Pęknięcia wewnątrz klubu
Pewnego wieczoru, latem 2005 roku, Robert Kraft położył się do swojego łóżka po podjęciu doniosłej decyzji - kupi Liverpool Football Club. Rozmowy z udziałem Davida Mooresa, ówczesnego prezesa Liverpoolu, potoczyły się lepiej niż się spodziewał. Gdy właściciel New England Patriots zakończył dzień, który wyglądał na wyjątkowy, jego ostatnie myśli były zdominowane przez Anfield i Premier League.
Jednak następnego ranka Kraft obudził się gwałtownie. Coś było nie tak. Przebywał tutaj, w miejscowości Brookline w stanie Massachusetts i planował przejąć kontrolę nad "franczyzą sportową", która znajdowała się w odległości 3 tys. mil. Finansowy magnat chwycił za telefon i natychmiast zadzwonił do Mooresa. Nie mógł zawrzeć transakcji – powiedział. Ograniczenia związane z tym, że będzie nieobecnym na miejscu właścicielem, trapiły go do tego stopnia, że zaczął się obawiać, czy będzie zdolny do zachowania uczciwości wobec Liverpoolu i samego siebie, jeśli przystąpi do umowy.
Dzisiaj Liverpool dokłada starań, by potwierdzić słuszność tej decyzji. Będąc pod władaniem Amerykanów - tym razem w przebraniu Fenway Sports Group - klub z Merseyside najwyraźniej przechodzi z jednego do drugiego kryzysu. Niektóre są poważniejsze od innych. Niemniej jednak amerykańscy włodarze nie potrafią, lub nie chcą znaleźć sposobu na pokonanie geograficznej odległości.
W ciągu ostatniego tygodnia rozegrała się nowa farsa. To ona spowodowała głębokie i niepotrzebne zakłopotanie dla klubu, który kiedyś szczycił się tym, że postępuje we właściwy sposób, nazywany przez nich "the Liverpool Way". W efekcie powstał bałagan, który - gwoli sprawiedliwości - byłby niemożliwy w minionej erze. Co istotne, absolutnie dało się go uniknąć w obecnych czasach.
Teraz już wszyscy zdają sobie z tego sprawę dzięki różnego rodzaju mediom. Dla tych, którym jednak w jakiś sposób udało się przez kilka dni uniknąć gazet oraz domu wariatów jakim jest Twitter kilka podstawowych informacji: Jen Chang, dyrektor ds kontaktów z mediami, został oskarżony o grożenie kibicowi, znanemu jako Sean Cummins, który na Twitterze prowadził konto pod pseudonimem Duncan Jenkins.
Bez wdawania się w szczegóły: Chang odrzuca tego typu oskarżenia, dlatego ciężko sobie wyobrazić, żeby te szokujące zarzuty mogły mu zaszkodzić, jeśli nie znajdą się na to solidne dowody. To co jednak nie podlega dyskusji, to fakt, że próbując wyśledzić i powstrzymać działania fana (które były niczym więcej niż puszczaniem smakowitych plotek dotyczących zespołu i transferów), Chang wykazał się naiwnością, charakteryzującą Liverpool zbyt często od chwili przejęcia przez FSG ponad dwa lata temu.
Zwykły rozsądek - taki, którym kierowano się za czasów, kiedy Kevin Dooley a potem Richard Green służyli poradą prawną - podpowiedziałby, że istnienie twitterowych wypowiedzi Jenkinsa trzeba po prostu zaakceptować, ponieważ są poza zasięgiem nawet Liverpool Football Clubu. Mówiąc prościej: są takie walki, które warto toczyć, oraz takie, których lepiej unikać, a do tych z całą pewnością należy starcie z fałszywym kontem na Twitterze, publikującym informacje dostępne w innych miejscach cyberprzestrzeni i wolnym świecie.
Największe kluby w kraju tego typu decyzje muszą podejmować coraz częściej. Różnica między dzisiejszym Liverpoolem, a tym, którego zakup rozważał Kraft, polega na tym, że klub ten podejmuje teraz częściej złe, niż dobre decyzje.
Młody menadżer wykonujący pierwsze, niepewne kroki w trudnej pracy? Niech stanie się bohaterem telewizyjnego dokumentu. Topowy piłkarz, oskarżony o rasizm w stosunku do innego kolegi po fachu? Niech nie dostanie kogoś, kto będzie go kontrolował. Desperacka potrzeba sprowadzenia napastnika? Najlepiej pozwolić, by zakończyło się okienko transferowe i panowało zamieszanie.
