Psychiczny, psychiczny, psychiczny
Związany z Liverpool FC felietonista i pisarz Paul Tomkins podzielił się z czytelnikami swoim spojrzeniem na bieżącą kampanię, będąc jednym z tych, którym the Reds „pozwalają marzyć”.
Absolutnie psychiczny. W każdym znaczeniu tego słowa:
psychiczny
Wymowa: IPA: [psɨˈçiʧ̑nɨ], AS: [psyχʹičny], zjawiska fonetyczne: zmięk.
znaczenia:
przymiotnik
(1.1) odnoszący się do psychiki, związany z procesami zachodzącymi w psychice; duchowy, wewnętrzny;
(1.2) potocznie: chory psychicznie lub za takiego uważany; świrnięty, nienormalny
rzeczownik, rodzaj męski
(2.1) mężczyzna chory psychicznie
Oczywiście, że śnię, a nic z tego nie dzieje się naprawdę. Obudzę się, sprawdzę tabelę, a tam Liverpool będzie siódmy, Luis Suárez będzie w Hiszpanii, Jon Flanagan będzie zawodzącym bocznym obrońcą Fulham, Daniel Sturridge objawieniem jednego sezonu, Raheem Sterling niespełnionym talentem, Jordan Henderson straconymi pieniędzmi a Brendan Rodgers gościem, za którego słowami nie idą dokonania.
Nie ma nic bardziej „psychicznego” niż dramatyczne spotkanie istniejące wyłącznie w twojej sennej jaźni; iluzja istniejąca wyłącznie po to, byś mógł obudzić się z poczuciem zimnego rozczarowania. Już widzę Martina Škrtela klepiącego się po policzkach próbującego się zbudzić, ale jestem zdecydowanie za stary na tak podstawowe senne techniki. Nie oszukasz mnie Martin, tak samo jak nie masz na koncie dwa razy więcej bramek niż Fernando Torres. Bo nie masz, prawda?
Z tego powodu mogę więc wywnioskować, że nic z tych rzeczy nie jest prawdą, bo nic takiego się nie wydarzyło.
A jednak… Przyjmijmy, że jednak mogło się wydarzyć. Co wówczas?
Podejrzewam, że wówczas tysiące fanów gromadziłyby się przed Anfield na godziny przed pierwszym gwizdkiem, wymachując flagami i racami, gdy tylko na horyzoncie pojawiłby się autokar z zawodnikami. Wyobrażam sobie, że Anfield by wrzało, prawdopodobnie najbardziej od przejścia Chelsea w 2005 roku. Spodziewam się, że Luis Suárez byłby w centrum wszystkich najważniejszych wydarzeń: tych dobrych, złych i niesamowitych. Wyobrażam sobie, że Steven Gerrard mógłby się nieco wzruszyć. W zasadzie myślę, że wszyscy gracze Liverpoolu wymagaliby opieki psychiatry.
Nie wolno nam jednak zapomnieć, że to się nie dzieje. Zespoły nie przeskakują z siódmego miejsca na pierwsze; ostatni raz, kiedy to się zdarzyło, Everton był silnym zespołem, który zdobył tytuł po zajęciu siódmego miejsca – w 1985 roku. Jeszcze wcześniej – jak twierdzi statystyk Ged Rea – kolejnych 31 zespołów zdołało pokonać taki sam lub nawet większy dystans, co daje niemalże 1/3 wszystkich mistrzów Anglii. Ale, rzecz jasna, to wszystko nie zdarza się w erze oligarchów i szejków, gdzie od trzech dekad nikt nie doświadczył takiego zjawiska.
Wyjaśnijmy sobie jeszcze jedną kwestię: zespoły nie wygrywają tytułów mistrzowskich z trenerami-żółtodziobami. Już nie, nie w czasach, gdy wszędzie wokół widać tych wszystkich doświadczonych menedżerów, z całego świata, z kolekcją trofeów przy nazwisku. To nie lata 80., kiedy zarówno Liverpol jak i Everton miały dobre drużyny. Te czasy dawno minęły razem z wielkimi okularami i elektropopem. Bo gdyby to były lata 80., Man United byłby cienki jak… Prawda?
W tym moim realnym śnie widziałem niezliczone dramatyczne momenty na drodze do 10-meczowej serii zwycięstw, podczas gdy do tytułu brakowało już tylko czterech meczów. Ale zespoły nie wygrywają 14 meczów z rzędu; szczególnie nie zespoły, które nigdy nie są w stanie wygrać trzech lub czterech meczów bez wpadki. Do odniesienia czterech zwycięstw nie potrzeba cudów, zgoda. Ale postawmy sprawę jasno, Liverpool nigdy nie doprowadzi się do takiej sytuacji. Tak więc lepiej będzie, jeśli od razu zdusimy tę myśl w zarodku. To musi być chimera, słowo daję.
Całe szczęście, że na cztery kolejki przed końcem w tabeli nie przewodzą zespoły, które rok temu nie uczestniczyły w walce o tytuł. Bo gdyby jednak pod koniec marca któryś się tam znalazł, byłoby zbyt wcześnie. Przegrałby mecz czy dwa z najczystszej paniki. Mógłbyś postawić swój dom na to, że przegrałby z West Hamem na wyjeździe, albo w niejasnych okolicznościach sknociłby starcie z Sunderlandem u siebie. Ty to wiesz i ja to wiem. Nawet zawodnicy to wiedzą. Całe to nasze oszukiwanie się prowadzi jedynie do większego rozczarowania.
Więc proszę mnie obudzić w połowie maja, byle nie wcześniej. Bo, powtarzając za pewnym hasłem, chciałbym, wiecie… marzyć.
Paul Tomkins
Komentarze (5)