Jak Fowler ośmieszył Xabiego?
W przeddzień swego ostatniego meczu z Liverbirdem na piersi, Jamie Carragher zasiadł razem z dziennikarzami, by opowiedzieć na szereg pytań do programu „In my life”.
Ten nowy cykl wywiadów zakładał, że przed każdym ligowym spotkaniem, którego Liverpool będzie gospodarzem, dziennikarze będą przepytywać zawodników, by dowiedzieć się czegoś więcej o nich samych, ich karierach i życiu pozasportowym.
Koniec sezonu 2012/13 należał do odchodzącego na piłkarską emeryturę Carry, stąd też to nasz numer 23 był ostatnim wystawionym pod gradobicie pytań graczem. Oto co miał do powiedzenia na tematy takie jak:
Pierwsze buty
Pamiętam, że miałem za młodu w domu korki Pumy. Nazywały się dokładnie „Dalglish Silver”. Ale pierwsze, jakie posiadałem były wyprodukowane przez Nike z dużym emblematem firmowym na pięcie. Zakupiłem je w sklepie „Barnett Shieldhouse”, usytuowanego niedaleko Goodison Park.
Pierwszy gol
Może nie był to mój pierwszy gol, ale pamiętam swoje premierowe trafienie dla ekipy Bootle Boys. Graliśmy inauguracyjny mecz sezonu, zostałem wystawiony na szpicy z grupą rocznikowo starszą na boiskach Silcox w Litherland. Zdobyłem bramkę zza pola karnego.
Pierwsze reprezentowanie barw Liverpoolu
Pierwszy raz założyłem Czerwoną koszulkę gdy miałem 12 – 13 lat. Nie otrzymaliśmy pełnych strojów. Graliśmy we własnych spodenkach i getrach, otrzymując tylko i wyłącznie koszulkę. Czułem się nieswojo, bowiem grałem wcześniej dla Evertonu. Jednak to był tylko trening i emocje szybko opadły.
Współlokatorzy
Przez pierwsze kilka miesięcy, w których aktywnie uczestniczyłem w meczach wyjazdowych, moim towarzyszami w pokoju byli Steve Harkness bądź Dominic Mateo. W momencie, gdy na dobre zadomowiłem się w drużynie, to Michael Owen był mym stałym kompanem.
Najlepsze z najlepszych
To proste. Stambuł.
Najgorsze z najgorszych
Też banalne. Porażka w finale w Atenach dwa lata później.
Konkurent wokalny
Byłby nim Craig Bellamy. Gada więcej nawet ode mnie! To taki typ gościa, który nie zamilknie w trakcie meczu choćby na sekundę i nieważne, czy gra z tobą czy przeciwko tobie.
Najtrudniejszy przeciwnik
Nie będzie to nikt, z kim potykałem się wielokrotnie w przeciągu całej swej kariery. Tym najtrudniejszym do stłamszenia był Pierluigi Casiraghi. Stanąłem z nim w szranki po tym, jak Phill Babb odniósł uraz zderzając się ze słupkiem bramki. Pierwsze myśl, jaka przemknęła mi po głowie zaraz po wejściu na plac gry była lakoniczna ale dosadna: „Jezu Chryste”. Oglądając jego poczynania sprzed telewizora ciężko to dostrzec, ale sposób w jaki się poruszał był oszołamiający. Nie wiedziałem, gdzie zrobi zwrot i gdzie się będzie znajdować. Byłem wtedy młodym chłopakiem i potrzebowałem takiej nauki.
Ulubiony piłkarski mentor
Graeme Souness. Perspektywa pracy z nim dla Sky Sports niezmiernie mnie cieszy.
Zmiana przepisów
Popieram technologię goal-line. Pamiętam spotkanie, kiedy Chesterfield strzeliło bramkę Middlesbrough w 1997 roku i moje uczucie towarzyszące temu golowi. Tylko w warunkach meczowych ten niuans przejdzie wymierny test i wtedy okaże się, czy rzeczywiście ta technologia jest użyteczna.
Najmocniej celebrowana bramka
Dwa gole Michaela Owena. Pierwszy zwycięski w finale Pucharu Anglii przeciwko Arsenalowi w 2001 roku, natomiast drugi gol także w finale Pucharu Ligi, kiedy to ograliśmy Manchester United. Gdy piłka wpadła do siatki wiedziałem, że nie wypuścimy zwycięstwa z rąk.