Od jednego złego posunięcia, do kolejnego, a każdy z tych upadków w większym, lub mniejszym stopniu podkopuje sylwetkę i reputacje klubu, który może stać się większą parodią, niż twitterowe konto wywołujące całe zamieszanie. Fakt, iż wszystkie te sytuacje miały miejsce od momentu, w którym Liverpool został przejęty przez FSG, sugeruje, że tego typu wpadki nie są przypadkiem lecz efektem wady tkwiącej głęboko w klubie.
Niewątpliwie najbardziej przekonującym wyjaśnieniem jest brak doświadczenia. John W Henry, główny właściciel Liverpoolu, przyznał po dokonaniu zakupu, że musi się wiele nauczyć na temat swojego nowego nabytku i futbolu w ogóle. Bardzo starał się tego dokonać, studiując piłkę nożną z gorliwością bliską obsesji. By nadrobić brak naturalnego wyczucia tego sportu, zdecydował się zaufać statystykom, a mimo to udało mu się podjąć całą serię decyzji, których potem żałował, a które pomogły Liverpoolowi znaleźć się w obecnej niemocy.
Być może taki brak doświadczenia nie byłby poważnym problemem, gdyby nie fakt, że jest duplikowany na wszystkich poziomach klubu. Ian Ayre to aktualnie najdłużej pracujący w Liverpoolu dyrektor, jednak jest na Anfield zaledwie od 2007 roku. Natalie Wignall, doradca prawna zaczęła swą pracę kiedy Christian Purslow był na miejscu. Chang został dyrektorem ds kontaktów z mediami zaledwie zeszłego lata. Zmiany w zespole medycznym są jeszcze świeższe. W czasach świetności grono dyrektorów Liverpoolu zmieniało się najwyżej co dekadę, teraz złożone jest z nowo przybyłych, których większość rezyduje w USA.
W świetle powyższego wydaje się czymś niekorzystnym, że Brendan Rodgers, sam raczej niedoświadczony na najwyższym poziomie, musi spróbować ożywić upadającą fortunę Liverpoolu. Obejmując stanowisko w wieku zaledwie 39 lat został najmłodszym menadżerem Liverpoolu od chwili, kiedy Kenny Dalglish przejął w 1984 schedę po Joe Faganie mając zaledwie 34 lata. Jednak w przeciwieństwie do Dalglisha Rodgers nie ma za sobą doświadczonej rady zarządzającej. Jeśli chce porozmawiać ze swoim przełożonym musi zadzwonić, albo wysłać maila do Toma Wernera, który rezyduje w Los Angeles. Dalglish musiał zaledwie zapukać do drzwi biura Johna Smitha. Rodgers nie może też poprosić o radę Petera Robinsona, a co dopiero Boba Paisley'a.
Liverpool nie ma już takich osobistości, to nowy klub niemal pod każdym względem. Radykalne zmiany, których dokonano na Anfield w ciągu ostatnich dwóch lat, mogą w końcu przynieść efekty. Błędy, które są teraz popełniane, mogą być po jakimś czasie postrzegane jako ważne lekcje. Jednak z punktu widzenia Liverpoolu bardzo niepokojące jest to, że tak wiele aktualnych problemów klub sam wywołał i to niepotrzebnie. Rodgers potrzebował napastnika, ale go nie dostał; nie potrzebował natomiast telewizyjnego dokumentu, ale go dostał; Luis Suarez potrzebował kogoś, kto by go poprowadził, ale go nie dostał; Chang nie powinien przejmować się Twitterem, ale się przejął.
Nie jest jasne w jaki sposób FSG może takie błędy naprawić. Mogliby zwolnić więcej pracowników i zastąpic ich nowymi, ale ta opcja jest wykorzystywana od pewnego czasu z wielkim zaangażowaniem i na razie nie widać, żeby miała przynieść efekty. Mogliby zatrudnić tzw "człowieka od futbolu", z doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem, wydaje się jednak, że już wylali dziecko z kąpielą, kiedy ubiegłego lata więzi łączące Dalglisha z klubem zostały zerwane. Mogli zatrudnić darzonego szacunkiem byłego piłkarza, który spełniałby role bufora między Rodgersem a radą, jednak menadżer jasno powiedział, że nie zaakceptuje tego typu osoby.
