Analiza taktyczna meczu ze Świętymi
Southampton wyjechało z Anfield z w pełni zasłużonymi trzema punktami i tym samym zakończyło fantastyczny ciąg meczów bez porażki gospodarzy liczący aż dwanaście spotkań. Trwał on sześć miesięcy, a ostatnim poprzedzającym go ligowym starciem była porażka 3:1 właśnie z zespołem Świętych, 16 marca tego roku.
Największym zaskoczeniem sobotniej potyczki było wystawienie przez Rodgersa aż czterech środkowych obrońców. Kolo Touré zwyciężył w hierarchii menedżera nad Andre Wisdomem oraz Martinem Kellym, zajmując miejsce po prawej stronie, a Mamadou Sakho wykorzystał drobny uraz José Enrique i wystąpił na stronie lewej. Southampton rozpoczęło mecz z Wanyamą i Schneiderlinem na środku, Pablo Osvaldo za plecami napastnika Rickiego Lamberta, a także Lallaną i Jayem Rodriguezem na flankach.
Liverpool zaliczył nerwowy start – Mamadou Sakho, Daniel Agger i Simon Mignolet są odpowiedzialni, za zbyt wolne podejmowanie decyzji. Jedynie Kolo Touré osiągnął 66% celnych podań. Iworyjczyk ostatecznie został przesunięty na swoją naturalną pozycję (w tym celu boisko opuścił Martin Škrtel). Pomimo zaskakującej linii obrony cała reszta składu wyglądała dosyć logicznie. Pojawiały się sugestie, że Henderson może zająć miejsce ofensywnego środkowego pomocnika, jednak Anglik po raz kolejny został obsadzony w roli, w której wystąpił w poprzednich czterech meczach – po prawej stronie. Moses ponownie objął pozycję na lewej flance, a nieobecność Coutinho umożliwiła start Aspasa na środku, nieopodal Daniela Sturridge’a. Angielski napastnik najczęściej schodził w głąb pola, by odebrać piłkę od pomocników, zaś Hiszpan rozciągał grę swoim wysokim ustawieniem, tak, że ich role na boisku w pewien sposób się zazębiały.
Utrata brazylijskiego playmakera wpłynęła na Liverpool w wielu wymiarach. Biorąc pod uwagę brak Luisa Suáreza, the Reds zostali pozbawieni kreatywności, ale także płynności w przedniej formacji. Jeżeli ktoś z tej dwójki występuje na boisku, to ich inteligentne zajmowanie pozycji i nieszablonowe rozgrywanie automatycznie daje kolegom możliwość wchodzenia w wolną przestrzeń oraz zaangażowania w akcje.
Wcześniej podkreślalano rolę Coutinho, który schodził do środka pola, co pozwalało Gerrardowi i czasami Lucasowi na wychodzenie do przodu, ale także zapewniało dodatkową pomoc przy utrzymywaniu się przy piłce. Brazylijczyk wprawiał rywali w zakłopotanie swoim schodzeniem z nominalnej pozycji – tworzyło to wolną strefę, z której mogło nadejść zagrożenie.
Zamiast niego za plecami Sturridge’a zobaczyliśmy Aspasa. Tworzył podobną przestrzeń, tyle, że nie było komu jej wykorzystać. Piłki do Hiszpana miały większy dystans do pokonania, a graczowi, który dopiero uczy się funkcjonowania w Premier League było bardzo ciężko uchwycić grę na tak niezwykle ważnej pozycji. Zaledwie 65% jego podań dotarło do adresata, centralna pozycja go przytłoczyła. Być może wypadłby lepiej na prawej flance, gdzie zyskałby więcej miejsca i czasu na podejmowanie decyzji.
Brak pomysłu oraz jakości w środku pola bardzo odbiła się na grze Liverpoolu i w rezultacie uniemożliwiła odrobienie wyniku po utracie gola. Rodgers zmienił oblicze swojego zespołu, ale czy przestawienie na środek „atlety” w postaci Jordana Hendersona mogło zwiększyć efektywność the Reds? Trzeci pomocnik miał pomóc utrzymywać się przy piłce, wybiegać zza pleców Sturridge’a i niweczyć wymianę podań Southampton.
Wraz z tym posunięciem Sterling przeszedł na prawą stronę. Jaki to miało skutek? Przeczytajmy, co miał na ten temat do powiedzenia Tom Dent, trener zespołu norweskiego zespołu Follo FK.
