Właściciele o przyszłości klubu
John Henry przyznał, że klub wciąż płaci cenę za błędy poprzednich właścicieli, jednak zapewnił przy tym, że Fenway Sports Group jest gotowe zrobić wszystko, by przywrócić Liverpoolowi należyte miejsce w angielskim futbolu.
W październiku miną dwa lata od momentu przejęcia klubu przez FSG, które zakończyło mroczne lata rządów duetu Hicks-Gillet, w czasie których Liverpool gwałtownie stoczył się w hierarchii.
Główny właściciel Henry oraz prezes Tom Werner póki co przywrócili klubowi dobre wyniki handlowe. Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to wobec ostatnio zajmowanych przez Liverpool miejsc w lidze wyraźnie widać, że jest bardzo wiele do zrobienia.
Amerykanie nie ukrywają, że zmiana wymaga czasu i długofalowej myśli. Chociaż zdążyli już uregulować długi poprzedników to nadal da się odczuć problemy wynikające ze słabej jakości sprowadzanych zawodników oraz napompowanego do granic budżetu płacowego.
W 2002 roku kupili baseballowy klub Boston Red Sox, a już dwa lata później zespół po raz pierwszy od 86 lat zwyciężył w rozgrywkach. Henry jednak przyznał, że wyzwanie, jakiego podjął się na Anfield, jest dużo trudniejsze.
- Metaforycznie nawiązując, liniowcem nie można obracać równie łatwo jak motorówką.
- Patrząc na rywalizację pomiędzy Liverpoolem a Manchesterem United widać wyraźnie, że nie dotrzymujemy im kroku. Podobnie było z Red Sox i New York Yankees, którzy wyraźnie nad nami dominowali.
- Wiedzieliśmy, że nie finansowo im nie dorównamy, ale musieliśmy zrobić wszystko, by dorównać im na boisku. To było ogromne wyzwanie. Można powiedzieć, że Liverpool jest jeszcze większym.
- Kiedy przejmowaliśmy Liverpool starałem się zwrócić wszystkim uwagę na liczbę problemów, które odziedziczyliśmy i że nie będzie łatwo.
- Mieliśmy braki w składzie, kilka naprawdę ogromnych kontraktów, wiekowych piłkarzy, można to tak ciągnąć... Byliśmy świadomi, że czeka nas bardzo trudna praca.
- Wybrałem się z Tomem na długi spacer, by wszystko na spokojnie przedyskutować. Musieliśmy być na 100 procent pewni, czy na pewno chcemy kupić ten klub, gdyż wiedzieliśmy, z jakimi wyzwaniami się to wiąże, wyzwaniami, o których żaden kibic nie miał pojęcia.
- Czyniliśmy wszystko z właściwą starannością, spoglądaliśmy na sytuację finansową biorąc pod lupę zarobki piłkarzy oraz pracę Akademii. Im dalej się zgłębialiśmy, tym świadomiej patrzyliśmy na całość.
Henry przyznał, że przez ostatnie dwa lata FSG musiało wiele się nauczyć, a samo zderzenie się z kulturą Premier League było swego rodzaju szokiem.
- W momencie przejęcia nasza wiedza na temat futbolu była zawstydzająca.
- Nikt z nas nie przypuszczał, jak wielka przepaść dzieli tutejszy świat sportu i jego organizację od tego w Ameryce.
- Piłka nożna to kompletnie inny sport. Struktury, rekrutacja zawodników oraz sposób działania Football Association jest zgoła inne od pracy Major League Baseball czy NFL. To dwa różne światy.
Wyposażeni w nową wiedzę i doświadczenie FSG z każdym dniem coraz bardziej angażują się w działalność w Liverpoolu. Z uwagi na zeszłosezonowe "dokonania" wizerunek klubu wyraźnie ucierpiał i Henry chce mieć pewność, że nie dojdzie do powtórki.
- Sensowne jest, byśmy teraz byli bardziej zaangażowani niż rok temu - dodał.
