Czy Can ma przyszłość w klubie?
Ian Doyl przyjrzał się dokładniej formie i ostatnim poczynaniom młodego Niemca i podjął się rozważań nad tym, jaka jest przyszłość tego piłkarza w barwach Liverpoolu.
Zdaniem wielu Emre Can w sobotę miał szczęście, że dotrwał w sobotę do końcowego gwizdka. Jednak czy można już powiedzieć, że jego czas w Liverpoolu powoli dobiega końca?
Od momentu swojego przyjścia do klubu z Bayeru Leverkusen w 2014 r., ma on swoich zwolenników, jak i przeciwników. Już od pierwszych dni pojawiały się głosy porównujące go do Dietmara Hamanna. Hamann, tak samo jak Can, zaczynał karierę w Bayernie Monachium.
Były piłkarz Liverpoolu widział to wszystko nieco inaczej:
- W pewnym momencie Stevie zawiesi buty na kołku i Emre może zostać jego następcą.
Sam zainteresowany z kolei udzielił takiej wypowiedzi kilka miesięcy po tym, jak dołączył do Liverpoolu:
- Środek pomocy to pozycja, na której czuję się najbardziej komfortowo i na której mogę się najbardziej rozwinąć. Mam nadzieję, że będę grał podobnie do Gerrarda.
Życie pokazało, że oczekiwania obu Panów się nie spełniły.
Brendan Rodgers przesunął go do roli stopera oraz, co było katastrofalną decyzją, także do roli prawego obrońcy. Ten sam Rodgers, który nazwał go Rolls Royce’em linii pomocy. Przyjście Jürgena Kloppa dało Canowi same korzyści.
Jednym z pierwszych zadań Kloppa było przywrócenie Cana do pomocy. Jako piłkarz grający od jednego pola karnego do drugiego pokazał wtedy przebłyski tego, że może dać trochę tej samej energii, którą dawał Steven Gerrard.
Swoim występem w słynnym meczu na Anfield z Borussią Dortmund dał każdemu poczucie, że Can naprawdę zaczął grać.
Jednak od tego spotkania Can popadł w stagnację.
Kontuzja i kac po Euro 2016 sprawiły, że w wyjściowej jedenastce pojawił się tylko raz w ciągu dwóch pierwszych miesięcy sezonu. Klopp natomiast swoimi ruchami transferowymi pokazał, że kieruje swoje plany w stronę bardziej atletycznej i szybkościowej ofensywy.
Can nie gra w ten sposób. Wprawdzie jesienią strzelił trzy bramki w sześciu meczach, ale jego natura częściej stawała w sprzeczności z tym, czego wymagał Klopp. Przynajmniej było tak wtedy, kiedy kazano mu realizować bardziej ofensywne zadania.
Ostatnie mecze mogą sugerować, że Can lepiej czuje się na nieco głębiej ustawionej pozycji czyli tam, gdzie był desygnowany do gry z uwagi na nieobecność kapitana Jordana Hendersona.
Can był najlepszym piłkarzem Liverpoolu w koszmarnie zagranym przez piłkarzy meczu z Leicester. Nawet w drugiej połowie zdołał asystować przy bramce na pocieszenie, którą zdobył Philippe Coutinho. Niemiec grał wtedy jako jeden z trzech obrońców w nowym ustawieniu. W meczu z Arsenalem również zaimponował swoją grą. Zdołał świetnie zminimalizować zagrożenie, jakie stanowiła gra w powietrzu Olivera Giroud.
Wrażenie mógł zrobić również jego taktyczny faul na Alexisie Sánchezie, który był przykładem „ciemniejszej strony Liverpoolu”. Zdaniem wielu The Reds w tym sezonie są zbyt mili dla przeciwników i czegoś takiego właśnie im brakowało.
Widoczne to było również wtedy, kiedy jego „uraz” pozwolił mu uniknąć bardzo prawdopodobnej drugiej żółtej kartki za faul wymierzony w Walcotta.
Łatwo zapomnieć również, że Can ma dopiero 23 lata. „Młody” Kevin Stewart jest od niego starszy.
Jednak impas w sprawie nowego kontraktu Niemca nadal nie został przełamany i obecnie zostało mu 18 miesięcy aktualnej umowy. Can ma tylko 11 spotkań w tym sezonie, w których może udowodnić, że jest zawodnikiem nadającym się do uwzględnienia w długoterminowych planach Kloppa.
Bossa czeka tego lata spory orzech do zgryzienia. Rolls Royce Liverpoolu zaczął wchodzić na obroty, ale czy nie nastąpiło to nieco zbyt późno?
Ian Doyle
Komentarze (7)
Szczerze przez tę niestabilność emocjonalną kibiców i dziennikarzy staram się łapać już chyba zbyt duży dystans, bo i meczami zaczynam ledwie się jarać. A tak fajne i ciekawe czasy mamy w Premier League i u nas w klubie.