Osvaldo nie jest typem ciężko pracującego piłkarza, ani też nie wydaje się pamiętać o tym, że należy pilnować wolnej przestrzeni. Oznacza to, że Gerrard, Aspas, a nawet Henderson mogli wchodzić w to miejsce i go pilnować, co zostawiłoby Wanyamę w sytuacji dwóch na jednego. Jednak Liverpool skupił się wyłącznie na powstrzymywaniu Świętych przed graniem ich futbolu, w czym nie osiągnął niemal żadnych pozytywnych rezultatów.
Dobrze zobrazowały to zmiany dokonane przez Rodgersa – wybrał Hendersona, który miał niweczyć grę rywala, zamiast zachęcić środkowych pomocników do próby „przeładowania” Wanyamy. Statystyki pokazują, że Liverpool odzyskał posiadanie piłki w ofensywnej tercji boiska zaledwie dwukrotnie (łącznie sześć razy), co wspiera tezę o tym, że powstrzymywanie Świętych przed rozgrywaniem akcji było dość daremne. The Reds wprawdzie wygrali bitwę o posiadanie piłki (55,3%) jednak kiedy wychodzili do przodu, Southampton po przechwycie z łatwością wykorzystywało ustawienie Gerrarda i Lucasa do gry za ich plecami.
Pochettino zdecydował się na wysoki pressing uniemożliwiający budowanie akcji od formacji obronnej. Ta taktyka znakomicie się sprawdziła. Nacisk na gospodarzy wymuszał zagrywanie długich piłek w centralne rejony boiska, gdzie Fonte, Lovren, Schneiderlin i Wanyama z łatwością zdominowali w powietrzu Sturridge’a i Aspasa. Na poniższym obrazku możemy zaobserwować pierwszą fazę pressingu Southampton.
Napastnik rozdziela środkowych obrońców rywala, a pomocnicy blokują bocznych obrońców oraz centralnie ustawionych zawodników the Reds. Wanyama i Schneiderlin zapobiegają łatwemu rozegraniu piłki do środka, tym samym kusząc przeciwnika, by ten zagrał łatwe, krótkie podanie, które można przechwycić intensywnym pressingiem.
Z kolei na powyższym obrazku widzimy fazę powstrzymywania Liverpoolu przed wyprowadzaniem piłki z linii obrony. Lallana pilnuje Aggera, Osvaldo Lucasa, a Lambert blokuje możliwość podania do Mignoleta.
Dent wyjaśnia działanie falowego pressingu w sytuacji, gdy the Reds próbowali użyć bocznych obrońców:
Lallana i Rodriguez naciskali środkowych obrońców, którzy pozostawali rozdzieleni przy wykopach bramkarza. Wymuszało to pomoc jednego z bocznych defensorów. Osvaldo wędrował w zwolnioną strefę, aby osłaniać możliwość podania do środkowych pomocników the Reds. Jeżeli mimo tego blok został pokonany, Wanyama i Schneiderlin wzajemnie się wspomagali, jeden z nich pilnował miejsca zostawionego przez wysoko przesuniętego bocznego obrońcę Liverpoolu, a drugi każdego ustawionego centralnie. W międzyczasie zespół wracał na swoje nominalne pozycje, a Lallana i Rodriguez zajmowali się przestrzenią w środku pola. Bez względu na okoliczności w tym rejonie zawsze znajdowało się dwóch graczy Świętych.
Przez większość czasu Liverpool oddawał futbolówkę Mignoletowi. Na następnej ilustracji widzimy, jak blisko Belg przesunął się do najwyżej położonych graczy the Reds, aby móc posyłać do nich długie piłki.
Za sprawą tego stylu gry bramkarz the Reds osiągnął zaledwie 50% celność podań. Zacieniowany prostokąt pomiędzy tylną szóstką a przednią czwórką graczy to strefa zazwyczaj zajmowana przez Philippe Coutinho, skąd Brazylijczyk buduje akcje.
Pomiędzy Rodgersem a Pochettino rozegrała się interesująca taktyczna bitwa, z której to ten drugi wyszedł zwycięsko. Liverpool musi jak najszybciej zapomnieć o tym dniu, a Rodgers powinien skupić się na tym, jak podnieść się po porażce. Tymczasem menedżer Świętych nadal rozwija swoją imponującą strategię, dzięki czemu udaje mu się dominować mecze pomimo mało wystawnego zestawu piłkarzy, jaki posiada.
Komentarze (0)