Kiedy dyrektor się pomyli
Damien Comolli uważa, że Liverpool "zawiódł cały piłkarski świat”, zajmując się sprawą na linii Patrice Evra-Luis Suarez, kiedy przyjęto strategię o publicznym bronieniu Urusa. Były dyrektor sportowy Liverpoolu podkreśla wagę sprawy sprzed kilku lat, kiedy został poproszony o przypomnienie sobie najgorszego momentu w swojej karierze.
Francuz był dyrektorem klubu, kiedy Suarez został oskarżony o nadużycia rasowe wobec Evry podczas meczu Premier League przeciwko Manchesterowi United na Anfield w październiku 2011 roku.
Comolli uważa, że odwieczna rywalizacja z United zaciemniła obiektywny ogląd sprawy. Klub musiał poprzeć Urugwajczyka, pomimo udowodnionego przewinienia na tle rasowym. Przed meczem z Wigan Athletic, niedługo po incydencie, zawodnicy nosili koszulki "Suarez 7" wspierające napastnika, a klub nadal utrzymywał jego niewinność nawet po tym, gdy został uznany przez FA za winnego rasowego nadużycia wobec francuskiego obrońcy. Suarez otrzymał zakaz ośmiu gier, który klub skwitował określeniem "nadzwyczajny".
- Żałuję w zasadzie wszystkiego związanego z tą sprawą – stwierdził Comolli podczas rozmowy z The Athletic – żałuję naszej postawy, żałuję sposobu, w jaki do niej podeszliśmy, żałuję mojej reakcji na zakończenie postępowania FA. Siedziałem w siedzibie federacji przez dwa lub trzy dni. Nie zareagowałem dobrze, kiedy wydali wyrok, ponieważ nie byłem się w stanie na coś takiego zgodzić. Wtedy.
- To był chyba najgorszy moment w mojej karierze głównie z powodu frustracji. Odizolowaliśmy się od całego świata – kontynuuje były dyrektor.
- Powinniśmy byli skorzystać z porad zewnętrznych ekspertów, dodatkowych porad prawnych, ale także i PR-owych. Słów od kogoś, kto nie był częścią tej całej burzy medialnej, kto by powiedział - pomogę Wam, ale fakty nie są dokładnie zgodne z tym, co czujesz i nie są po Waszej stronie.
W tym sezonie były vice kapitan Liverpoolu Jamie Carragher publicznie przeprosił Evrę i opisał noszenie koszulki jako "ogromny błąd". Evra otrzymał również pisemne przeprosiny od obecnego dyrektora naczelnego – Petera Moore'a.
- Fakt, że był to gracz z Manchesteru United, prawie pogorszył nam sytuację tysiąc razy bardziej niż powinien – mówi Comolli.
- Zareagowaliśmy w najgorszy sposób, bo to był Manchester United, a w tle pobrzmiewała wciąż rywalizacja między ich oraz naszym klubem. Czuję, że nie zadbaliśmy o Luisa tak, jak powinniśmy. Nie daliśmy mu właściwie skonstruowanej linii obrony ani odpowiedniej rady, którą powinien był wtedy otrzymać – kontynuuje.
- Zwykle widzę zawodników naszego klubu jakby byli moimi dziećmi. Pierwszy raz poczułem, że naprawdę zawiodłem naszego zawodnika. Zawiedliśmy także cały klub i naszą społeczność – zachowywaliśmy się w niewłaściwy sposób.
- Jedyną wymówką, jaką mogę znaleźć, jeśli jest to właściwa wymówka, jest to, że nikt z nas nigdy wcześniej nie miał do czynienia z czymś takim i po prostu nie wiedział jak sobie z tym poradzić – od zarządu po niższe szczeble.
- Powinieneś był zobaczyć reakcję właścicieli na to wszystko. Oni byli bardziej niż po stronie Luisa i chcieli pozostać po stronie naszego napastnika. Nawet na poziomie zarządu, gdzie myślisz, że ci ludzie patrzą zawsze chłodno na każdą sytuację, w sposób obiektywny – potraktowali to tak samo emocjonalnie jak my. To wszystko było niewłaściwe.
