Warto postawić na atak
Dla Jürgena Kloppa oglądanie Liverpoolu próbującego bronić, musi w ostatnich kilku tygodniach być porównywalne do porwania przez sadystę, który przypiął cię do krzesła z bombą tykającą bezpośrednio na twoich kolanach. Być może zapalnik uruchomi się przed końcowym gwizdkiem, a może nie. Kto wie? Jedyne co możesz zrobić, to czekać.
W sobotni wieczór na King Power Stadium Leicester wywalczyło rzut wolny w ostatniej minucie doliczonego do drugiej połowy czasu gry. Kamera przy linii bocznej skierowała się na Kloppa, żeby zarejestrować jego reakcję. Menedżer Liverpoolu zburzył przysłowiową czwartą ścianę, posyłając w stronę obiektywu nerwowy uśmiech. Każdy wiedział, co się za chwilę wydarzy.
Jednak tym razem pesymiści się pomylili. Liverpool wybronił stały fragment gry i wygrał spotkanie 3:2.
Po wszystkim Klopp przyznał: – Wierzymy w to, że jesteśmy na dobrej drodze, ale jesteśmy w pełni świadomi tego, że musimy poprzeć to wynikami, żeby wszystkich przekonać.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni wielu ekspertów podpowiadało, że Klopp nie wie, w jaki sposób może zorganizować swoją obronę. Jego uwagi na temat wykazania się wynikami sugerują, że rozumie angielską publikę. W Anglii mało kto przykłada wagę do tego, co tak naprawdę dzieje się na boisku. Dużo łatwiej spojrzeć na końcowy rezultat i tylko na tym oprzeć całą swoją wypowiedź.
Jest jasne, że Liverpool traci zbyt wiele goli. Po sześciu kolejkach Premer League dali sobie już wbić 11 bramek. Tylko Crystal Palace, West Ham i Leicester straciły więcej, a te drużyny są w dolnej piątce.
Niemniej ci, którzy twierdzą, że Klopp nie potrafi zorganizować swojej obrony powinni wyjaśnić, w jaki sposób tak rozregulowana jakoby obrona dopuszcza przeciwników do tak niewielu strzałów na bramkę. Liverpool jest na drugim miejscu, tylko za Manchesterem City, gdy idzie o liczbę strzałów w kierunku ich bramki.
Dzieje się tak dlatego, że Klopp – podobnie jak Pep Guardiola – jest jednym z tych szkoleniowców, którzy wierzą, że najlepszym sposobem na obronę jest gra na połowie przeciwnika, z dala od swojej bramki. System ten zdaje się sprawdzać, gdyż Liverpool obok City oddał też najwięcej strzałów na bramkę rywali.
Nie zmienia to faktu, że menedżerowie wybierający ten styl rzadko otrzymują wyrazy uznania za dobre bronienie. Kiedy system działa, drużyna przeciwna niemal nie zbliza się do bramki, wygląda jakby zwyczajnie grali kiepsko. Nikt nie nagradza za obrony i wślizgi, których nie musiałeś wykonać.
Angielski futbol nagradza poprzez „Punkty Dobrej Obrony” te rzeczy, które przyprawiają fanów o ekscytację: spektakularne parady, wślizgi w ostatnim ułamku sekundy, atletyczne pojedynki główkowe. Fakt, że jeśli musisz się uciekać do takich zachowań, to utraciłeś wcześniej kontrolę nad meczem, zdaje się nikogo nie martwić.
Problem Liverpoolu w tym sezonie tkwi w tym, że kiedy dopuszczają przeciwników do sytuacji bramkowej, najczęściej jest to sytuacja 100-procentowa. Pozwolili dotąd na dziewięć strzałów z własnego pola bramkowego, z czego pięć znalazło drogę do bramki. Tylko Bournemouth ma pod tym względem gorszą statystykę, a żaden zespół nie stracił tylu goli z własnej „piątki”.
