Trzy kropki: Mecz z Tottenhamem
Liverpool nie był w stanie powstrzymać Harry’ego Kane’a, jednak po raz kolejny w ostatnim czasie zdołał ograć Tottenham na Anfield. Jetzu, Kinio25LFC i PiotrekB opisują, co ich subiektywnym zdaniem zaważyło na takim obrocie spraw.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Kinio25LFC)
Bez dwóch zdań było to najbardziej nasączone emocjami spotkanie w niedawno rozpoczętym roku kalendarzowym z udziałem naszych ulubieńców. Widać było, że obydwie drużyny nie zamierzały zadowolić się remisem, dążąc do złapania bliższego kontaktu z czwartym miejscem w tabeli. Zarówno The Reds jak i zawodnicy Tottenhamu pokazali, że nie obce są im takie słowa jak wiara, charyzma czy motywacja. Ostatecznie, za sprawą trafionych zmian Rodgersa (!), trzy punkty pozostały na Anfield po doprawdy epickim spotkaniu, które równie dobrze mogło zakończyć się wynikiem 3:3 bądź 4:4. Żywię wielką nadzieję, że nasi ulubieńcy nabrali na dobre wiatru w żagle i w kolejnych meczach będą kontynuować swój zwycięski pochód w górę tabeli.
– O spotkaniu bez środka pola… (Kinio25LFC)
Gdy w wyjściowej jedenastce zobaczyłem ustawionych obok siebie Gerrarda i Hendersona, od razu zrobiło mi się strasznie żal tego drugiego. Nie dość, że Jordan musiał przejąć niewdzięczną rolę zawodnika współodpowiedzialnego za destrukcję to jeszcze będzie musiał niańczyć kapitana The Reds, który ostatnimi czasy przypomina bombę z opóźnionym zapłonem. I – niestety – miałem rację. Nie dość, że Gerrard bezpośrednio przyczynił się do zdobycia bramki na 2:2, to poza rzutem karnym nie wniósł do naszych poczynań niemal nic. Jak na ironię, ratunkiem dla drugiej linii okazał się być Dejan Lovren, który uwolnił Emrego Cana od niewdzięcznej roboty w defensywie. Tym razem, wespół z dobrze podłączającym się Moreno, przebojowym Lallaną i świetnie dysponowanym Jordonem Ibe’em szczęśliwie udało się posprzątać bałagan po Gerrardzie, jednak w kolejnym meczu szczęście może nam przestać sprzyjać. Mimo zdobytej bramki na 1:0, trzeba też skarcić Lazara Markovicia, który gdzieś od trzydziestej minuty zdawał się być typowym jeźdzcem bez głowy, na dodatek niepotrafiącym rozegrać ze Sturridge’em czy Coutinho prostopadłej piłki. Zaś co do samego Coutinho, moim zdaniem nie rozegrał on wielkich zawodów, jednak jego ruch bez piłki kilkakrotnie kreował kolegom wiele dodatkowej przestrzeni. Kapitan w tym czasie stał i patrzył, komu by tu warto wjechać wślizgiem.
– O Harrym Kanie kończącym piękną serię LFC… (PiotrekB)
Młody napastnik Spurs bezlitośnie wykorzystał poślizgnięcie Sakho i chwilę potem skierował piłkę obok bezradnego Mignoleta. Przed wczorajszym meczem belgijskiemu bramkarzowi udało się zachować cztery ligowe czyste konta z rzędu: z Sunderlandem, Aston Villą, West Hamem oraz Evertonem. Każde z tych spotkań Liverpool rozpoczynał z Lucasem w środku pola. Przypadek…? Nie bardzo w to wierzę. To Brazylijczyk najbardziej przyczynił się do stabilizacji gry defensywnej the Reds. Choć wczoraj Kane nie strzeliłby gola, gdyby nie prezent podarowany mu przez Francuza, to odrobina wysiłku włożonego w obronę przez Gerrarda, a wynik tej akcji nie musiałby mieć takich konsekwencji. Miejmy nadzieję, że Leiva zregeneruje się po kontuzji i zasili skład w pełni sił, a powracający po zwycięskim turnieju Kolo Touré zluzuje Emrego Cana – jedynego człowieka, który jest obecnie w stanie załatać wyrwę w środku pola po naszym brazylijskim maestro.
