Sprzedaż Suareza nie wchodzi w grę
Kiedy już wydawało się, że na Anfield zapanował okresu spokoju, Luis Suarez ugryzł raz jeszcze. Cyrk powrócił do miasta. Sezon, który zbliżał się ku końcowi został zaburzony. To ostatnia rzecz, jaką potrzebuje Liverpool - komentuje Tony Evans.
Suarez powinien zostać ukarany za ugryzienie Branislava Ivanovicia we wczorajszym meczu. Co do tego nie ma wątpliwości. Angielska federacja piłkarska powinna obrać sobie karę nałożoną na urugwajskiego napastnika przez holenderską federację piłkarską za wzór. Siedem lub osiem meczów wydaje się rozsądne.
A jeśli już ktoś przywołuje jako precedens sytuację z roku 2006, kiedy Jermain Defoe ugryzł Javiera Mascherano, to jest w błędzie. Napastnik Tottenhamu Hotspur obejrzał kartkę, więc federacja powstrzymała się od działań wstecz, jednak organ zarządzający postąpił źle. Powinien on wypracować sposób na ukaranie Defoe. Był to kolejny przypadek, gdy federacja zawiodła nie tylko siebie, ale również ten sport.
Jednak ci, którzy domagają się wyrzucenia Suareza z gry ulegli histerii. Rozsądna wysokość kary jest wystarczająca. Akty przemocy, bez względu na to, czy polegają na zagraniu powodującym złamanie kości, uderzeniu czy ugryzieniu, powinny być wreszcie ukrócone. Zawieszenia muszą być adekwatne do skali popełnionych czynów. Dla federacji postępowanie dyscyplinarne wobec Suareza powinno być proste.
Liverpool ma o wiele bardziej złożony problem do rozwiązania. To nie pierwszy raz, gdy Suarez wprawił w zakłopotanie klub. Jest mało prawdopodobne, że to ostatni raz.
A jednak, mimo zachowania, Suarez stanowi najcenniejszy element klubu. Fenway Sports Group (FSG), właściciel Liverpoolu, ma świadomość, że napastnik jest wysoko na liście życzeń kilku największych europejskich klubów. Co najmniej trzy zespoły poczyniły już wstępne kroki, żeby spróbować wyciągnąć napastnika z Anfield. Wszystkie z nich mają coś, czego Liverpool nie może zaoferować: możliwość gry w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.
John W. Henry, główny właściciel klubu, doskonale zdaje sobie sprawę, że Liverpool musi wrócić do grona europejskich elit, awansując do największych piłkarskich rozgrywek w Europie, i to jak najszybciej. Jeśli klub będzie znajdował się poza nimi zbyt długo, to pozostanie w tyle. Henry nie ma zamiaru kontrolować staczania się w przeciętność.
Oczywistym jest również, że drużynie Brendana Rodgersa brakuje głębi, jakości i przywództwa. Celem na lato jest dostarczenie wszystkich trzech składników. Pozbycie się Suareza nie wchodzi w rachubę. Podziękowanie piłkarzom, którzy dużo zarabiają, ale spisują się poniżej oczekiwań i otoczenie Urugwajczyka zawodnikami, którzy będą go uzupełniać, to jeden z najważniejszych elementów strategii na lato. Czy uda się zrealizować ten cel? To pozostaje wciąż kwestią otwartą, ale intencje są jasne.
Doniesienia, że Suarez ma w kontrakcie zapisaną klauzulę odstępnego wynoszącą 40 milionów funtów są błędne. Napastnik Liverpoolu jest wyceniany znacznie powyżej tej kwoty. Oferta, nad którą klub zastanowiłby się dwa razy, musiałaby być znacznie wyższa.
Jednak każdy piłkarz ma swoją cenę. Łatwo byłoby dowieść słuszności argumentów przemawiających za przyjęciem oferty w wysokości 60 milionów funtów i wykorzystaniem tych pieniędzy do kupna trzech lub czterech zawodników, którzy mogliby wejść do pierwszej drużyny i coś do niej wnieść. Mimo to Liverpool ma dobry powód, żeby zatrzymać Suareza, nawet w obliczu takiej oferty.
Sprzedaż Suareza niesie ze sobą negatywny sygnał. Liverpool nie chce być postrzegany jako klub, który pozbywa się swoich najlepszych graczy. Anfield znajduje się w niepewnej sytuacji a przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Czy Liverpool jest wśród grubych ryb czy też stanie się drużyną ze środka tabeli i pożywką dla większych od siebie. Filozoficzne przyczyny zatrzymania Suareza mają więcej sensu niż względy finansowe przemawiające za tym, żeby go sprzedać.
Krążące sępy spróbują wysłać wiadomość, że osobowość piłkarza i wybryki obniżają jego wartość. Zachłanni drapieżcy futbolu uwielbiają przedstawiać swój wizerunek "rodzinnego klubu", podczas gdy stosują terror finansowy wobec tylu rywali ile to możliwe. Opinii publicznej będą opowiadać, że nie chcieliby Suareza z pobudek moralnych... do czasu aż jego cena spadnie do odpowiedniego poziomu.
Jedno jest pewne: nie ma prawie żadnej moralności w tej grze. Piłkarze kopią kibiców, chłopców do podawania piłek i wszczynają kłótnie z kolegami z zespołu. Jeśli dołożą swoją cegiełkę do sukcesów zespołu, ich złe zachowanie szybko odejdzie w niepamięć.
Mimo swojego słodkawego wizerunku, wielkie kluby takie jak Barcelona czy Bayern Monachium są bezwzględne i agresywne na rynku transferowym. Oczekiwanie, że Liverpool będzie postępował inaczej świadczy o nieznajomości zasad funkcjonowania futbolu.
Być może Suarez stanowi kłopot. Jednak Liverpool uważa, że z pewnością jest to warte zachodu, mimo iż mógłby domagać się za niego 75 milionów funtów. Sprzedaż za niższą cenę niosłaby za sobą zbyt wielkie konsekwencje dla klubu.
Komentarze (7)
ale ta reszta nie nazywa się Luis Suarez... on z góry jest trakotwany jako wróg nr1 i to on zawsze będzie tym najgorszym.
Luis zostaje z nami na kolejne lata i koniec tematu. zobaczycie!
"John Terry publicznie odmówił podania ręki prezydentowi angielskiej federacji Davidowi Bernsteinowi. To protest przeciwko temu, jak w przeszłości potraktowały obrońcę Chelsea Londyn władze FA"