Klopp przed derbami – część druga
Wczoraj przedstawiliśmy Państwu pierwszą część rozmowy Jürgena Kloppa, Kevina Ratcliffe’a i Jima Beglina na temat zbliżających się wielkimi krokami derbów Merseyside, w części drugiej niemiecki szkoleniowiec wraz ze swoimi gośćmi skupią się głównie na historii tej rywalizacji, serdecznie zapraszamy!
Część pierwszą rozmowy można przeczytać tutaj.
To jest druga część rozmowy:
Jim Beglin (JB): Kevin, czy Ty przypadkiem nie strzeliłeś nam bramki podczas derbów na Anfield w lutym 1986, kiedy obie ekipy walczyły o tytuł?
James Pearce (JP): Z 30 metrów…
Jürgen Klopp (JK): Strzeliłeś bramkę z 30 metrów? (śmiech)
Kevin Ratcliffe: To było 70 metrów! W swojej karierze strzeliłem tylko dwa gole dla Evertonu, to był jeden z nich, przed The Kop.
JB: Everton wygrał 2:0 i był to dla nas duży cios, dzięki temu zwycięstwu przejęliście kontrolę nad wyścigiem o mistrzostwo. Byliśmy dwoma najlepszymi drużynami w Anglii. Paradoksalnie wyświadczyliście nam przysługę wygrywając ten mecz.
Po porażce z Evertonem zaczęliśmy swoją niepokonaną serię. Wygraliśmy 11 i zremisowaliśmy jedno z ostatnich dwunastu spotkań w lidze, dzięki czemu zdobyliśmy tytuł z przewagą dwóch punktów.
KR: Było tak blisko… Przegraliśmy z Oxfordem w środku tygodnia w jednej z ostatnich kolejek, to był decydujący mecz. Gdybyśmy wygrali, zostalibyśmy mistrzami.
Gary Lineker zmarnował tak wiele okazji tego wieczoru. Nic dziwnego, że pozbyliśmy się go do Barcelony po sezonie! Liverpool wygrywał wszystkie mecze i ostateczne, udało im się nas wyprzedzić.
JP: Jim, to musiał być wspaniały tydzień - zdobycie tytułu na Stamford Bridge, a kilka dni później zwycięstwo na Wembley w finale FA Cup przeciwko The Toffees.
JB: Było blisko. Wiedzieliśmy, że musimy wygrać z Chelsea bo Everton grał swój mecz z West Hamem w poniedziałek. Everton był wtedy bardzo mocną drużyną. Męczyliśmy się na Wembley przez jakąś godzinę. Lineker zdobył bramkę i prowadzili 1:0. Pomyślałem wtedy: 'to by było na tyle, zdobędą puchar i odbiją sobie za porażkę w lidze'. Zawsze pamiętam ten dzień, kiedy byliście lepsi.
KR: To było wtedy jak miałeś jakieś spięcia z Brucem Grobbelaarem?
JB: Tak, trochę się zdenerwowaliśmy. Wielu mieszkańców Liverpoolu mówiło mi potem przez lata, że to nas obudziło. Było zamieszanie w polu karnym, Brucey zdołał zgarnąć piłkę, ale potem rzucił do mnie czymś obraźliwym. Coś tam mu odpowiedziałem, a on mnie uderzył!
KR: Popisał się również wspaniałą interwencją przy strzale Sharpy'ego (Graeme Sharp).
JB: Skok kangura, jak sam to nazwał.
KR: Do dziś nie wiem w jaki sposób on to wyjął…
JB: Kiedy zdobyliśmy wyrównującą bramkę coś odżyło. Rushie strzelił dwa gole i wygraliśmy 3:1, kończąc sezon z krajowym dubletem. Pamiętam jak Alan Hansen podszedł do Kenny'ego wcześniej w trakcie sezonu i powiedział: 'Ta drużyna nic nie wygra'. To kolejny raz kiedy się pomylił!