– O zmianach trafionych w dziesiątkę… (Jetzu)
Brendan Rodgers ze zmianami chwilę czekał, kilka osób podrapało się po głowie, jak zobaczyło przy linii bocznej boiska Dejana Lovrena, jednak menadżer z Irlandii Północnej miał w głowie opracowany plan. Can w środku pola za grającego przeciętnie Gerrarda, Balotelli zajmujący miejsce zmęczonego Sturridge’a i Lallana, wchodzący za rozgrywającego drugi z rzędu słabszy mecz Coutinho, zmiany idealne aby coś osiągnąć w końcówce spotkania, chociaż możliwe, że mógł Rodgers zareagować na wydarzenia trochę wcześniej. Najłatwiej rzecz jasna zobaczyć, że Lallana z Balotellim dali The Reds zwycięską bramkę, ale i bez tego, wpływ całej trójki na ostatnie 10 minut był naprawdę pozytywny i po raz pierwszy od bardzo dawna wypada pochwalić Rodgersa za odpowiednie ruchy z ławki. Na twitterze zażartowałem, że to się dzieje, gdy do ożywienia gry nie używasz Rickiego Lamberta. Zobaczymy czy był to tylko jednorazowy wybryk, czy może jednak na naszej ławce leży potencjał do odwrócenia wyniku spotkania częściej niż raz na 15 spotkań.
– O bezcennych trzech punktach… (Jetzu)
Przed meczem każdy sobie zdawał sprawę, że jeśli chcemy mieć jeszcze szanse na Top 4 w tym sezonie, to Tottenham z Anfield musi wrócić bez punktów. Porównując to spotkanie z którymś z zeszłego sezonu, powiedziałbym, że był to odpowiednik kwietniowego spotkania z City, ostateczne starcie, które wyznaczy cel naszej podróży na ostatnie miesiące. Tak jak w meczu z The Citizens, było blisko, ale ostatecznie się udało. Przy aktualnym układzie tabeli od miejsca premiującego grą w Lidze Mistrzów dzielą nas zaledwie trzy punkty. Kilka miesięcy temu wydawało się to nie do pomyślenia, a jednak wciąż walczymy. Nie jest oczywiście powiedziane, że straty punktowe w meczach takich jak chociażby ostatnie derby nie zabolą nas na samym końcu jeszcze bardziej niż teraz, jednak dzisiaj wciąż walczymy i pozostaje mieć nadzieję, że walka ta zakończy się w lepszych nastrojach niż ta, w której braliśmy udział po zeszłorocznym spotkaniu z City.
– O walentynkach na Selhurst Park… (PiotrekB)
Już w sobotę Liverpool powróci do rozgrywek Pucharu Anglii i zmierzy się z Crystal Palace. Mimo walentynek w tym starciu nie będzie zbyt wiele miłości. Orły to dla the Reds bardzo niewygodny przeciwnik, który w maju zeszłego roku wydarł drużynie Rodgersa pewne trzybramkowe prowadzenie, podkładając jej nogę na ostatniej prostej wyścigu o mistrzostwo Anglii. Także ostatnie spotkanie z londyńczykami w listopadzie zakończyło się dla Liverpoolu traumą – mimo objęcia prowadzenia na Selhurst Park już w drugiej minucie goście ostatecznie wyjechali stamtąd rozbici 3:1. Oby zespół z Merseyside podbudowany zwycięstwem nad innym zespołem ze stolicy znalazł w sobie siłę na przezwyciężenie złych wspomnień i pewnie zameldował się w półfinale. Po odpadnięciu większości czołowych klubów, FA Cup to największa szansa dla the Reds na zdobycie trofeum w tym sezonie.
Komentarze (0)