Fragment 'Futbonomii'
Cały piłkarski świat żyje wtorkowym pogromem na Parc des Princes, gdzie Paris Saint-Germain dosłownie rozniósł FC Barcelonę 4:0. Co ciekawe, Simon Kuper i Stefan Szymański przewidzieli w „Futbonomii”, że wkrótce sukcesy na arenie międzynarodowej zaczną odnosić kluby z Paryża i Londynu, stając się głównymi rywalami m.in. Liverpoolu. Przeczytajcie fragment książki pod naszym patronatem, która dziś ma swoją polską premierę!
Istnieje zaledwie kilku gigantów w rodzaju Moskwy, Stambułu, Paryża i Londynu. Można by się spodziewać, że w tych wielkich miastach powstaną największe kluby, ale do 2012 roku żadna drużyna z tych miast ani razu nie zwyciężyła w Lidze Mistrzów.
Wkrótce jednak mogą zacząć wygrywać. Futbol się zmienia. Ponieważ faszystowscy dyktatorzy nie ingerują już w jego działanie, piłka nożna coraz bardziej przypomina wolny rynek, a zawodnicy mogą zmieniać kluby prawie całkiem swobodnie. Najlepsi z nich trafiają ostatecznie na największe rynki, tak samo jak dzieje się to w amerykańskim baseballu. Należałoby więc się spodziewać, że hierarchia w europejskiej piłce nożnej również ulegnie zmianie: po panowaniu stolic dyktatorskich krajów, średniej wielkości miejscowości prowincjonalnych i dużych pozastołecznych miast na szczyt wejść powinny w końcu Londyn, Moskwa i Paryż.
Moskwie może się to udać, ponieważ jest największą europejską stolicą niedemokratycznego kraju. Zasoby Rosji skupiane są w jej centrum, a pod ziemią znajdują się duże zapasy ropy i gazu. Paryż może zacząć wygrywać, ponieważ ma blisko 12 milionów mieszkańców, wielu potencjalnych sponsorów i tylko jeden klub piłkarski grający w pierwszej lidze – Paris Saint-Germain, przez lata prowadzony w koszmarny sposób i przejęty niedawno przez Katarczyków, którzy zamienili ropę naftową na piłkarzy. Z kolei po wygranej Chelsea z Bayernem w rzutach karnych w 2012 roku Londyn już to osiągnął. (Jest to jedno z naszych przewidywań, które trafnie sformułowaliśmy w wydaniach książki z 2010 i 2012 roku. Napisaliśmy wtedy, że „być może już wkrótce” Arsenal albo Chelsea „zostanie pierwszą londyńską drużyną z Pucharem Europy”).
Nie jest zaskoczeniem, że Londyn w końcu wysunął się na czoło rankingu miast piłkarskich. Nawet po kryzysie brytyjskich banków posiada on najbardziej prężną lokalną gospodarkę w Europie. W mieście działają dwa spośród największych europejskich klubów piłkarskich i prawdopodobnie mogłoby działać jeszcze więcej. Pokazuje to skalę zmian. (…)
Kiedy Roman Abramowicz postanowił kupić klub piłkarski, było bardziej prawdopodobne, że zdecyduje się na Chelsea z miasta, w którym osiadł, niż na przykład na Bolton. Kiedy amerykański milioner Shahid Khan kupił Fulham w 2013 roku, liczyło się dla niego to, że był to klub z Londynu. Nawet Queens Park Rangers należy do Malezyjczyka Tony’ego Fernandesa i Hindusa Lakshmiego Mittala, zajmującego 44. miejsce na liście najbogatszych osób świata magazynu „Forbes” i mieszkającego oczywiście niedaleko siedziby klubu w Kensington. To prawda, że inni bogaci obcokrajowcy kupili również Liverpool, Manchester City, Blackburn i Aston Villę, ale Londyn wciąż jest dla miliarderów trochę bardziej pociągający.
Niektóre największe pozastołeczne kluby – przede wszystkim Manchester United, Bayern i Barcelona – wypracowały sobie tak silne marki, że powinny utrzymać się na szczycie europejskiego futbolu. Ich nowymi rywalami najprawdopodobniej nie będą już jednak inne pozastołeczne kluby, ale drużyny z Londynu i Paryża. Po sezonie 2012/2013 firma doradcza Deloitte umieściła Paris Saint-Germain, Chelsea i Arsenal wśród ośmiu europejskich klubów o najwyższych przychodach – licząc również dodatkowe pieniądze otrzymane przez nie od Abramowicza czy Katarczyków.
Posiadanie swojej siedziby w gigantycznym mieście zaczyna w końcu odgrywać strategiczną rolę dla klubów piłkarskich. Przed rokiem 2006 żaden londyński zespół nie doszedł do finału Ligi Mistrzów. W latach 2006– 2012 Arsenalowi udało się to raz, a Chelsea dwukrotnie – w tym raz zakończyło się to zdobyciem trofeum. Jeśli nie będziemy ostrożni, wkrótce to jedno miasto zdominuje wszystkie dziedziny życia Brytyjczyków.
„Futbonomii” szukaj TUTAJ oraz w salonach Empik w całej Polsce.
O książce:
Gdyby Nicolas Anelka przeczytał Futbonomię, to Chelsea, a nie Manchester United, zwyciężyłaby w finale Ligi Mistrzów w 2008 roku. Gdyby trenerzy wiedzieli, ile strzałów z dystansu w Premier League znajduje drogę do siatki, pewnie by ich zakazali. Gdyby biznesmeni sięgnęli po tę pozycję, nigdy nie kupiliby klubu piłkarskiego, bo zwyczajnie nie da się na nim zarobić…
Wydaje się, że o współczesnym futbolu – rozkładanym codziennie na czynniki pierwsze – wiemy wszystko. Simon Kuper ze Stefanem Szymańskim udowadniają, że to tylko pozory. Spoglądając na piłkę z perspektyw, o których wcześniej nikt nawet nie pomyślał, dochodzą do rewolucyjnych wniosków.
Dlaczego skauci najczęściej wybierają blondynów? Co sprawiło, że Olympique Lyon przestał wygrywać? Dlaczego wkrótce drużyny z Londynu, Moskwy i Paryża zaczną dominować w Lidze Mistrzów? Nieważne, czy jesteś właścicielem, trenerem, skautem, sędzią czy po prostu zwykłym kibicem – musisz sięgnąć po tę książkę.
Dzięki niej spojrzysz na futbol z zupełnie nowej strony.
Autor: Simon Kuper, Stefan Szymański
Tytuł oryginału: Soccernomics
Data wydania: 15 lutego 2017
Cena okładkowa: 39,90 zł
Liczba stron: 512
Komentarze (4)
Drogą na szczyt wg. Futbonomi nie są transfery, ale wysokie pensje dla zawodników. Mało zmian, wstrzemięźliwość transferowa. Kupowanie zawodników 20-22, z krajów które nie są utożsamiane z futboolem.
Czytając tą książkę można zobaczyć w jakim miejscu jest Liverpool i dlaczego postępuje zupełnie inaczej niż wiele klubów piłkarskich. Jednym zdaniem: widać rękę Amerykanów. Jestem optymistycznie nastawiony.