nie skorzystam".
Jednocześnie jeśli zaczynasz rozgłaszając, że poszukujesz na rynku kogoś z doświadczeniem w zdobywaniu tytułów, dziwne wydaje się badanie Martineza, który z całym swoim sprytem i osobowością, jest znany głównie z unikania spadku z ligi. Ciągle trzymając się tego kryterium z tytułami, Villas-Boas staje ci przed oczami. Zdobycie tytułu i wygranie Ligi Europy z Porto jakoś nie przygotowało Portugalczyka do życia w Chelsea. Biorąc pod uwagę ten niepewny start w Anglii, przenosiny do Liverpoolu miałyby nawet jeszcze mniej sensu.
Jak widać FSG jest dosyć trudne przez swoją nieumiejętność wyznaczenia wyraźnego typu menedżera, jakiego szukają. Zakładając jednak, że Guardiola pozostaje poza zasięgiem, Klopp byłby pewnie najbardziej ekscytującym wyborem, jeśli tylko chciałby podjąć to wyzwanie. Martinezowi nie brak dobrej woli do przyjmowania jakichkolwiek wyzwań, ale w jego przypadku albo Liverpool musiałby odkryć cierpliwość, albo wyniki musiałyby ułożyć się dobrze od pierwszego dnia, coś co nie zdarzyło się w Wigan.
Najbardziej oczywisty wybór dla Liverpoolu nie był wspominany prawie w ogóle. Sezon Alana Pardew w Newcastle mógłby być sequelem do filmu "Moneyball": świetne wyniki z ograniczonym budżetem, osiągnięte przez natchniony scouting i progresywne zarządzanie. Nie, Pardew nie zdobył tytułu, ale wyciągnął więcej ze sprzedaży Andy'ego Carrolla, niż Liverpool z samego Andy'ego. To powinno się liczyć. W sumie fani Liverpoolu woleliby zapewne, żeby FSG rozmawiało z szefem skautów Newcastle, niż z Martinezem czy Villasem-Boasem. Gdyby jeszcze mógł ze sobą zabrać Papissa Cissé albo Hatema Ben Arfę, im więcej, tym lepiej. Pardew może nie był wielkim menedżerem rok temu, ale teraz jest. Jest menedżerem roku, nie mniej. Prawdziwe pytanie to czy Liverpool wciąż jest pracą z wyższej półki.
Paul Wilson
Komentarze (15)
YNWA !
Raczej nie wydaje mi się żeby chciał u nas pracować. Na 99% w tym roku nie zaobaczymy Guardioli na ławce trenerskiej żadnego klubu. Pewnie w przyszłym roku trafi do któregoś Manchesteru albo ewentualnie do Chelsea
Myśle że masz racje , ale Klopp długo budował swój zespół patrząc na ile dali czasu Kennemu długo by prowadził naszego zespołu , patrząc na bundeslige w tym czasie mają bardzo słabe zespoły więc tam dostać sie do ligi mistrzów nie jest ciężko , moim zdaniem tylko Benio mógł by coś tu zrobić
Ale z tym Kennym trochę przesadziłeś trochę szacunku, dla niego bo to on podjął się trudnego wyzwania gdzie my za przeproszeniem byliśmy w czarnej dup... ? :>