W minionym sezonie Liverpool lepiej bronił wspomnianych 100-procentowych szans. Dopuszczali do nich z około połowę mniejszą częstotliwością – 26 strzałów z pola bramkowego przez cały sezon. Dla porównania Chelsea zanotowała w tej statystyce 22 punkty, a Manchester United 25.
Co prawda Liverpool stracił w tych sytuacjach znacznie więcej bramek – 11 przy zaledwie dwóch Chelsea czy siedmiu United. Jednak to już kwestia wpływu na grę bramkarzy klasy światowej jak Thibaut Courtois czy David de Gea.
Mimo tego Klopp pozał już, że potrafi zorganizować obronę w przyzwoitym stopniu, więc jeżeli w tajemniczych okolicznościach nie zapomniał przez lato, jak się to robi, niedawna zapaść musi mieć jakieś wyjaśnienie. Na myśl przychodzi przede wszystkim to, że Liverpool od dłuższego czasu radzi sobie bez swoich dwóch podstawowych bocznych obrońców z poprzedniego sezonu. Nathaniel Clyne jest kontuzjowany, zaś James Milner oświadczył, że nie chce dłużej grać jako lewy obrońca.
Jest także odmienne podejście do obrony, które oznacza cofnięcie się bliżej własnej bramki i koncentrację zawodników za linią piłki. Klopp mógłby tak zrobić i zapewne zebrałby pochwały za uszczelnienie formacji, jednak jednocześnie byłaby to najgorsza rzecz, jaką może dziś zrobić. W historii Liverpoolu było już kilku takich menedżerów, jednak ich metody niekoniecznie przyniosły sukces.
Gérard Houllier i Rafael Benítez spędzili na Anfield po sześć lat. Houllier ustawiał tuż przed czteroosobową linią obrony Dietmara Hamanna. Jego drużyna zawsze miała za linią piłki sześciu zawodników.
Benítez miał nieco bardziej swobodne podejście do bocznych obrońców przekraczających linię środkową boiska, jednak w tym samym czasie lubił ustawienie z dwoma defensywnymi pomocnikami. Zespoły Houlliera zdobywały średnio 61 bramek, tracąc 37, zaś Beníteza odpowiednio 62 i 30. Żaden z nich nie zdołał sięgnąć po triumf w lidze, zwyczajnie dlatego, że nikt nie wygrywa ligi, strzelając ledwie 62 bramki.
Pierwszy pełen sezon Liverpoolu pod wodzą Kloppa zakończył się z wynikiem 78 strzelonych bramek (drugi w historii Premier League w wykonaniu klubu) I 42 straconych. Jest to obiecujący czynnik, gdyż angielskie rozgrywki zdają się promować bramkostrzelne drużyny. W 14 przypadkach na 22 mistrzem zostawała drużna z największą liczbą strzelonych bramek, jednak to samo można powiedzieć o zaledwie dziewięciu z 22 najmniej tracących zespołów. Szanse Liverpoolu na sukces rosną, jeżeli skupią się na grze na połowie rywala, raczej niż cofając się pod własną bramkę i licząc, że uda się przetrwać.
Komentarze (11)
Podsumowując - transfery, transfery i jeszcze raz transfery, Panie Klopp.
Ale u nas z bardzo dobrego 2:0 robi się niebezpieczne 2:1, z 3:1, w ciągu pięciu minut, 3:2 i karny dla rywali. To jest wprost nie do uwierzenia. Nie wiem czy to jest problem w głowach zawodników, że jak tylko mamy jakąś przewagę bramkową to oni podświadomie chcą kurwa podkręcić zajawkę żeby były większe emocje :D ?
W przyszłym roku mistrzostwa świata. Zapewne dojdzie do zmiany trenera reprezentacji Niemiec. Możliwa jest także zmiana na stanowisku trenera z Monachium. I może się okazać, że LFC będzie szukać nowego trenera.
Najważniejsze jest aby drużyna zajęła w tym sezonie przynajmniej czwarte miejsce w lidze, LM to na razie tylko miły dodatek.