Nie ma prostych odpowiedzi na problemy Liverpoolu, a dodatkowe komplikacje w postaci geograficznej odległości, różnicy czasu i fizycznego rozłączenia utrudniają FSG znalezienie koniecznych rozwiązań. Właśnie przez taki scenariusz Kraft zmienił zdanie, a ostatnie problemy FSG powodują, że odwrót ich amerykańskiego kolegi wydaje się bardzo sprytnym posunięciem.
Tony Barrett
Tłumaczenie: Asfodel i Damian
Komentarze (12)
Co do samego artykułu:) ...jak się nie ma o czym pisać to się pisze o bzdetach. W sumie też nie rozumiem większości komentarzy, bo niby FSG powinno wydać znowu ze 100 baniek na transfery?? K.D. dostał wszystko na tacy, zakupił zawodników ktorych hejtuje się po dzień dzisiejszy i generalnie jest to krytyka uzasadniona. Skoro FSG dostało nauczkę, że kasa to nie wszystko (dlatego piłka nożna to taki nieobliczalny sport) być, może chcą aby trener wykazał się swoimi umiejętnościami taktycznymi i pokazał, że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu (co myślę, że mu się uda) i wtedy dostanie odpowiednie fundusze na transfery. I jeszcze jedna sprawa dlaczego nikt nie zauważa, że dzięki tej polityce FSG mamy szanse aby w ciągu najbliższych lat mieć zawodników wychowanków którzy osiągną poziom światowy. Ja się cieszę, że dzięki sytuacji jaka jest obecnie grają Sterling, Suso, Wisdom, Shelvey ... i paru jeszcze dobija się. Chciałbym tylko przypomnieć, że Man. Utd swoimi wychowankami podbił PL na conajmniej dekadę. Dzięki temu, też BR może spokojnie bez presji budować drużynę, no ale wszyscy chcą na już na teraz, na jutro...ehh.
Nie zgadzam się jednak co do Kenny'ego. FSG dało mu szansę, której sam oczekiwał a potem rozbił on ich skarbonkę w lekkomyślny sposób. Henry przyznał, że na piłce się nie zna, ale miał znać się Kenny z Comollim, którzy mocno zawiedli. Rodgers nie ma doświadczenia w prowadzeniu wielkiego klubu, ale to nie Dalglish, który zaczyna karierę trenerską od Liverpoolu. Brendan ma 20 lat pracy trenerskiej za sobą i wydaje się odpowiednio przygotowany do tej posady. Fajnie byłoby mieć doświadczonych fachowców do pomocy, ale nie kogoś kto będzie miał władzę nam Rodgersem.
Co do Suareza to nie ma dla niego dobrego wytłumaczenia. Działania klubu wyszły tak jakby Liverpool wspierał rasizm, co jest idiotyzmem przecież, ale tak naprawdę to klub nie mógł publicznie zlinczować Luisa, bo tym i tak się już wszyscy wokół zajęli. Chelsea przyjęła taktykę milczenia wobec sprawy Terry'ego i też są krytykowani za to. Tylko publiczne potępienie swojego gracza zadowoliłoby obrońców moralności z Anglii. A przecież po czymś takim już dawno Luis biegałby w innych barwach. Poza tym zdaje się, że niektórym właśnie na tym mocno zależy.
Jednak błędy FSG aż takie rażące nie są. Program w TV, właściciel dziwacznego konta na twitterze zaatakowany, nie kupienie zawodnika na ostatnią chwilę(to już było, Simao). Dla mnie niepokojące jest to, że dwa lata zajęło im podjęcie decyzji o powiększeniu stadionu a ciągle jeszcze nie znamy żadnych konkretów. Przecież przy kupnie kluczowe było zapewnienie budowy nowego stadionu. Tej kluczowej inwestycji brakowało i teraz okazało się, że wybrano wersję ekonomiczną. Lepsze to niż działania Hicksa i Gilleta, ale wolałbym ich nie porównywać do tych dwóch dziwaków.
Co do kadry dyrektorów to całkowicie normalne, że FSG zatrudnia własnych ludzi. Jak wcześniej przez dekady rządziła rodzina Mooresa to przecież łatwiej było o stabilność. Teraz jednak mamy w krótkim czasie kolejnych właścicieli i potrzeba czasu na stabilizację.
Ogólnie artykuł mocny, często trafny i widocznie przeznaczony dla Henry'ego. Próba wpływy dziennikarza na wydarzenia w klubie. Taki ostrzegawczy sygnał nawołujący do większego skupienia i mądrzejszego rządzenia klubem.