Gerrard chce uniknąć powtórki z 1999
• Kapitan przekazał dotację na HFSG
Minęło prawie 15 lat, od kiedy Steven Gerrard czuł „potworny ból” spowodowany porażką z Evertonem na własnym stadionie – i nie jest to bynajmniej doświadczenie w życiu, które chciałby przeżyć ponownie. – Dzięki za przypomnienie – mówi pół żartem po tym, jak wspomniano, że jest jedynym piłkarzem w składzie Liverpoolu, który wie, co to znaczy przegrać derby Merseyside na Anfield.
Jego pamięć o tamtej klęsce w poniedziałkowy wieczór 27 września 1999 r. – kiedy Kevin Campbell zapisał się w historii spotkań derbowych, zdobywając zwycięską bramkę już w czwartej minucie, a Gerrard ujrzał czerwoną kartkę za faul na napastniku Evertonu – jest jeszcze świeża i wciąż żywa. Dlatego nikogo nie dziwi, kiedy kapitan Liverpoolu przyznaje, że „upłynęło sporo czasu”, zanim ustąpiło poczucie pustki.
– To całkowite przeciwieństwo wygranej na Goodison Park – powiedział Gerrard. – Jeśli miałbym teraz wybrać jeden mecz, który chciałbym wygrać na początku sezonu, wybieram zwycięstwo na Goodison, a tuż za nim na Old Trafford. Przegrana z Evertonem na własnym boisku to całkowite przeciwieństwo tego.
– To jest koszmar. Niektórych uczuć nie sposób wyrazić słowami. Jeśli przegrywasz wielki mecz na Anfield, to przez kilka dni odczuwasz ból, ale jako profesjonalny piłkarz musisz skoncentrować się na następnym meczu, ponieważ spotkania dzieli krótki odstęp czasu. Niemniej porażka z Evertonem na Anfield boli dosyć długo.
Historia tamtego spotkania nie kończy się jednak w tym miejscu. To co miało miejsce w toalecie nocnego lokalu po meczu pozostanie na dłużej w pamięci Gerrarda niż ból porażki. Przypadkowe spotkanie sprawiło, że padły przeprosiny, było trochę komizmu sytuacyjnego, a nawet załatwianie potrzeb fizjologicznych. To opowieść, do której 33-letni piłkarz wraca z uśmiechem na twarzy. Dodaje jednak, że jego mina była zupełnie inna, gdy zdarzyła się ta sytuacja.
– Przegraliśmy mecz, ja dostałem czerwoną kartkę, ale miałem już zarezerwowany stolik w Albert Dock. Po prostu zakładałem, że wygramy ten pojedynek – wspomina Gerrard. – Nie chciałem jechać, ale jednocześnie nie lubię nikogo zawodzić. Tak więc pojechałem i pierwszą osobą, na którą się natknąłem w toalecie był Kevin Campbell.
– Opuścił swoje spodnie i pokazał mi ślady po moich korkach. Kiedy masz 19 lat i stoi przed tobą wielkolud w złym humorze, jest tylko jedna rzecz, którą możesz zrobić. Przeprosiłem go za moje zagranie i uścisnąłem dłoń.
Jeśli Everton dzisiaj zatriumfuje na Anfield po raz pierwszy od piętnastu lat, to najprawdopodobniej Gerrard tym razem zostanie w domu. Ponieważ obie ekipy z Merseyside współzawodniczą ze sobą o czwarte miejsce, stawka jest jeszcze większa niż zazwyczaj. Alan Hansen, weteran spotkań derbowych, sugeruje nawet, że to największe derby od 1986 r., kiedy trwała rywalizacja o mistrzostwo Anglii.
– Zwycięstwo w tym meczu to potężna trampolina do kolejnych sukcesów w dalszej części sezonu. Dzięki temu drużyna nabiera pewności siebie i wiary, dlatego uważam, że to wielki mecz – powiedział Gerrard. – Derby same w sobie są wielkim wydarzeniem, ale kiedy układ w tabeli wygląda tak, jak ostatnio, ranga tego pojedynku jest znacznie większa. Stawka jest bardzo duża, dlatego te punkty są tak cenne. I nie zdziwcie się, gdy ujrzycie wyrównaną walkę i zachowawczą grę obu zespołów.
