Od nomady do magika
Philippe Coutinho dołączył do Liverpoolu jako młody chłopak z kręconymi włosami. Na Anfield urósł do roli magika, pod wodzą Jürgena Kloppa stając się jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.
Dzień po rozbiciu Crystal Palace drużyna zebrała się w Melwood na rutynowe pomeczowe rozbieganie. Jürgen Klopp był oczywiście w świetnym nastroju. Jego drużyna strzeliła cztery bramki, wydłużyła serię spotkań bez porażki do jedenastu i zaprezentowała porywająca, ofensywną piłkę. Menedżer Liverpoolu na każdym kroku podkreślał, że jego zawodnicy byli prawdziwą drużyną.
- Coutinho! - powiedział kiwając głową z podziwem i entuzjazmem, powtarzając jego nazwisko dla uzyskania lepszego efektu - Coutinho!
To tylko pokazuje jaki wpływ na grę drużyny ma Brazylijczyk. Jego występ przeciwko Palace, z dwiema asystami i fenomenalnym "no look passem", był kolejnym popisem w sezonie, który staje się jego najlepszą kampanią od czasu transferu na Merseyside. Coutinho pokazywał ogromny potencjał od samego początku kariery na Anfield, gdzie trafił w styczniu 2013 roku. Teraz widzimy, że zrealizował swój potencjał zarówno w klubie, jak i reprezentacji - spójrzcie tylko na potężny strzał w meczu z Argentyną, który zainspirował Brazylię do osiągnięcia imponującego zwycięstwa.
To dlatego Coutinho, ochrzczony przez Daniela Sturridge'a "Davidem Blainem" (Amerykański magik, iluzjonista i kaskader - przyp. tłum.) obudził się w piątek i na okładce Katalońskiego Sportu ujrzał nagłówek "Objetivo Coutinho". Gdy grasz na takim poziomie, dostrzegają to najlepsi na świecie.
Szybko zbliża się do szczytu swoich umiejętności, jego kontrakt obowiązuje jeszcze przez trzy i pół roku, a Liverpool ma zamiar budować drużynę wokół Coutinho, Roberto Firmino i Sadio Mané, którzy podobnie jak on sieją popłoch wśród obrońców rywali.
Kto by pomyślał, że Liverpool mógł nabyć takiego zawodnika za zaledwie osiem milionów funtów, wygrywając rywalizację o Coutinho z Southampton w pierwszym sezonie Brendana Rodgersa na Anfield. Wtedy był tylko chłopcem z kręconymi włosami, mającym w perspektywie zostanie piłkarskim nomadą.
Jego podróż z Brazylii do Europy zaczęła się w 2008 roku, kiedy to Inter Mediolan doszedł do porozumienia z Vasco Da Gama. Szkoleniowcem Włochów był wtedy José Mourinho, ale Coutinho nie miał okazji z nim współpracować z racji zawartego w umowie okresu wypożyczenia do Vasco.
- Trenowałem z nimi dwa dni gdy przyleciałem podpisać kontrakt. Spotkałem go (Mourinho) wtedy i rozmawialiśmy kilka razy. Był pomocny ponieważ mówił po portugalsku. Powiedział mi żebym był sobą i robił wszystko by osiągnąć swój cel. Nie mieliśmy okazji do dłuższej współpracy gdyż odszedł latem.
- Do klubu przyszedł Benítez. Również był bardzo pomocny. Pozwolił mi uwierzyć w siebie. Podobały mi się treningi, miał dobre podejście do swojej pracy.
Pobyt Beníteza w Mediolanie był jednak krótki, a Coutinho nie błyszczał tak, jak oczekiwali od niego Nerazzuri. Został w końcu wypożyczony do Espanyolu, gdzie miał dobry sezon pod wodzą Mauricio Pochettino. Liverpool śledził jego postępy i wykorzystał okazję do pozyskania Brazylijczyk na początku kariery Rodgersa w klubie, który miał ogromny wpływ na karierę Coutinho. Jego początek w Premier League nie był najlepszy, miał problem z przystosowaniem się do twardego stylu gry w Anglii. Rodgers, w przeciwieństwie do poprzednich menedżerów Coutinho, wykazał się jednak cierpliwością.
- Dał mi szansę do gry i czas na adaptację. Na początku było ciężko. Poziom fizyczności jest zaskakujący, ale nie chodziło tylko o to. Problemem jest także szybkość gry, jest on bardzo intensywna. Nawet na chwilę nie można się rozluźnić.
Mimo wszystko Coutinho od początku czuł się tu jak w domu. Pamięta jak wszedł do Melwood i zobaczył puchar Ligi Mistrzów, który Liverpool zdobył w Stambule, a także rozmowę ze Stevenem Gerrardem o tym, jak w wieku dziesięciu lat oglądał w Rio ten niesamowity mecz z Milanem.
Miał Lucasa Leivę, Luisa Suáreza i Sebastiána Coatesa, z których rodzinami regularnie organizowali południowoamerykańskie spotkania, dzięki czemu Coutinho i jego żona Aine nie tęsknili za domem. Cztery lata później czują się w Liverpoolu jak u siebie.
Komfortowe warunki poza boiskiem uwidaczniają się w jego występach na nim, uzyskał też dzięki temu cechę wszystkich najlepszych piłkarzy - stabilną formę. Wcześniej zaliczał asystę lub bramkę co kilka tygodni, teraz robi to praktycznie w każdym meczu.
Co więcej, wysoką formę utrzymuje także na wyjazdach. Coutinho miał problemy w meczach poza Anfield, ale od przyjścia Kloppa zdołał zadecydować o losach spotkań na Stamford Bridge, Emirates i w meczu Ligi Europy na Old Trafford. W tym sezonie jego gole i asysty dały Liverpoolowi już dziesięć punktów, co pokazuje, że jest kluczowym elementem drużyny. Musimy jednak pamiętać, że grając z numerem 10 na plecach wciąż nie osiągnął jeszcze tyle co poprzednie "dziesiątki" Liverpoolu, jak chociażby John Barnes - dwukrotny mistrz kraju - czy Michael Owen, który zdobył z Liverpoolem trzy puchary w 2001 roku i wygrał Złotą Piłkę.
Do tych standardów musi dążyć Coutinho, a jego przeciętny występ z drugiej połowy finału Ligi Europy z Sevillą w maju wciąż denerwuje niektórych fanów Liverpoolu.
- W wieku 20 lat wygrałem Mistrzostwa Świata U-20 z Brazylią w Kolumbii. Gdy byłem w Interze wygrali Klubowe Mistrzostwa Świata i Superpuchar Europy, ale nie miałem okazji wtedy grać. Chcę zdobyć dla siebie trofeum.
Jeśli utrzyma swoją obecną formę będzie bliski zrealizowania swoich marzeń, a Klopp będzie musiał porzucić zasadę o niewyróżnianiu pojedynczych zawodników.
Dominic King
Komentarze (0)