Podczas fascynującego, godzinnego wywiadu Damien Comolli otwiera się na temat swojego czasu na Anfield, "niesprawiedliwości" decyzji Fenway Sports Group o zwolnieniu go w kwietniu 2012 roku, pojawienia się obecnego dyrektora sportowego Michaela Edwardsa oraz cech inspirującego kapitana Jordana Hendersona – dwóch kluczowych osobowości, które sprowadził do Liverpoolu.
Comolli był pierwszą znaczącą nominacją FSG, gdy w listopadzie 2010 r. został mianowany dyrektorem ds. strategii piłkarskiej. W marcu następnego roku został awansowany na stanowisko dyrektora ds. piłki nożnej, ale po rozpoczęciu poważnej fali wydatków zapłacił cenę za niepowodzenie po stronie Kenny'ego Dalglisha w rywalizacji o kwalifikacje do Ligi Mistrzów w latach 2011-12.
- Kilka miesięcy przed podjęciem pracy w Liverpoolu przeczytałem książkę 'The Green Monster' o historii Boston Red Sox i FSG, którzy są także właścicielami tej drużyny – wspomina Comolli.
- Wiedziałem, że właściciele byliby zupełnie bezwzględni, gdyby nie czuli się z czymś komfortowo i, rzeczywiście, byli wtedy bezwzględni wobec mnie. Wciąż czuję, że to była niesprawiedliwość. Wygraliśmy trofeum [Puchar Ligi] i dostaliśmy się do finału FA Cup, więc za mną dwa finały w tym samym sezonie.
- Nie mieliśmy pieniędzy, musieliśmy pożyczyć pieniądze, żeby kupić Luisa Suareza. Błagałem ich, żeby dali mi 21 milionów funtów na zakup Urugwajczyka. Poprzedni właściciele klubu powiedzieli mi, że pieniądze, które wydajesz w styczniu, to pieniądze z przelewu letniego, więc nie będziesz ich miał w lecie. Powiedziałem im, że nie ma problemu – stwierdza były dyrektor Liverpoolu.
- Nie było na tamten moment wystarczającej ilości pieniędzy, a rachunki zwiększały się gwałtownie. Mieliśmy też potencjalne problemy z Financial Fair Play. Wszyscy znają historię z poprzednimi właścicielami z [Tomem] Hicksem i [Georgem] Gillettem.
Po moim odejściu została zmieniona struktura klubu na poziomie własnościowym. Mike Gordon wniósł swoją osobą stabilność, do czego przyczynił się także nowy zarząd – John Henry oraz Tom Werner – a reszta to już historia.
- Mike Gordon pojawił się na scenie dopiero pod koniec mojego czasu w klubie. Szybko złapaliśmy wspólny język. Widać było, że to on był tym, który najlepiej rozumiał piłkę nożną. Słyszę bardzo dobre rzeczy o tym, w jaki sposób wciela swoją wizję do klubów, w których pracuje.
- John Henry zwraca szczególną uwagę na analitykę. Jest zawsze chłodny w ocenie, mówi prosto i do rzeczy. Tom Werner jest usposobiony bardziej serdecznie. Pochodzi z branży rozrywkowej. Oboje odnoszą ogromne sukcesy w pracy, ale mają różne osobowości, które całkiem dobrze się uzupełniają. Właściwe zarządzanie było wyzwaniem z powodu różnicy czasu i dystansu. Obaj mieszkają też w różnych miejscach w USA, co także utrudnia zadanie.
Właściciele poczuli, że Comolli zmarnował pieniądze na rynku transferowym po podpisaniu umów z takimi osobami jak Andy Carroll (35 milionów funtów), Charlie Adam (6,75 milionów funtów), Stewart Downing (20 milionów funtów) i – jeszcze wtedy – Jordan Henderson (16 milionów funtów). W latach 2011-12 Liverpool skończył sezon na ósmym miejscu.