W dniach poprzedzających dzisiejszy mecz Gerrard przekazał darowiznę w wysokości 96 tys. funtów na rzecz Hillsborough Family Support Group. Jego 10-letni kuzyn, Jon-Paul Gilhooley, był najmłodszą ofiarą śmiertelną tragedii na stadionie Hillsborough.
Kapitan Liverpolu potwierdził swój osobisty wkład i dodał, że zrobił to teraz, by wesprzeć trwającą kampanię na rzecz sprawiedliwości. Gerrard złożył również hołd Evertonowi i jego sympatykom za solidarność, jaką okazali od czasu tragedii 15 kwietnia 1989 r.
– W zeszłym tygodniu poinformowałem klub, że chcę to zrobić. Myślałem jednak o tym od dłuższego czasu – powiedział Gerrard. – Uważam, że jestem uprawniony do przekazania tych pieniędzy, szczególnie patrząc na moje więzi z Hillsborough, na moją własną rodzinę. Już od jakiegoś czasu chciałem to zrobić.
– Wsparcie Evertonu mogliśmy dostrzec od chwili, kiedy zdarzyła się ta tragedia. Ja i każdy inny kibic Liverpoolu możemy jedynie podziękować evertończykom za ich wsparcie.
– Nie mówię tego tylko dlatego, że chcę przypodobać się fanom Evertonu, ponieważ rozumiem moją osobistą rywalizację z nimi. Jednak każdy widzi, że wsparcie, jakie od nich otrzymaliśmy jest bardzo poruszające.
Tony Barrett
Komentarze (7)
Obyś Steven - jak to masz ostatnio w zwyczaju - po wielce górnolotnych wywiadach przedmeczowych nie okazał się najsłabszym ogniwem zespołu w ogniu bitwy...
Steven wygrzeb pokłady determinacji, woli walki, siły, umiejętności, a wygramy.
Dokładnie. Kapitan oddaje jedną niecałą swoją tygodniówkę i jest traktowany jako mega filantrop.
To tak jakby przeciętny polak oddał 400zł, na cel charytatywny, z którym jest jakby nie patrzeć pośrednio (przez klub- Steven) i bezpośrednio związany.
Troche to dziwne.
Wiem oczywiście, że każdy datek jest cenny itp. A kwota 400tys zł jest ogromna dla mnie. Lecz jakbym zarabiał 2mln na miesiac to bym sie szarpnal. Pozdrawiam.
Po przeczytaniu całości jednak warto spojrzeć na to z jak najbardziej dobrej strony. Nie zgadzam się z opiniami typu "co to jest dla niego 96 tysięcy, że to raptem tygodniówka". To ja się pytam - kto z osób krytykujących choć raz w roku przekazał swoją tygodniówkę na szczytny cel? Nie ma co wybrzydzać, gdyby każdy choć raz w roku przekazał swoją tygodniówkę byłoby niesamowicie. Wystarczy zauważyć ile milionów można uzbierać na WOŚP gdy ludzie wrzucają po 5, 10, 20 zł, a co dopiero gdyby każdy choć raz do roku dorzucił własną tygodniówkę. Zmierzam tylko do tego, że łatwo krytykować kogoś za to że daje swoją tygodniówkę. Trzeba na to spojrzeć z innej strony i docenić ten gest. W pełni popieram i doceniam, że tę swoją "tylko" tygodniówkę przekazał na bardzo szczytny cel. I wierzcie lub nie, Stevenowi na pewno nie chodzi o rozgłos, żeby mówili o nim jakiś megafilantrop - myślę, że robi to tylko żeby komuś pomóc i sprawić radość, bo jak sądzę, jeśli i Wy kiedyś przekazaliście jakieś środki na cele charytatywne to nie dlatego żeby na drugi dzień mówili o Was w telewizji i pisali o Was w gazetach a przede wszystkim, żeby sprawić radość bardziej potrzebującym.