Ostatnie miesiące były wyjątkowo pracowite dla FSG w związku ze zwolnieniem odpowiedzialnego za transfery Damiena Comolliego oraz menedżera Kenny'ego Dalglisha.
Inwestując za ich namową około 113 milionów funtów na transfery przy 75 milionach zysków ze sprzedaży graczy, Henry i Werner oczekiwali dużo więcej niż ósmego miejsca i straty 37 punktów do mistrza, Manchesteru City.
Za idealnego następcę Dalglisha uznali Brendana Rodgersa, w którym pokładają wielkie nadzieje.
- Po pierwsze przekonał nas preferowany przez niego styl gry - agresywny i widowiskowy.
- Jesteśmy do Brendana naprawdę dobrze nastawieni, to bardzo elokwentny i inteligentny facet, a ponadto pasjonat i znawca futbolu. Ma wiele zalet, które bardzo nam się podobają.
- Kiedy szukaliśmy odpowiedniej osoby i wysłuchiwaliśmy kolejnych doradców, postanowiliśmy ostatecznie powrócić do kandydatury Brendana, który wydawał się młodym i troskliwym menedżerem.
FSG chce uczynić z Liverpoolu samowystarczalny klub i bez wpływów z Ligi Mistrzów Rodgers zmuszony jest operować ograniczonym budżetem.
Werner stwierdził, że kluczem do zapewnienia stałego rozwoju drużyny jest wzmocnienie komercyjnych struktur klubu.
W czerwcu the Reds podpisali sześcioletnią, wartą 150 milionów funtów umowę z dostawcą strojów, Warrior Sports, a w dalszej kolejności zyskali wsparcie linii lotniczych Garuda Indonesia oraz producenta samochodów Chevroleta.
- Od początku wiedzieliśmy, że należało tak uczynić z uwagi troskę o finanse.
- Ludzie wiele rozmawiali o naszej idei zwrotów kosztów. Im komercyjnie jesteśmy silniejsi, tym mocniejszy jest klub. Poczyniliśmy dobry krok.
- Sprzedaż klubowych koszulek przerosła nasze oczekiwania, a w dodatku ogłosiliśmy umowę z Chevroletem i z indonezyjskimi liniami.
- Jesteśmy zdeterminowani i agresywni w działaniach mających zwiększyć nasze przychody. Pracujemy też nad rozwiązaniem kwestii stadionu, gdyż nasze przychody w dniu meczu koniecznie muszą wzrosnąć.
- To powolny, ewolucyjny proces. Jesteśmy zadowoleni z pracy dyrektora zarządzającego, Iana Ayre'a, cieszy nas też komercyjna strona. Wkład Iana oraz jego współpraca z Brendanem wygląda bardzo dobrze. Kierują się podobnymi zasadami, są wręcz idealnie dobrani.
- Sądzę, że zmierzamy we właściwym kierunku. Mam nadzieję, że fani to widzą.
Wraz z wchodzącym w życie od sezonu 2013/14 Finansowym Fair Play kluby zmuszone będą znacznie ograniczyć swe wydatki. Liverpool zamierza postępować wedle tych zasad i wezwał odpowiedzialne za ten pomysł organy do dopilnowania pozostałych klubów. Jeżeli UEFA będzie przymykała oko na występki innych, Henry zażąda utworzenia w Premier League podobnego programu.
- Z naszej perspektywy bardzo ważne jest, by pomysł UEFA odniósł sukces. To naprawdę kluczowe - powiedział Henry.
- Niestety nie wiem, czy zrobią wszystko, by to zadziałało.
- Niemal połowa europejskich klubów notuje straty, mam też na myśli czołowe firmy, a 20 procent z nich boryka się z innymi problemami finansowymi.
- Wydaje mi się, że ligowe władze powinny rozważyć ten projekt. Co z tego, że UEFA ma swoje zasady, skoro ligi nie pójdą za przykładem i nie wdrożą podobnych reguł?
- Wiem, że FA wprowadza swoje zasady. To bardzo ważne, nie tylko dla Liverpoolu, lecz dla całego futbolu.
Komentarze (5)