Ta drużyna miała prawdziwego ducha walki i wiarę w swoje umiejętności. Potrafiła grać w piłkę, potrafiła wyciągać korzystne rezultaty, znaleźć drogę do zwycięstwa. Rushie był Waszym katem…
KR: Był jak duch, nawiedzał nas. Mieliśmy już zaplanowaną trasę autobusu po finale. Spotkałem się z Alanem Hansenem na jakiś czas przed meczem, mówiliśmy: 'Jeden z nas będzie rozczarowany. Mamy już zamówiony autobus na niedzielę aby świętować po finale. Jest szansa, że któryś z nas zgarnie dublet, jakby to wyglądało, gdyby obie drużyny ruszyły busem w miasto świętować?'
Doszliśmy do porozumienia, że nieważne kto zdobędzie tytuł i FA Cup, druga strona musi to uszanować. To był naprawdę ciężki dzień dla nas. Pobiegliście z dwoma pucharami, a my zostaliśmy z niczym.
JP: Kevin, czy to prawda, że musiałeś podrzucić Iana Rusha do domu po tym jak strzelił 4 bramki na Goodison w 1982?
JB: Nie był to ten mecz z Glennem Keeley?
KR: Tak, straciłem miejsce w pierwszym składzie, Glenn wyleciał w pierwszej połowie, wygraliście 5:0, a Rushie strzelił 4 bramki… Siedziałem na trybunach myśląc: „Nie wierzę, że jeszcze mam go odwieźć do domu…” Wyszedł z szatni z piłką meczową i podszedł do mnie mówiąc: „Nie ma szans żebyś dał radę zdobyć dla mnie autograf na tej piłce, co?”
Byliśmy dobrymi przyjaciółmi od czasów dzieciństwa, a w tamtym czasie Ian nie mógł prowadzić. Często podrzucałem go rano na trening w czasach gdy piłkarze Liverpoolu stawiali się na Anfield, a dopiero potem jechali autobusem do Melwood. Zawsze mówiłem: „Wysadzę Cię przed stadionem, ale nie ma mowy, że przekroczę Bramę Shankly'ego. Będę po Ciebie o 13, a jeśli się spóźnisz to jadę do domu sam”.
Mieszkaliśmy jakieś 5 kilometrów od siebie w północnej Walii. Mieszkałem na wzgórzu i każdego dnia około 8:30/9 brałem stamtąd Iana. Pamiętam jak moja żona spodziewała się dziecka i musiałem zabrać ją do szpitala, a zapomniałem powiedzieć o tym Rushiemu. Walił w drzwi, sam na środku kompletnego odludzia, żadnych autobusów… (śmiech) Ale odegrał się za to nie jeden raz.
JK: Jak to się prezentuje w mieście? Podział kibiców jest 50-50 między klubami?
JB: Tak, chociaż fani Evertonu lubią myśleć, że większość kibiców The Reds pochodzi zza granicy. Prawdopodobnie usłyszysz ich w środę śpiewających o powrocie do Norwegii!
KR: Jeśli chodzi o te rejony to jest to w miarę wymieszane, prawda? Liverpool jest zdecydowanie dużo większą marką poza miastem, w samym Liverpoolu myślę, że jest 50-50.
JB: Wielkim sukcesem Liverpoolu i Manchesteru United w obydwu miastach jest fakt, że mają dużo większy zasięg międzynarodowy dzięki odniesionym sukcesom.
JK: Swoją drogą, moja opiekunka do psów jest fanką Evertonu. Niestety nie miałem okazji rozmawiać z nią jeszcze o derbach!
JP: Co sądzisz o obecnej drużynie Evertonu, Kevin? Są w półfinale FA Cup jednak ciężko kłócić się ze stwierdzeniem, że w lidze radzą sobie poniżej oczekiwań.
