Coutinho melodią na przyszłość
Niedzielna prezentacja możliwości dominujących drużyn lat 80 zwiastuje zmniejszenie różnicy względem klubów z Manchesteru i Londynu. Słońce oświetliło trzecie największe miasto piłkarskie Anglii, nagrzewając je w weekendowe popołudnie.
To jeden z tych dni, dzięki którym w Liverpoolu można zapomnieć, przynajmniej na chwilę, o rozczarowaniach związanych ze słabymi wynikami drużyn z Liverpoolu względem tych z Manchesteru czy Londynu.
Wraz z rozbrzmiewającymi hitami lat 80 na trybunach Anfield przed początkiem meczu, czas tak jakby cofnął się do momentu, w którym Liverpool i Everton były uważane za największe potęgi w świecie piłkarskiej Anglii.
Gdy spotkanie nareszcie się rozpoczęło, wrażenie to zniknęło – mimo to, w niedzielnych derbach wciąż obecne były topowe sytuacje, których miejsce znajdowało się na szczycie Premier League.
Pomijając drobny fakt, że Evertonowi prawdopodobnie udało się zakończyć sezon nad the Reds już drugi raz z rzędu, większość z tych błysków najwyższej klasy prezentował Liverpool, zwłaszcza Philippe Coutinho.
20-letni pomocnik wyjaśnił już, dlaczego Mauricio Pochettino, trener Coutinho w Espanyolu i obecny menadżer Southampton, okrzyknął styczniowy nabytek Rodgersa hybrydą Lionela Messiego i Ronaldinho. Zdumiewający balans ciałem i markowe zwroty, na które konsekwentnie nabierali się zawodnicy Evertonu, a także kreatywne podania i niesamowite poruszanie się bez piłki świadczą jeszcze o dwóch rzeczach.
Po pierwsze, mimo że ostatnie derby Jamiego Carraghera przed jego emeryturą zaznaczają koniec raczej sporadycznie zwycięskiej ery na Anfield, w drużynie pozostała wystarczająca ilość aspirujących talentów, aby zapewnić, że zespoły z Manchesteru i Londynu zaczną patrzeć na Merseyside z obawami, a nie z dotychczasowym żalem. Po drugie, Brendan Rodgers ma spory dług u Rafaela Beniteza.
Menadżer Liverpoolu wydaje się nieświadomy wpływu Hiszpana, który niedawno okupował miejsce Rodgersa. Benitez, którego krótki okres w Interze przypadkowo kolidował z przybyciem Coutinho z Południowej Ameryki, poradził Liverpoolowi podpisanie kontraktu z kreatywnym pomocnikiem, który w niedalekiej przyszłości konkurowałby z Garethem Balem i Luisem Suarezem o wszelkie nagrody.
Ponadto, Rodgers, który według powszechnej opinii odziedziczył raczej otruty kieliszek wina po przejściu ze Swansea na Anfield ostatniego lata, zawdzięczał wiele także swojemu bezpośredniemu poprzednikowi, Kennemu Dalglishowi.
Legenda Liverpoolu zapłaciła fortunę za Andy'ego Carrolla, Stewarta Downinga i Jordana Hendersona. O ile przyszłość rosłego napastnika występującego teraz na wypożyczeniu w West Hamie wciąż nie jest pewna, to dwaj ostatni, mimo ciężkich początków, w końcu pokazują to, czego oczekują od nich kibice i trener.
Ci, którzy zdążyli już skreślić Hendersona i określić go jako przecenionego przez Dalglisha i Sunderland, zwłaszcza byłego menadżera Steve’a Bruce’a powoli przekonują się do młodego pomocnika.
Na początku spotkania z Evertonem Henderson popisał się 70 metrowym poddaniem do Daniela Sturridge’a za wszystkich obrońców, niemiłosiernie przypominającym dawne zagrania Gerrarda. Z odrobiną szczęścia mogło się ono zamienić w piękną asystę, jednak i tak pomocnik schodził z murawy żegnany hucznymi oklaskami. Ponadto, Jordan może niedługo na stałe zawitać w kadrze reprezentacji Anglii.
Downing, ofiara ciągłych zmian taktycznych był jeszcze do niedawna poza planem naszego menadżera, jednak nareszcie odrobina odwagi przy długich piłkach i podaniach przypomniała naszemu skrzydłowemu o dawnych czasach w Middlesbrough, gdzie był powszechnie uznawany za jednej z największych, młodych talentów Anglii.
Rodgers dał w tym sezonie pokaz wielkich umiejętności trenerskich, przeprowadzając odrodzenie Hendersona i Downinga. Forma obydwu nabytków Dalglisha prezentuje powszechne poparcie dla jego zdumiewającego zarządzania Brendana. Co ważne, niedawne dobre występy Jordana i Stewarta świadczą także o chęci do znalezienia kompromisu u menedżera, który niedawno w swoim starym Swansea był więźniem ostrożnie przygotowanej choreografii, statystyk dokładności krótkich podań i posiadania piłki. Nie zapominajmy, że na początku sezonu wierzono, że Gerrard może nie odnaleźć się w the Reds serwowanym przez Rodgersa.
Sposób w jaki Liverpool przeplata już wyrobione i zróżnicowane krótkie podania kilkoma długimi i celnymi piłkami na wolne pole, których nie powstydziłby się Sam Allardyce, sugeruje widoczną poprawę w Brendanie. Rodgers nareszcie zaczął doceniać pragmatyzm. Ta elastyczność pasuje do Hendersona i Downinga, równocześnie oferując Coutinho i zawieszonemu obecnie Luisowi Suarezowi odpowiedni szkielet, umożliwiający im dopasowanie własnych stylów.
David Moyes, którego przyszłość w Evertonie nie jest jeszcze pewna, był znany ze swojego taktycznego pragmatyzmu, jednakże prawdopodobnie osiągnął maksimum z Evertonem, jakie może zaproponować, mając tak niski budżet transferowy. Liverpool wciąż ma o wiele więcej potencjału w swoich rezerwach. Minione już dni chwały tego miasta, gdy przewyższało one znacznie Londyn bogactwem i gościło konsulat Stanów Zjednoczonych mogą już nigdy nie powrócić. Jednakże, drużyna Rodgersa niekoniecznie jest skazana na spadek w szarą przeciętność.
Louise Taylor
Komentarze (2)