Jak Shankly zmienił Melwood
W związku z obchodami 100. urodzin Billa Shankly’ego przyjrzymy się różnym obszarom klubu, które zrewolucjonizował wielki Szkot w czasie swoich 15-letnich rządów na Anfield. Dzisiaj rzucimy okiem na historię przemian Melwood.
W obecnych czasach piłkarze Liverpoolu przekraczają w Melwood matowe, szklane drzwi ozdobione wyobrażeniem Liverbirda.
Przechodzą obok pluszowych, szarych sof i ekranów telewizyjnych i kierują się w stronę recepcji głównej, wyłożonej kamiennymi, szarymi płytkami na podłodze i drewnianymi panelami na ścianach.
Po lewej stronie są schody, po drugiej stronie elektroniczne drzwi w stylu Fort Knox, które prowadzą do bufetu, biura menadżera i pomieszczeń, gdzie skauci, analitycy i trenerzy rozpracowują materiały wideo piłkarzy klubu lub potencjalnych transferów.
W recepcji, w oszklonej gablocie dumnie stoi Puchar Europy. Pod nim widnieją słowa Rafaela Beníteza: „Dla mnie, bycie częścią europejskiej elity jest centralnym punktem etosu tego klubu”.
Kiedy jednak Bill Shankly przybył do obdrapanego ośrodka treningowego w Melwood pod koniec 1959 roku, Liverpool nie miał żadnych nadziei na grę w Europie i nie oczekiwał miejsca na szczycie tabeli, jako czegoś co mu się należy ze względu na swoją rangę.
– To było zmarniałe pustkowie – napisał Shankly w swojej autobiografii.
– Jedno z boisk wyglądało, jakby zostało zbombardowane. „Byli tutaj Niemcy?” – zapytałem.
– Tom Bush, były pomocnik Liverpoolu pokazał mi i mojej żonie Ness domy dla zawodników, potem mieliśmy obejrzeć boisko w Melwood.
– To było tylko pustkowie, ale powiedziałem do Ness: „Jest duże i można je rozbudować. Przynajmniej jest tutaj dużo miejsca”.
Trudno to sobie wyobrazić dzisiaj, kiedy kroczy się wzdłuż poboczy porośniętych starannie przystrzyżonym trawnikiem, a na asfalcie stoją samochody marki Porsche i BMW.
Jednak Melwood, siedziba Liverpoolu od początku lat 50., było zarośnięte i niszczało. Jego centralny obiekt – stary, drewniany pawilon – stał obok rozpadającego się schronu przeciwlotniczego.
Wyposażenie było fatalne. Nie było ogrzewania, a ze ścian schodziła farba. Na zewnątrz nie było lepiej.
Boiska poprzecinane były łysymi placami ziemi, walały się na nim kawały wyrwanego trawnika i wszędzie zalegało błoto.
– Drzewa, pagórki i trawa były tak wysokie, że mogłyby ukryć stojącego Jimmy’ego Melię.
Melwood było w rzeczywistości pawilonem do krykieta. Niegdyś w tym miejscu, pośród bujnych drzew stała szkoła imienia św. Franciszka Ksawerego.
Ojciec Melling i ojciec Woodlock, dwaj kapłani z tej szkoły nadali nawet imię temu miejscu. Nazwa Melwood stanowi bowiem połączeniu obu ich nazwisk.
Ich ziemia została sprzedana Liverpool Football Club w okresie międzywojennym i aż do grudnia 1959 roku, kiedy to Shankly po raz pierwszy oglądał kompleks, teren popadał w ruinę.
– Teren ten nie miał znaczenia, ponieważ klub tak naprawdę go nie używał – wyjaśnił historyk Liverpoolu, Stephen Done.
– Zanim Shankly przybył do klubu, zawodnicy zjawiali się na parkingu przy trybunie głównej na Anfield i tam trenowali.
– Wyobraźcie sobie teraz, jak zawodnicy ćwiczą na betonie i asfalcie. Na terenie trybuny głównej znajdowała się mała siłownia i tam piłkarze wykonywali ćwiczenia z ciężarkami, sztangami i podobnym sprzętem.
Takie warunki nie były czymś wyjątkowym. W tym czasie większość klubów piłkarskich w całym kraju nie mogło się pochwalić właściwą bazą treningową. Bardzo długo pewne rzeczy robiło się w bardzo typowy sposób.
Shankly od razu zadecydował, że to się musi zmienić. Pierwszego dnia po inspekcji Melwood, wrócił na Anfield i ogłosił, jak zamierza zrewolucjonizować klubową bazę treningową.
Dzięki bezwzględnej sprawności, zmiany nadeszły szybko. Stary pawilon został odnowiony i odmalowany wewnątrz.
Sztab zajmujący się murawą na Anfield został przeniesiony do Melwood i pracował nad jakością tamtejszego trawnika, aż Shankly ją zaakceptował.
Stephen Kelly, który jest autorem biografii Shankly’ego zauważył:
– Przygotowanie murawy w Melwood nie wydawało się rzeczą kluczową, ale dla Shankly’ego była to ważna sprawa.
– Ważne także było, że jego własny dom lśnił czystością i odzwierciedlał schludność i przyzwoitość rodziny. Była to część kultury klasy pracującej – lojalność, czystość, uczciwość.
Z czasem, pawilon do krykieta został zburzony i cegła po cegle obudowywany, aż zyskał kształt budynku, który stał w Melwood do czasu, aż 13 lat temu przeprojektował go Gérard Houllier.
Nowy pawilon miał dobrze wyposażone szatnie przeznaczone dla zawodników Liverpoolu. Shankly dodał także siłownię i saunę, jednak zrezygnował ze stołówki.
– Czułem, że najważniejszą rzeczą dla chłopców po treningu jest czas na ochłodzenie, zanim wezmą prysznic i coś zjedzą – wyjaśnił Shankly.
– 45 minut pomiędzy końcem treningu, a przyjazdem na Anfield był odpowiedni. Kiedy bierzesz gorący prysznic i się pocisz, to będziesz się pocił cały dzień.
– Dzięki naszemu systemowi zawodnicy nie wychładzali się i nie czuli się obco na własnym boisku.
Przypatrując się Melwood dzisiaj, trudno wyobrazić sobie spustoszone i zaniedbane miejsce – zmiana zaszła jednak także w ośrodkach treningowych innych klubów. Wiele ich dzieli od skromnych początków.
Wszystkie kluby, które chciały się rozwijać, musiały zrewolucjonizować swoje bazy treningowe, jednak kiedy Bob Paisley przejmował pałeczkę po Shanklym w 1974 roku, Liverpool Football Club miał już fundamenty pod podbój Europy.
Komentarze (0)