Od nagród do ławki rezerwowych
W poprzednim sezonie był skałą, na której Kenny Dalglish zbudował defensywę zespołu, za którą nie trzeba było się wstydzić. Wręcz przeciwnie jest teraz, nie ma problemu ze skutecznością, za to obrona stała się bolączką Brendana Rodgersa.
Minęło zaledwie kilka miesięcy, a wiele się zmieniło. Do niedawna napastnicy rywali czuli respekt przed Martinem Skrtelem, a dziś jedyne odczucia związane z jego osobą na boisku to wątpliwości kibiców i trenera. Był zawodnikiem, na którym można było polegać. Przeważnie nie zawodził, a potrafił nawet odmieniać losu meczu, jak choćby w finale Carling Cup, gdy strzelił wyrównującą bramkę z Cardiff, która dała dogrywkę. Dziś jego interwencje są tak pewne jak pieniądze na cypryjskich kontach bankowych. W wyścigu o pierwszą jedenastkę Jamie Carragher wyprzedził go o kilka długości, a to przecież Słowak startował z pole position.
W porównaniu do poprzedniego sezonu teraz linia obrony gra wyżej na boisku, co ma związek z pressingiem całej drużyny. W takiej grze defensorzy są bardziej podatni na błędy, wymagana jest lepsza zwrotność i szybkość. Wydawało się, że Carragher będzie miał problemy w odnalezieniu się w takiej grze, ale nic z tych rzeczy. To Skrtel od początku grał słabo. Pierwsze błędy można było tłumaczyć nowym obliczem Liverpoolu i nauką nowego stylu, ale w końcu kredyt zaufania u Brendana Rodgersa został wyczerpany, a szkoleniowiec stracił cierpliwość.
Skrtel maczał palce w drugim golu dla West Bromwich w pierwszej kolejce, tydzień później zafundował bramkę Tevezowi. W przeciągu całego sezonu zdarzały mu się mniejsze lub większe wpadki. Nie można go oczywiście winić za całe zło w defensywie. Daniel Agger również notuje błędy, zapominając o kryciu, natomiast Sebastian Coates, który jeszcze na starcie sezonu był w hierarchii przed Carragherem, meczem z Oldham prawdopodobnie przypieczętował swoje odejście latem.
Nie wiemy, w jaki sposób Rodgers chce poprawić postawę obrony na treningach, mamy natomiast pojęcie kogo widzi w linii defensywy w następnych rozgrywkach. Prawdopodobnie sięgnie on po swojego kolejnego byłego podopiecznego, Ashleya Williamsa. Walijczyk ma twardy charakter i cechy przywódcze, których będzie brakować po zakończeniu kariery przez Carraghera. Kapitan Swansea i reprezentacji Walii mimo 28 lat na karku ma niewielkie doświadczenie w Premier League, w której gra dopiero drugi sezon. Jeden gol na tym poziomie w 67 meczach to mało. Chociaż i tak wciąż więcej od Carraghera, którego teoretycznie ma zastąpić.
Najistotniejsze i tak nie jest to czy będzie grać Skrtel, czy Williams. Ważne, żeby ktoś uświadomił Glena Johnsona, że prawy obrońca też przede wszystkim ma za zadanie bronić.
Komentarze (5)
live123- Jeżeli ty uważasz że Glen nigdy nie był dobrym obrońcą to pooglądaj sobie wcześniejsze sezony czy nawet jego ostatni kiedy grał w Portsmouth.
Nie kumam trochę tej nagonki, w/w Skrtel i Johnson grali dobrze to kaleczył Enrique, teraz Jose gra dobrze to jest malinka a trzeba zrobić porządek z Glenem i Martinem. Allen na początku sezonu był mózgiem drużyny teraz większość chce go sprzedać, Gerrard na starcie też był bez formy teraz ją załapał. Niedługo Suarez zaliczy 3 mecz bez strzelonej bramki i też będzie trzeba go sprzedać albo przesunąć do obrony... Trzeba się przyzwyczaić do tego że nie zawsze jest tak że jeden zawodnik rozegra w sezonie 50 czy 60 meczy na równym dobrym poziomie. Co to w ogóle za problem? Skrtel gra słabo wchodzi Carra, Glen gra słabo niedługo na niego wejdzie Kelly.