KR: Zdecydowanie. Z piłkarzami jakich posiadamy śmiało można stwierdzić, że gramy dużo poniżej oczekiwań. Defensywnie jesteśmy niechlujni. Kiedy spojrzysz na liczbę bramek strzelonych przez Everton, jest nieźle. Mamy Romelu Lukaku, który zdobył już ponad 20 bramek w tym sezonie. Ross Barkley ma dwucyfrową liczbę trafień. Z przodu jest dobrze, jesteśmy jednak zbyt otwarci w tyłach. Nasza forma u siebie jest bardzo słaba. Myślę, że ma to związek głównie z tym, że nie radzimy sobie z kontratakiem przeciwnika kiedy musimy atakować większą ilością graczy.
JB: Oglądałem wiele spotkań Evertonu z wysokości trybun w tym sezonie. Wielu kibiców jest niezadowolonych. Uważam, że Everton dostarczał w tym sezonie świetne widowiska, dla każdego oprócz swoich fanów. Jeśli jesteś neutralnym kibicem to mecze Evertonu fajnie się ogląda, bo zawsze jest w nich dużo bramek.
JP: Minęło 17 lat odkąd ostatni raz Everton tryumfował na Anfield. Czy wpływa to jakoś na umysł piłkarza przed meczem?
JB: Pamiętam, że kiedy jako piłkarze usłyszeliśmy tego typu statystykę to wszyscy w szatni byli gotowi: 'czas to zakończyć, teraz jest ten moment'.
KR: Przez lata nie potrafiliśmy tam wygrać, ale w końcu się udało dzięki bramce Sharpy'ego w październiku 1984. Pamiętam jak rok wcześniej graliśmy na Anfield i Howard (Kendall) postanowił zmienić nieco ustawienie, wyszliśmy piątką w środku pola z Adrianem Heathem po lewej stronie. Nie potrafiliśmy wyjść z własnej połowy… Przegraliśmy, a Howard wstał w autobusie i powiedział: „Zrobiłbym to jeszcze raz”. Pomyślałem wtedy: „nigdy nie wygramy na Anfield jeśli będzie tak robił!”. Na szczęście w następnym sezonie zmienił ustawienie i wygraliśmy. To zawsze były trudne spotkania.
JB: Jeśli chodzi o środowe spotkanie, wydaje mi się, że wiele zależy od tego jaką drużynę wystawi Everton. Roberto Martinez dokonał sześciu zmian w ten weekend, tak więc pewnie myśli o wystawieniu mocnego składu na Anfield i na Wembley z Manchesterem United. Nie mieliście podobnej sytuacji za czasów Davida Moyesa? Czekało Was ważne spotkanie w pucharze kilka dni po derbach, tak więc zdecydował się na duże zmiany i wystawił osłabioną jedenastkę na Anfield. Steven Gerrard strzelił hat-tricka, a Liverpool wygrał 4:0. Wielu kibiców Evertonu miało mu za złe, że nie wybrał najmocniejszego składu. Pamiętam, że Peter Reid był wściekły po tym meczu: „Dlaczego nie potrafią zagrać dwóch spotkań w 4 dni? To niedorzeczne”.
KR: Zgadza się, czekają nas dwa trudne spotkania w tym tygodniu, ale myślę, że motywacja sama Cię przez nie przenosi.
JK: To wciąż ryzyko. Everton nie był w sytuacji gdzie musieli grać 3 mecze w ciągu tygodnia zbyt często w tym sezonie. Teraz czeka ich to dwa tygodnie z rzędu. Taka jest sytuacja i zawsze musisz o tym pamiętać. To wielkie wyzwanie dla menadżera. Spójrzcie na sytuacje w Dortmundzie, wiem o tym tylko ze względu na nasze przygotowania do meczu z nimi. Na mecz derbowy z Schalke, który grali pomiędzy spotkaniami z nami dokonali aż ośmiu zmian w składzie. Zremisowali 2:2, ale decyzja ta była głośno dyskutowana. Takie decyzje są w porządku tylko jeśli wygrasz następne spotkanie. Przegrali na Anfield i teraz jest: „okej, oddaliśmy derby żeby wygrać z Liverpoolem, ale przegraliśmy z Liverpoolem”. To nie ma sensu. Taka jest presja na menedżerze, który musi podejmować takie decyzje.