Zakup, który pomógłby Liverpoolowi
Swojego czasu bardzo żałowałem, że nie udało nam się sprowadzić Damiena Duffa. Houllier zagiął na niego parol, jednak ostatecznie zdecydował się sprowadzić Dioufa i Cheyrou. Duff dałby nam niezliczoną ilość szybkich oskrzydlających akcji. Trafił do Chelsea, gdzie przez kilka sezonów był wiodącą postacią. Phil Thompson cały czas też podpowiadał, by wyłowić niejakiego Cristiano Ronaldo...
Najbardziej podziwiany sportowiec
Roger Federer. Mieliśmy okazję poznać go w trakcie przygotowań przedsezonowych w Szwajcarii. Często oglądam Wimbledon i zawsze sprawiał wrażenie faceta, któremu wszystko przychodzi z wrodzoną łatwością, który wydawałoby się , że wygrywa nie roniąc nawet kropli potu. Podziwiam ludzi sięgających szczytu. Jednak utrzymać się na samej górze to dopiero wyzwanie, a Rogerowi udaje się to od wielu lat.
Najlepsze spotkanie niezwiązane z LFC
W przekroju kilku ostatnich lat będą nimi pojedynki Realu z Barceloną – są naprawdę fascynujące. Futbol z najwyższej półki, z którym nawet szlagiery reprezentacyjne nie mogą się równać. Dwie najlepsze ekipy, dwóch najlepszych piłkarzy i dwóch najprawdopodobniej najlepszych trenerów globu. Widząc jak Barca demoluje Madrytczyków, by po paru latach Królewscy deklasowali drużynę Blaugrany... Bezcenne.
Gra w innej lidze
Z punktu widzenia defensora wybrałbym zapewne Włochy. Kolebka wyrafinowej gry defensywnej i w końcu to stamtąd wywodzą się najlepsi obrońcy świata.
Klucz do długowieczności
Entuzjazm: dzięki niemu możesz trenować codziennie z tym samym zapałem i to on motywuje, by nie odpuszczać walki o pierwszą jedenastkę
Najzabawniejszy moment na treningu
Sporo śmiechu było, gdy Rafa został trafiony w głowę przez bezpańską piłkę. Podobny los spotkał Joe Corrigana, który niemalże został znokautowany. Pamiętam też jak Robbie (Fowler – przyp. red.) popisał się niesamowitą sztuczką podczas gry treningowej. Przerzucił w niewyobrażalny sposób piłkę nad głową bezradnego Alonso i zdobył bramkę. Musielibyście zobaczyć po tej akcji minę Xabiego... Był zdruzgotany a my mieliśmy niezły ubaw.
Śmieszna riposta na boisku
Graliśmy na wyjeździe z Arsenalem, byłem ustawiony na boku obrony. Kibice Kanonierów obrali moją osobę za cel swoich wyzwisk i obelg. Wrzeszczeli, że jest słaby i tym podobne. Krzyknąłem więc w stronę trybun: „Skoro ja nie jestem zbyt dobry, to co więc robi na murawie Igors Stepanovs?!”. Co najdziwniejsze, spodobała im się moja odpowiedź!
Gorąca atmosfera na stadionie rywali
Zawsze uwielbiałem grać na terenie Turcji i Grecji. Na stadionach Galatasaray lub Fenerbahçe tak dla przykładu. Tamtejsi sympatycy piłki nożnej zawsze podgrzewali ciśnienie i robili wielki hałas.
Nieoszlifowany diament
Jordan Rossitier trenował kilkukrotnie z pierwszą drużyną. Podoba mi się jego styl grania. Ponadto ma charakter zbliżony do mojego i Gerrarda. Nie jest nieśmiały, wierzy w swoje umiejętności i stanie się dobrym piłkarzem.
Komentarze (3)
Czytam tego typu wypowiedzi i dochodze do wniosku, że przepuściliśmy w ostatnich latach takie perełki, że to jest nie do pomyślenia. Na szczęście z Coutinho się udało, nie był "za słaby na Liverpool" :)