- Kiedy podjęli decyzję o rozstaniu ze mną, chyba spanikowali – mówi Comolli. Brakowało im doświadczenia. Byliśmy na dobrej drodze, mieliśmy właściwych graczy i właściwe elementy w kontekście całej układanki. Zwolnili mnie jednego dnia, a tydzień później John Henry przyleciał do Liverpoolu, przeprowadzając ewaluację pracy reszty moich kooperantów.
- Niektórzy z moich byłych pracowników zadzwonili do mnie i przekazali trudne wieści - "nie uwierzysz, co powiedział Henry!"
Na spotkaniu powiedział: "O mój Boże, zwolniłem niewłaściwą osobę!”. To stwierdzenie zostało ze mną do dnia dzisiejszego. Kiedy słyszysz coś takiego, albo bierzesz zimny prysznic, albo biegasz przez półtorej godziny, żeby tylko przestać o tym myśleć!
Comolli twierdzi, że podpisanie kontraktu z Hendersonem, który przeżył trudny pierwszy sezon w Anfield po przeprowadzce z Sunderlandu, zostało głównie wykorzystane jako powód do jego zwolnienia.
Henderson udowodnił, że wątpiący w jego umiejętności nie mają racji i jest teraz zawodnikiem o najdłuższym stażu w drużynie. Jest współodpowiedzialny za sukces Jürgena Kloppa i jego drużyny w Lidze Mistrzów – jest bardzo blisko, aby zostać pierwszym kapitanem Liverpoolu o takim stażu, który najprawdopodobniej zdobędzie ze swoją drużyną tytuł, na który kibice The Reds czekają od 30 lat.
Comolli kontynuuje wywód – w dniu, w którym mnie zwolnili, powiedzieli, że popełniłem wielki błąd z Jordanem Hendersonem. Powiedziałem im na to - w porządku. Myślę, że się mylicie. Byłem przekonany, że Jordan będzie wyjątkowy i że zostanie kapitanem Liverpoolu, ponieważ posiada wszystkie atrybuty właściwego zawodnika i właściwej osoby.
- Cieszę się, że udało mu się to wszystko osiągnąć – wciąż myślę, że wiele jeszcze przed nim. Mógłby również wygrać coś na arenie międzynarodowej. Z Liverpoolem ma zamiar wygrać o wiele więcej trofeów i zasługuje na to w pełni.
- Właściwie wszyscy powiedzieli nam, że podjęliśmy złą decyzję. Zagraliśmy nim na zupełnie innej pozycji [w jego pierwszym sezonie], do której totalnie nie był przyzwyczajony – przyznaję się do tego. Jordan poszedł raz do biura Kenny'ego Dalglish'a i powiedział – Szefie, przepraszam. Bardzo przepraszam, że nie gram tak dobrze jak powinienem.
Kenny powiedział – O czym ty mówisz? Jestem bardzo zadowolony z twoich występów. Przykro mi, że grasz na złej pozycji, ale jesteś bardzo przydatny dla całej drużyny, ponieważ pracujesz tak ciężko i jesteś tak zdyscyplinowany taktycznie, że kiedy grasz po prawej stronie; pozwala nam to grać w ustawieniu 4-4-2. Nie martw się o to.
- To, co mnie najbardziej ujęło w Jordanie, to jego osobowość. Jest takim urodzonym zwycięzcą - sposób, w jaki podchodzi do gier, jest poza wszelką konkurencją - mówi Comolli.
- Po tym jak Liverpool przegrał w Barcelonie w zeszłym roku [w pierwszym półfinale Ligi Mistrzów], rozmawiałem z Arsene’m Wenger’em. Zapytałem go, co by zrobił na naszym miejscu. Powiedział: Pierwszym zawodnikiem, od którego zacząłbym ustalanie składu, jest Jordan Henderson. On jest duszą tej drużyny. W jego słowniku nie ma słowa jak „poddaję się”. On może nieść sam drużynę na swoich barkach. Dokładnie to się stało dziś, w aktualnym sezonie.