KR: Mamy trochę problemów z kontuzjami, brak Seamusa Colemana jest dużym ciosem.
JK: To niesamowicie utalentowany skład ofensywnie. W defensywie mają Johna Stonesa i kilku innych utalentowanych graczy.
KR: Brak Jagielki będzie ogromną stratą.
JB: Strzelił tą niesamowitą bramkę w ostatniej minucie na Anfield rok temu…
JK: Wprowadzić kogoś po kontuzji ścięgna aby zagrał dwa mecze w ciągu czterech dni byłoby bardzo trudno. Nie możesz po prostu klepnąć go w plecy i krzyknąć: 'Go! Go!'. Musisz zdecydować co wybrać, to część tej pracy.
Dokonaliśmy wielu zmian w składzie na Bournemouth tylko ze względu na ostatni mecz, nie przez zbliżające się derby. Nie powiedzieliśmy sobie, że musimy dać odpocząć piłkarzom przed derbami. Rytm jest dobry ale rozegraliśmy sam nie wiem ile spotkań w ciągu ostatnich czterech tygodni. Teraz mamy jeszcze cztery przed sobą. Na 100% czeka nas jeszcze 8 spotkań, wszyscy mamy nadzieję, że będzie ich 9. To oczywiste, że nie możesz cały czas korzystać z tych samych zawodników.
JB: Martwisz się przed meczem, Kev?
KR: Zawsze się martwię. Tak zostałem wychowany, żeby denerwować się przed derbami. Denerwuję się jeszcze bardziej oglądając je! Nie ma mowy, że pójdę na stadion. Jakbym miał oglądać mecz z wysokości trybun zostałby ze mnie tylko kłębek nerwów.
JK: Nie będzie Cię na Anfield?
KR: Nie, nie mam biletu.
JK: Jak wygląda Twoja statystyka oglądania wyjazdowych spotkań Evertonu? Jeśli jest źle to obiecuję, że jeszcze dzisiaj załatwię Ci bilet (śmiech). Jeśli jest naprawdę źle to osobiście zadbam o to, żebyś trafił na stadion.
JB: Moja kariera właściwie zakończyła się podczas derbów. Złamałem nogę podczas ćwierćfinału pucharu ligi na Goodison w 87. roku.
JK: Ile miałeś wtedy lat?
JB: 23.
JK: Tak młodo…
KR: To był zły wślizg… To jedna z naprawdę tragicznych kontuzji jakie pamiętam z derbów.
JB: W tamtych czasach złe wślizgi zdarzały się często, nie mówię nawet o tym swoim, tak po prostu było, ktoś mógł zostawić nogę na murawie. Tak się wtedy grało. Teraz piłkarze są chronieni przez arbitrów i jest to dobra droga.
JK: Dzisiaj piłkarze łapią inne kontuzje, głównie problemy mięśniowe. Nie pamiętam żebyśmy mieli jakąś kontuzję z powodu ostrego wejścia, głównie problemy sprawia nam intensywność treningu, ścięgna, mięśnie. Kiedy mój ojciec grał w piłkę…
KR: Czemu patrzysz na mnie? (śmiech)
JK: Sorry! W tamtych czasach wielu graczy grało bez więzadła w kolanie. Nikt nie wiedział o takiej kontuzji, po prostu myśleli: 'to kolano nie jest już tak dobre, ale dalej działa'. Dzisiejsza medycyna pozwala znaleźć wszystkie te drobne rzeczy, a jeśli o czymś wiesz to się tym martwisz. Kiedy już się tym martwisz, to musisz dać piłkarzowi odpocząć. Tak to wygląda.
