Historia projektu BOSS w USA
Chcą śpiewać, tańczyć, dobrze się bawić i czuć, że są częścią czegoś wielkiego. Z pomocą Jamiego Webstera projekt BOSS Night z motywem przewodnim the Reds mógł zostać zrealizowany, a etos rodziny Liverpoolu został przeniesiony z Anfield do Stanów zjednoczonych, gdzie ekipa Kloppa przebywała na obozie szkoleniowym.
Kibice byli z zespołem nie tylko podczas spotkań z Borussią Dortmund, Manchesterem United i Manchesterem City, ale bawili się także we wspólnym gronie po zakończonych spotkaniach. Według Webstera postawa zawodników na boisku nie miała znaczenia, bo to było także święto dla sympatyków the Reds, a jego słowa podobnie jak jego piosenek zabrzmiały zaskakująco prawdziwie, bowiem przyszli oni tłumnie posłuchać utworów głównie związanych z Liverpoolem.
- Mecze są tylko małą częścią naszego dnia. To nieistotne czy przegramy 2:0, czy wygramy 3:0, BOSS Night się odbędzie, a fani będą się cieszyć i bawić we wspólnym gronie. Jesteśmy rodziną, nie ważne czy jesteś z Północnej Karoliny, z Azji czy z Australii, możesz wejść do klubu tak samo jak ktoś z Halewood, Bootle czy Kirkby. Wszyscy jesteśmy tego częścią, jesteśmy jak jeden gang, dla którego kultura Scouserów jest najważniejsza.
Podróż projektu BOSS rozpoczęła się w 2007 roku, kiedy to narodził się pomysł platformy dla kultury piłki nożnej i muzyki, którą kibice naturalnie noszą w sercu. Popularność BOSS wzrosła wraz z odradzaniem się formy the Reds na boisku, a nowe pokolenia fanów mogły czerpać radość z pięknych europejskich nocy w Moskwie, Mariborze, Sevilli, Porto, Manchesterze, Romie i Kijowie. Nowe miejsca, nowi przyjaciele, nowi bohaterowie, nowe przyśpiewki. Allez, Allez, Allez stało się główną przyśpiewką zrzeszającą ogromne rzesze kibiców i chociaż drużyna Jürgena Kloppa odpadła z Ligi Mistrzów w finale po starciu z Realem Madryt to impreza w Parku Szewczenki trwała kilka godzin przed i po rozpoczęciu zmagań, a wspomnienia kibiców z tych uroczystości zostaną w ich głowach na zawsze, wliczając w to wynik spotkania.
- Kijów był dla nas dużym sukcesem, prawdopodobnie towarzyszyło nam tam więcej fanów niż kiedykolwiek, atmosfera była genialna. Gdy kurz już opadł kontynuowaliśmy z klubem rozmowę na temat tego jak możemy to powtórzyć i jak mogłoby to wyglądać. Klub odniósł sukces, my także, zauważyli także rozrost kultury związanej z the Reds, postanowili nam zaufać. Nie byliśmy proszeni o kompromis, nie stawiano nam warunków, po prostu dano nam wolną rękę.
Dzięki tej decyzji Nicolson i Webster w zeszłym miesiącu postanowili wylecieć do Charlotte i zorganizowali serię imprez fanowskich w ciągu ośmiodniowego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Ich cel był prosty, zapoznać ludzi z kulturą Scouserów. Po zakończeniu misji wrócili oni do swoich codziennych obowiązków, bowiem Webster jest elektrykiem.
- Jesteśmy normalnie pracującymi ludźmi, jestem tylko fanem Liverpoolu, który ma wiele pasji do muzyki i do klubu. Kocham miasto i ten klub. Nicolson do wypowiedzi kolegi dodał - Zabrzmi to banalnie, ale kibice Liverpoolu są inni. Nasze wsparcie i nasza miłość do klubu wykracza poza to, co dzieje się na boisku. Fantastyczna atmosfera panuje także podczas tras na mecze, przed oraz po meczu, nie tylko w czasie trwania spotkania. Jeśli fani z całego świata chcą poczuć trochę tej magii to świetnie dla nich. Chcemy tylko pokazać jaką pasję w sobie posiadają kibice Liverpoolu, szerzmy ją wspólnie.
Źródłem tej magii jest Liverpool, ale jej siła rozprzestrzeniła się na cały świat. Webster stwierdził, że nawet nie ma wymyślonego własnego autografu, jednak miał wiele okazji do jego wykształcenia podczas, gdy lokalni fani wielokrotnie prosili o jego podpis. Po wydarzeniach w Kijowie w skrzynce Nicolsona czekała na niego wiadomość, jeden z fanów prosił o potwierdzenie nazwy jednej z przyśpiewek śpiewanej w Parku Szewczenki.
- O to właśnie w tym wszystkim chodzi, nie o projekt BOSS, chodzi o szerzenie naszej kultury Scouserów. Chcemy przekazać to ludziom na całym świecie, chcemy aby czuli się tego częścią, każdy może do nas dołączyć.
Sam menadżer Liverpoolu przyjął zaproszenie w Michigan. Po treningu zespołu przed spotkaniem z Manchesterem United, Klopp dołączył do małego zgromadzenia fanów, którym przygrywał Webster. Gdy muzyk tylko odzyskał świadomość tego, co właśnie się dookoła niego dzieje zaczął śpiewać Allez, Allez, Allez. Na przyłączenie się kibiców oraz Kloppa nie musiał długo czekać.
- Starałem się pokazać mój szacunek i podziw do tego przedsięwzięcia. Ta piosenka była naprawdę dużą częścią naszego ostatniego sezonu - wyjaśnił Klopp.
Komentarze (0)