Lallana: Wierzymy w sukces
Adam Lallana wierzy, że Liverpool jest w stanie pokazać wachlarz umiejętności w niedzielnym meczu na St Mary's Stadium. Pewnym jest, że kibice Southampton gorąco przywitają swojego byłego zawodnika.
Liverpool zgarnął 21 z puli 27 możliwych do zdobycia punktów w ostatnich dziewięciu meczach. Zdaniem pomocnika the Reds jest to znak, iż drużyna znalazła się na fali wznoszącej.
Co prawda drużyna Ronalda Koemana uzbierała o cztery oczka więcej w ogólnym rozrachunku, ale podróże na południowe wybrzeże zazwyczaj są dla Liverpoolu szczęśliwe - w ostatnich 17 meczach odnieśli oni tylko jedną porażkę.
- Nakręcamy się na każdy mecz tak samo. Jeśli jesteś pewny siebie, nie jest istotne, przeciwko komu grasz - powiedział Adam.
- Na początku sezonu, kiedy nie mogliśmy złapać rytmu, każde starcie wydawało się trudne. Ale po złapaniu wiatru w żagle to uczucie minęło.
- Teraz to my dyktujemy warunki na boisku, a rywale muszą się do nas dostosować, to pokazuje rozmiar naszego postępu.
- Nie jest tak, że pstrykniesz palcami i włączasz pewność siebie. To długi proces, przychodzi ona naturalnie i niewymuszenie. Zdobywaliśmy trudne grunty, kończyliśmy mecze z czystym kontem, wszystko to świetnie się prezentuje, choć przed nami jeszcze masa pracy.
Zawodnik ten zdołał zostawić za sobą ślady przebytych kontuzji i zagościć na dłużej na środku boiska w układance Rodgersa przy ustawieniu 3-4-2-1.
Zwycięski gol w meczu Pucharu Anglii z Crystal Palace był jego piątym trafieniem w 28 meczach.
- Odkąd wróciłem po urazie, czuję się pewniejszy w zespole. Gram na preferowanej pozycji.
- Rzecz jasna niedyspozycja mnie frustrowała, w tym czasie reszta drużyny szlifowała formę, więc muszę ich dogonić.
Opowiedział on również o różnicach między Southampton a Liverpoolem.
- Presja jest ogromna. Rozgrywamy więcej spotkań. Dodatkowe trudności w drużynie pojawiły się po tym, jak z gry wypadł Daniel Sturridge mający przejąć pałeczkę po Luisie Suarezie i wydawało się, że tej luki nikt już nie wypełni.
- Podczas meczów w Lidze Mistrzów nie mogliśmy do końca polegać sami na sobie, nawet kiedy wychodziliśmy z potyczek, chociażby ligowych jak ta z QPR, zwycięsko, brakowało konsekwencji. Potrzeba było czasu i pracy, żeby odnieść zadowalający efekt.
Nie tylko Lallana powoli zwraca się klubowi. Emre Can, Lazar Marković i Alberto Moreno byli kluczowymi postaciami przy transformacji the Reds w wygrywającą drużynę. Również Mario Balotelli dołożył do tego swoją cegiełkę.
- Chłopcy, jak chociażby Marković i Can, są niesamowici.
- Dwudziestoletnim dzieciakom trudno jest zazwyczaj przyzwyczaić się do nowego klubu.
- Reszta ekipy również musi się oswoić z intruzami, poznać ich słabe i mocne strony, zorientować się, jak zagrywać im piłkę... Wiedziałem, że będzie ciężko ogarnąć taki nawał nowych piłkarzy w jednej drużynie, ale byłem pewny, że zdołamy zaprowadzić ład.
- Co więcej, spędzamy razem czas również poza boiskiem, jak chociażby na obiedzie z okazji trzydziestki Martina Skrtela. Ten aspekt również jest ważny dla integracji w szatni.
Komentarze (0)