Rzecznik prasowy LFC Matt McCann: Nie chciałbym przerywać, ale wiem, że menadżer musi stawić się na spotkaniu ze swoim sztabem przed meczem tak więc… Nie chciałbym, żebyś został ukarany…
JK: Spoko! Mogą zaczynać beze mnie. Kontynuujmy…
JB: Nie rozegrałem aż tylu spotkań derbowych co Kevin, ale wiem, że wygrałem o trzy więcej niż przegrałem!
KR: Ja wystąpiłem w derbach 32 razy…
JK: 32 razy w derbach?!
KR: Oba kluby były bardzo mocne w tamtych czasach, więc często spotykaliśmy się w pucharach. Był też ten głupi Simod Cup!
JB: Masz na myśli Screen Sport Super Cup. Kiedy byliśmy zawieszeni w Europie, liga zorganizowała turniej dla sześciu angielskich drużyn, które powinny reprezentować Anglię w europejskich pucharach. Graliśmy dwumecz z Evertonem w finale. Nie musisz mi dziękować za przypomnienie… (Liverpool wygrał dwumecz 7:2)
KR: Nigdy Ci nie podziękowałem! We wczesnych latach 80. nie mieliśmy tak dobrej drużyny jak Liverpool. Derby były ostrzejsze ponieważ Liverpool odnosił sukcesy, a my nie. Potem my też staliśmy się mocną drużyną i rywalizowaliśmy jak równy z równym. Pamiętam jak wygraliśmy 2:1 w pucharze na Goodison w 1981. Możliwe, że to były moje pierwsze derby. W tamtych czasach połowa stadionu to byli kibice Liverpoolu, a połowa kibice Evertonu.
Imre Varadi strzelił zwycięską bramkę i pobiegł świętować, ale w miejscu gdzie zwykle siedzieli fani Evertonu było pełno kibiców The Reds! Chwilę potem oberwał wielkim kawałem ciasta prosto w twarz!
JK: (Śmiech)
KR: Powinieneś obejrzeć nagranie!
JK: Wciąż jest tak agresywnie?
JB: Wciąż może być.
JP: Od czasów powstania Premier League w meczach Evertonu z Liverpoolem było 20 czerwonych kartek, więcej niż w jakiejkolwiek innej rywalizacji.
JK: Tak samo było w Dortmundzie zanim tam trafiłem. Dortmund - Bayern, Dortmund - Schalke, zawsze więcej czerwonych kartek niż średnia krajowa. My nigdy tego nie mieliśmy. Jeśli mam być szczery, nie lubię tego typu „pokazywania gotowości”. Jeśli jesteś zbyt agresywny to jesteś gotowy zranić siebie, a nie przeciwnika. Tak ja to odbieram. Musisz biegać więcej, tak, musisz walczyć mocniej, ale głupi faul zawsze pozostanie głupim faulem i wylatujesz z boiska. W jaki sposób ma to pomóc? Jeśli zostajesz legendą wśród fanów bo „zabrałeś jednego ze sobą” to ja już nic nie rozumiem.
JB: W tamtych czasach po wygranych derbach szedłeś w miasto świętować. Jeśli przegrałeś, zapadałeś się pod ziemie i chowałeś przed ludźmi. Nie chciałeś pokazywać swojej twarzy.
KR: Przez kilka tygodni!
JK: Ja nie mam tego problemu. W sobotę gramy z Newcastle, jeśli któryś z moich piłkarzy pójdzie świętować po derbach to chcę o tym wiedzieć. (śmiech)
KR: Nie ma zbyt wielu miejsc w których mógłbyś świętować w środowy wieczór.
JK: Jestem pewny, że coś by znaleźli! To była przyjemność móc Was poznać, dziękuję.
Komentarze (0)