Trzy kropki: Mecz z Southampton
Przedziwne spotkanie na St. Mary’s Stadium przyniosło Liverpoolowi miejsce w półfinale Pucharu Ligi, a drużynie Southampton najwyższą porażką na własnym obiekcie od 1959 roku. Czy w tej beczce miodu jest jeszcze miejsce na łyżkę dziegciu? Zapraszamy na „Trzy kropki”!
– O ogólnym przebiegu meczu… (AirCanada)
Początek spotkania mógł zasiać w sercach kibiców Liverpoolu spory niepokój. Bardzo szybki stracony gol za sprawą Mané, a później kolejne groźne akcje Southampton pod bramką Bogdána sugerowały, że możemy mieć problemy z wywalczeniem awansu do półfinału rozgrywek. Z każdą minutą to jednak chłopcy z Merseyside zaczęli nadawać rytm wydarzeniom na boisku. Wyrównujący gol Sturridge’a dał zespołowi potrzebny w danym momencie spokój, a kolejne trafienia to była egzekucja w najczystszej postaci. Dominacja Czerwonych nie podlegała żadnej dyskusji. Skuteczność podopiecznych Jürgena Kloppa była tego dnia na bardzo wysokim poziomie.
– O eksperymentalnym składzie… (Arvedui)
Choć dziś mało kto się do tego przyzna, niejeden kibic Liverpoolu mógł wczoraj poczuć się odrobinę niepewnie, gdy zobaczył skład desygnowany do gry przez Jürgena Kloppa. Wolne dostał m.in. Clyne, którego miejsce zajął nieopierzony Randall. Z przodu raz jeszcze pojawiło się ustawienie, które niespecjalnie sprawdziło się chociażby w meczu z Bordeaux, a do tego w napadzie znaleźli się wracający-po-kontuzji-Sturridge i nieskuteczny-Origi. I choć początek spotkania zwiastował kłopoty, to dalsza jego część dobitnie pokazała, dlaczego my śledzimy poczynania naszych pupili zza monitorów, a na ławce trenerskiej zasiada charakterystyczny gość z brodą. Otwarcie przyznaję: częściej chciałbym się tak mylić.
– O fatalnym braku koncentracji… (Arvedui)
Fenomenalny wynik w spotkaniu wyjazdowym nie powinien nam przesłaniać tego, że pierwszych kilka minut – zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie, było w wykonaniu the Reds słabe. Bramka stracona w 39. sekundzie nikomu chwały nie przynosi, szczególnie, że w ciągu okamgnienia Tadić zdążył ograć Randalla, Can zaliczył pusty przelot przy wrzutce Bertranda, a Moreno dał się przeskoczyć niebędącemu gigantem Mané. Miejmy nadzieję, że jak najczęściej będziemy mogli oglądać Liverpool strzelający trzy, cztery czy więcej bramek, ale miejmy też świadomość, że nie zawsze da się do zrobić. Strata gola w pierwszych minutach meczu powoduje, że góra, na którą trzeba się wspiąć, staje się znacznie wyższa i bardziej stroma. W pewnych okolicznościach może też okazać się nie do pokonania.
– O przełamaniu się napastników. Z nawiązką… (AirCanada)
Spośród sześciu strzelonych goli, pięć było dziełem naszych snajperów. Trzeba przyznać, że to mocny wynik prawda? O Danielu można dyskutować w nieskończoność. O jego nieprzydatności w ostatnich miesiącach, ciągłych kontuzjach i czasie spędzonym na żmudnej rehabilitacji. Frustracja fanów w kontekście jego dyspozycji, a raczej jej braku jest w pełni uzasadniona. Gdy jednak Sturridge jest na boisku, momentalnie widać różnicę, jaką potrafi zrobić. Zdrowy Sturridge to zwiększenie naszych szans na udaną rywalizacji o Top 4 o jakieś 15–20%. Origi także mi zaimponował. Otrzymał szansę od Kloppa i wykorzystał ją w 100%. Pokazał, że może być interesującym rozwiązaniem w formacji ofensywnej.
