Analiza taktyczna meczu z United
Liverpool wymienił jednego gracza z zespołu, który wystąpił w dwóch poprzednich ligowych kolejkach – cierpiącego na ból pachwiny Kolo Touré zastąpił Martin Škrtel. Tymczasem Manchester United dokonał dwóch roszad w składzie w porównaniu ze zremisowanym meczem z Chelsea: miejsca Wayne’a Rooneya i Antonio Valencii zajęli Ryan Giggs i Ashley Young.
Nacisk Liverpoolu
Wysoki pressing the Reds, który rozpoczął się już od pierwszych minut, miał pośrednio doprowadzić do jedynej bramki w tym spotkaniu. Niestrudzony przez cały mecz Jordan Henderson wykorzystał swoją energię do wymuszenia błędu na Ashleyu Youngu, co w rezultacie doprowadziło do rzutu rożnego. Chwilę potem Sturridge trafił do siatki.
Znakomicie zdyscyplinowany pressing Liverpoolu okazał się najważniejszym elementem pierwszej połowy – umożliwił stłumienie United, gdy posiadało piłkę, a także zmuszenie ich do łatwego oddawania futbolówki. Nacisk the Reds po utracie posiadania był bardzo konsekwentny, często skłaniał rywali do podań do kolegów z tyłu. Wtedy podopieczni Rodgersa zyskiwali czas na reorganizację obrony i powrót do defensywnego bloku w oczekiwaniu na sygnał do kolejnego ataku pressingem.
Mogliśmy to zaobserwować w 23 minucie.
Ciężka praca Sturridge’a angażowała obu środkowych obrońców przeciwnika, jego poruszanie się blokowało im możliwość najłatwiejszych podań. Na powyższym przykładzie widzimy, jak gracz z piłką jest zmuszony wybić futbolówkę do przodu – wprost na defensywny blok the Reds. Ważną rolę pełnił również Iago Aspas, który ciągle zajmował Michaela Carricka. Zorganizowany pressing często skutkował długimi podaniami z głębi pola.
Bez wątpienia przyczynił się także do frustracji Manchesteru United, którego zawodnicy, nie mogąc przejąć kontroli nad grą, dopuszczali się cynicznych faulów.
Druga połowa
Podobnie jak w meczu przeciwko Aston Villi, Liverpool uzyskawszy jednobramkowe prowadzenie cofnął się i pozwolił przeciwnikowi na więcej kontaktu z piłką. Biorąc pod uwagę pucharowe spotkanie z Notts Coutny w środku tygodnia utrzymanie intensywnego pressingu przez całe 90 minut byłoby wyjątkowo trudne.
Zamiast tego the Reds położyli nacisk na głębię i ściśnięcie formacji, mające na celu zamknięcie rywalom możliwości łatwych podań do środka. Zmusili United do rozgrywania piłki w boczne rejony boiska, co znacznie zmniejszyło ich szanse na zdobycie bramki. Iago Aspas i Daniel Sturridge nieco cofnęli się, tak by zapobiegać komunikacji na linii środkowi obrońcy – pomoc.
Kompaktowa pomoc Liverpoolu w postaci Hendersona, Lucasa i Gerrarda z łatwością przechwytywała zagrania Czerwonych Diabłów i przerywała ich akcje.
Brak penetracji
Przez większość meczu United nie udawało się dojść do sytuacji strzeleckich, ponieważ byli zmuszeni do gry naprzeciw defensywnego bloku Liverpoolu. Podopieczni Moyesa nie byli w stanie się za niego przedostać, ponieważ był ulokowany bardzo głęboko. Regularne przechwyty trójki pomocników the Reds zmusiły gości do szukania okazji w dośrodkowaniach – z otwartej gry padło ich aż 25, ale tylko dwa dotarły do adresata.
Sfrustrowany i nieefektywny zespół Manchesteru United okazał się znacznie groźniejszy po wprowadzeniu Naniego i Javiera Hernándeza, którzy wnieśli na boisko więcej płynności oraz mobilności. Pozwoliło to na przeładowanie pewnych obszarów boiska, zwłaszcza prawej strony, co zaowocowało stworzeniem najlepszej sytuacji strzeleckiej gości w tym meczu.
Zejście Hernándeza do prawej strony strefy pilnowanej przez José Enrique sprawiło, że bitwa nie toczyła się już w stosunku 4 do 4 (zaznaczonym okręgiem), ale 4 do 3 (zaznaczonym kwadratem). Kluczem do całej tej sytuacji był Robin van Persie, który zajął obu środkowych obrońców Liverpoolu. Holender zaczął po prawej stronie Daniela Aggera, by zaraz potem przedostać się pomiędzy niego a Škrtela i wypracować sobie okazję bramkową.
Gra na jeden kontakt zawodników United – Cleverley do Valencii, ten do Naniego, dalej do Hernándeza i w końcu do van Persiego – otworzyła obronę Liverpoolu, ale napastnik Czerwonych Diabłów nie potrafił wykorzystać tej sytuacji.
Wnioski
Manchester United bez Kagawy i Rooneya, za to z Robinem van Persiem bez formy wyglądał bardzo nieefektywnie. Pomimo zdominowania posiadania piłki nie był stanie napędzić strachu podopiecznym Rodgersa.
Liverpool, podobnie jak w spotkaniu przeciwko Aston Villi, cofnął się w drugiej połowie. Kompaktowa obrona zapewniła the Reds spokojne dowiezienie wyniku do końca, dzięki czemu po trzech kolejkach Premier League zajmują pierwsze miejsce w tabeli.
Trzy zwycięstwa, trzy bramki i trzy czyste konta mówią wszystko o obecnym Liverpoolu – konsekwentnym i pragmatycznym w zamykaniu wyniku. Jednak zarówno Brendan Rodgers, jak i jego piłkarze szybko uciszyli wszystkie pytania o włączeniu się w walkę o mistrzostwo, wracając do starej kliszy „koncentrowania się tylko na następnym meczu”. Nie zmienia to faktu, że choć w grze the Reds można zaobserwować mnóstwo pozytywów, to nadal pozostaje sporo miejsca na poprawę.
Kate Cohen
Komentarze (1)