Pozycja Rodgersa jest w jego rękach
Po nieudanym sezonie, który podsumował fatalny finisz, wielu fachowców i kibiców zadaje sobie pytanie, jaka będzie przyszłość menadżera Liverpoolu, Brendana Rodgersa. Kim jest człowiek, który będzie podejmował kluczowe decyzję w tej kwestii?
Poznajcie Mike'a Gordona, członka Fenway Sports Group, osobę trzymającą pieczę i tworzącą swoisty pomost pomiędzy właścicielami the Reds, a samą drużyną.
Wielu Kopites nawet nie zdawało sobie sprawy z istnienia 50-letniego Amerykanina, lecz nie zmienia to faktu, że jest on jedną z ważniejszych postaci w klubie.
Nie udziela wywiadów, nie udziela się publicznie, lecz taki jest właśnie jego styl - poza światłem fleszy i jupiterów.
Gordon jest odpowiedzialny, podobnie jak dyrektor wykonawczy Ian Ayre, za codzienne funkcjonowanie zespołu. To właśnie nieznany nikomu obywatel Stanów Zjednoczonych składa raporty na ręce Johna W. Henry'ego. Jego oceny, w całej rozciągłości respektowane przez zarząd mieszczącego się w Bostonie FSG, nakreślą kształt Liverpoolu na przyszłą kampanię.
Jest on również drugim największym udziałowcem FSG, posiadając 12 procent akcji spółki. Jedynie Henry ma ich w swoim zanadrzu więcej, bo 40 procent.
Gordon dorastał w Milwaukee, by jako student przenieść się do Bostonu. Jest żonaty, ma czwórkę dzieci. Jego bogata w sukcesy kariera na płaszczyźnie finansowej poskutkowała dołączeniem do Fenway Sports Group, mającą podpisane lukratywne umowy z Boston Red Sox i Liverpoolem.
Mike swoje pierwsze pieniądze zarobił również na sporcie, sprzedając popcorn na meczach Milwaukee Brewers. Od dziecka baseball był jego największą pasją. W 2002 roku stał się członkiem FSG, jednak jego rola w spółce była marginalna.
Wszystko uległo zmianie w październiku 2010 roku, kiedy amerykański potentat przejął kontrolę nad klubem z Merseyside.
Gordon został umieszczony w zarządzie the Reds i od 2012 roku, kiedy powiększył swe udziały w FSG, zaczął spędzać o wiele więcej czasu po drugiej stronie Atlantyku.
Przeszło rok temu Henry i Warner przypieczętowali rosnącą pozycję Gordona w zarządzanym przez nich przedsiębiorstwie, nadając mu tytuł prezydenta FSG.
Gordon pełni także niebagatelną rolę w komitecie transferowym Czerwonych, nadzoruje przebudowę stadionu i jest także zarządcą Fundacji Liverpoolu.
Według Johna W. Henry'ego, Mike Gordon to jeden z najtęższych finansowych umysłów w USA i jego opinie są niesamowicie ważne, w podejmowaniu wiążących decyzji.
Były współpartner biznesowy Gordona, właściciel drużyny hokejowej Tampa Bay Lightining, określa Mike'a jako jedną z najmądrzejszych osób, z jakimi miał kiedykolwiek styczność.
John W. Henry dodaje, że Gordon to najbardziej kompetentna osoba jeśli chodzi o piłkę nożną w FSG. Przejął stery w Liverpoolu w tym samym czasie, co Brendan Rodgers.
Losy trenera Liverpoolu leżą więc w jego rękach.
Komentarze (6)
Nikt nie będzie chciał prowadzić klubu, który jest prowadzony w sposób nielogiczny. Jeśli taki Jurgen miałby pytać o zgodę jakiegoś Mike'a no to powodzenia.
Dokładnie tak. Rekin finansjerii, odwieczny fan odbijania piłki kijem, który wyczuł moment, by tak jak jemu podobni usiąść na tronie jednego z najpopularniejszych klubów sportowych na świecie.
Argument o tym, że jest najbardziej kompetentną osobą w FSG odnośnie futbolu niestety określa brak większego zaangażowania w politykę klubu.
Amerykanie zbytnio zaufali roztaczanej wizji przez nich wizji pragmatycznego prowadzenia klubu. To niestety nie Moneyball. Środowisko angielskiej piłki jest zbyt dynamiczne, by usilnie kalkulować. Trzeba działać zdecydowanie.
A według tego artykułu, klubem trzęsie osoba, która dopiero uczy się.. piłkarskiego rzemiosła od podstaw.
Co gorsza. Rok temu FSG przyznało, że muszą się wiele nauczyć, od rzemiosła po praktykę. Od zarządzania do podejmowania ważnych decyzji a teraz wygląda na to, że mają to wszystko w dupie, bo po co się uczyć, skoro można wynająć człowieka od wszystkiego. A potem koniec końców wyjebią menadżera i będą się dziwić dlaczego jest tak źle. Transfery mają być robione z głową. Nie są. Płace i wizja gry mają być sensowne - nie są.
Pożegnania legend powinny być robione z klasą. Nie są. To jakim cudem oni chcą osiągnąć sukces w piłce nożnej? Chyba, że im się naprawdę wszystko przekręciło w głowach.