– O sześciu pięknych asystach… (Ziaja)
Raczej tylko pięciu. Nie uznałbym strzału Moreno za genialną asystę. Ale do rzeczy, rzeczywiście reszta asyst była… hmm, jak by to powiedzieć w świetle ostatnich tygodni… „barcelońskiej” urody. Pierwsza asysta to idealne podkręcone, wymijające obrońców podanie do Sturridge’a. Chciało by się rzecz, że Allen zrobił to w Pirlowskim stylu. Drugie to niemiecka szkoła, najpierw urwanie się rywalowi, a potem posłanie genialnej miękkiej piłki nad głową obrońców wprost na prawą stopę Daniela. Trzecia tak jak wspominałem to bardziej strzał aniżeli zamierzone zagranie do Origiego. Zaś przy czwartej bramce idealnym prostopadłym podaniem popisał się (nie pierwszy raz ostatnimi czasy) Jordon Ibe. Piąta i szósta asysta to klasyka dośrodkowań, świetne podania idealnie wymierzone do partnerów.
Myślę, że bierze się to z tego, że piłkarze po pierwsze: cały czas obserwują partnerów, przy każdej asyście zagrania nie były przypadkowe czy na pamięć, po drugie: nie boją się zagrać piłkę taką, jaką graliby do Suáreza, czy grają do Sturridge’a, w stronę Ibe’a czy Origiego, po trzecie: piłkarze są w ciągłym ruchy i sami wymuszają na pomocnikach podanie swoim wyjściem na pozycje.
– O wyjeździe do Tyneside… (Ziaja)
Wyjazd na St. James’ Park nie będzie łatwy, choć drużyna Srok jest wyraźnie pod formą, o czym świadczy fakt, iż przegrali na wyjeździe w ostatnim meczu aż 1:5. Nie mamy tam dobrej passy. Poza jednym meczem dość wysoko wygranym za Rodgersa w pierwszym sezonie, ostatnim triumfem na wyjeździe z Newcastle to był meczu jeszcze za Beníteza. Ale teraz jest Klopp i mecze wyjazdowe są świetne w naszym wykonaniu, więc powinniśmy zdobyć trzy punkty bez względu na wszystko. Mogą to być dość bardzo ważne punkty w walce może nawet o… mistrza. Czemu nie? Tylko sześć punktów do lidera. Tak, wiem, ponosi mnie, ale mamy Kloppa, dlatego zaczynam wierzyć i wierzę w to, że rozprawimy się z Newcastle na spokojnie, a jak nie, to wybiegamy swoje byle by zdobyć trzy punkty.
Komentarze (14)
Ziaja, najpierw na forum pieprzysz że City jest nowym mistrzem Anglii, a teraz piszesz "CHODŹ" zamiast "choć" i ty jesteś redaktorem?? Pomijając już to że cały ten akapit wygląda jakby pochodził z rozmowy gimbazjalistów na przerwie.
Aż się zalogowałem by ci dać lajka.
Oby częściej można było mieć dobry humor, chęć i wenę opisu spotkania.
Nie no to była rywalizacja w której southampton nie znali odpowiedzi na nasze pytania. Szczególnie uwielbiam asystę Emre i bramkę pod lade Divocka
Dziękuję
Zespół który prowadząc w tabeli na trzy kolejki do końca sezonu ostatecznie sięgnął po Puchar Frajerów.
Ziaja obudź się.
Za chwilę przyjedzie WBA i Lisy a nasza gra będzie wyglądała jak z Łabędziami czy CP.
Nie napisałem, że idziemy, tylko możemy się włączyć, a to różnica. Leicester jest drugie, ale pewnie nie na długo, Arsenal co raz większa ilość kontuzji, a MU gra najgorszy futbol na wyspach i dziw bierze, że zajmują 3 miejsce. W Lutym 2014 roku do pierwszego miejsca mieliśmy 8 punktów, teraz mamy 6. Ale My z CP i z łąbędziemi nie zagraliśmy źle. Z CP ba nawet zagraliśmy nawet lepiej niż z Chelsea jak na spokojnie sobie ten meczo oglądałem. Tylko mieliśmy pecha. Poza tym liga w tym sezonie jest tak słaba, że nie boje się tego stwierdzenia.
PS: dziś, mój serdeczny kolega (fan Chelsea) wypowiedział znamienne mam nadzieje zdanie: "przyszedł Jurgen do LIV i pozamiatane na boiskach BPL przez LFC przynajmniej do końca jego kontraktu" :) Daj Bóg! YNWA!!