Klątwa numeru jeden?
Alisson Becker już na samym początku sezonu pauzuje ze względu na uraz łydki. Mało tego, Brazylijczyk w ogóle dość pechowo wszedł w nową kampanię. Co ciekawe, wszystko to ma miejsce po symbolicznej zmianie numeru. Czy klub prześladuje zatem klątwa numeru jeden?
To póki co dziwny sezon dla Alissona Beckera.
Już minuty po powrocie do gry na końcowym etapie obozu przygotowawczego Alisson nie poradził sobie z prostym dośrodkowaniem podczas sparingu z Olympique Lyon i w efekcie sprokurował rzut karny.
Następnie przyszedł pierwszy mecz w rozgrywkach Premier League. Liverpool podejmował u siebie Norwich, a występ nowego numeru jeden The Reds został przedwcześnie przerwany przez uraz łydki, który wyeliminuje go z gry na kilka tygodni.
Obydwa zdarzenia miały miejsce krótko po tym, jak Brazylijczyk swoją dotychczasową 13-kę zamienił na numer 1.
Zbieg okoliczności? Bez wątpienia.
Jeśli jednak przyjrzeć się sprawie bliżej, okazuje się, że bycie pierwszym numerem na liście zawodników The Reds na przestrzeni ostatnich dekad wiąże się z pewnym zagrożeniem.
Alisson przejął 'jedynkę' po Lorisie Kariusie, który od roku przebywa na dwuletnim wypożyczeniu w Besiktasie Stambuł.
Niemiec udał się oczywiście do Turcji po to, żeby odbudować swoją karierę po osobistym koszmarze, jaki przeżył w finale Ligi Mistrzów z Realem Madryt w maju 2018 roku - wówczas w Kijowie po jego dwóch potwornych błędach The Reds przegrali 1:3.
Przed przyjściem do klubu Kariusa w lecie 2016 roku numer jeden pozostawał natomiast przez ponad rok nieobsadzony.
Simon Mignolet, podstawowy bramkarz Liverpoolu w latach 2013-2016, przez swoich sześć lat pobytu w klubie grał z numerem 22.
Poprzednią 'jedynką' był za to Brad Jones, który z numerem pierwszym grał w latach 2010-2014. W tym czasie wystąpił jednak zaledwie w 27 meczach, z czego najsłynniejszym był wygrany półfinał FA Cup z Evertonem na Wembley w 2012 roku. Warto dodać, że australijski bramkarz skorzystał wówczas na nieobecności Pepe Reiny i Alexandra Doniego.
Niemniej jednak to i tak dużo więcej niż 10 występów, które przez dwa i pół roku pobytu w klubie uzbierał Diego Cavalieri, będący zmiennikiem dla Pepe Reiny, który bronił w Liverpoolu z numerem 25.
Hiszpan zmienił w roli etatowego bramkarza The Reds Jerzego Dudka, który nosił bluzę z numerem jeden w latach 2002-2007, wygrywając w tym czasie Puchar Ligi i pamiętny Puchar Europy.
Jednak najwięcej występów w klubie, prezentując równą, wysoką formę, Polak zaliczył występując z numerem 12 w latach 2001-2002. Dudek pojawił się w zespole tego samego dnia, co Chris Kirkland, po tym, jak Sander Westerveld - klubowy numer jeden od 1999 roku - popełnił o jeden błąd za dużo w wyjazdowym meczu z Bolton Wanderers.
Westerveld wprawdzie zdobył tryplet pucharów sezon przed odejściem, mimo to jednak niewielu jest piłkarzy, którzy wylatywali z pierwszego składu z takim hukiem jak Holender.
Poza wymienionymi bramkarzami David James na początku długiej kariery i Bruce Grobbelaar, zbliżając się do jej końca, byli jedynymi bramkarzami z 'jedynką' w Liverpoolu od czasu wprowadzenia numeracji zawodników w 1994 roku.
Znakomita forma Alissona, kluczowa w drodze do zwycięstwa w minionej edycji Ligi Mistrzów, świadczy o tym, że jest on kolejnym ze znakomitych bramkarzy w bogatej historii The Reds. Jednak fakt przejęcia przez niego numeru jeden - jak pokazuje historia - może nieść za sobą pewne niebezpieczeństwo.
Ian Doyle
Komentarze (6)
Ponadto kazdy chyba slyszal o legendarnej,pilkarskiej klatwie Beli Guttmanna czyli lepiej byc ostroznym-:)
Ali da sobie rade.