- Nawet pozycja nr 6, albo nr 8 jest dla niego idealna w Liverpoolu w układzie 4-3-3 – mówi były dyrektor sportowy – Jordan ma właściwie ułożoną stopę, świetną wizję i wygrywa w ilości podań.
Comolli ujawnił, w jaki sposób Henderson stał się celem transferowym dla klubu – stało się to dopiero po przeanalizowaniu danych dot. wskaźnika kreatywności graczy w Premier League.
- Narracja o Jordanie jest niesamowita. Zwerbowaliśmy go głównie poprzez odpowiednie statystyki. Przyglądaliśmy się innemu zawodnikowi, a gdy zebraliśmy dane, przyjrzeliśmy się odpowiednim metrykom – jednym z najważniejszych czynników był wskaźnik kreowanych szans na zdobycie bramki.
- Nagle ten dzieciak z Sunderlandu, ten 20-letni pomocnik defensywny, wspiął się na samą górę statystyki – z najwyższym wynikiem wspomnianego wskaźnika pośród atakujących zawodników w Premier League. W swoim pierwszym sezonie stworzył tyle samo szans co Steven Gerrard - mówi Comolli.
- Z całym szacunkiem dla Sunderlandu, ale on grał… dla nich. To nie był jeszcze Liverpool, i nie był to gracz jeszcze jak Steven Gerrard. Pomyślałem wtedy - poczekaj chwilę, mamy tu coś do zrobienia i do udowodnienia.
- Pamiętam, jak tego samego dnia wyciągnąłem jego dane dot. wskaźników związanych z wytrzymałością z meczu z Liverpoolem – to było spektakularne! Mógł biegać bez przerwy cały dzień. Zadzwoniłem do naszego głównego brytyjskiego scouta i powiedziałem - wiem, że widziałeś Jordana Hendersona, możesz mi o nim coś powiedzieć? Powiedział wtedy – kocham go, jest świetny, musisz się z nim pilnie zobaczyć.
- Te dane potwierdzały jego umiejętności i potwierdzały to także obserwacje scoutów. Kenny był absolutnym fanem potencjału Jordana. Kiedy szkocki menedżer go poznał, poraziła go jego osobowość, tak jak i mnie.
- Wszystkie wskaźniki spełniliśmy bardzo łatwo. Zabawne w tej całej historii jest to, że mój cały budżet opiewał wtedy na 15 milionów funtów. Nie mogłem o tym mówić głośno. Dzisiaj mogę powiedzieć, że bardzo trudno było Kenny'emu i mnie zdobyć 15 milionów funtów od właścicieli dla Jordana.
- Prezes Sunderlandu – Niall Quinn – chciał dużo więcej niż 15 milionów funtów. Powiedział, że nie zdaję sobie sprawy, jak dobry jest Jordan – że nie wiem, ile jest warty jego charakter i osobowość. Quinn opowiedział mi historię, jak to ostatnim razem, gdy grali mecz derbowy z Newcastle, już pod koniec meczu, Jordan wykonywał rzut wolny, a piłka wleciała daleko na trybuny, co oczywiste, otrzymał za to prześmiewcze przyśpiewki od fanów z Newcastle - wspomina.
Quinn opowiadał dalej – Jordan w następnym tygodniu wykonał około trzystu rzutów wolnych na treningu, ponieważ był na siebie tak wściekły. Odłożyłem telefon i pomyślałem, że jeśli taki jest jego typ osobowości, to powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby go zdobyć – stwierdził były dyrektor sportowy The Reds.
- Doszedłem do kwoty 16,75 miliona funtów, ku wielkiemu niezadowoleniu ówczesnych właścicieli, którzy absolutnie wykpili mój pomysł przez telefon, ale dali mi zielone światło. Zadzwoniłem do Kenny'ego i powiedziałem, że musi mi pomóc w tej sprawie – stwierdził wtedy, że i tak wynegocjowałem bardzo dużo i że jest to absolutnie świetny pomysł oraz mogę liczyć na jego pomoc – zdecydowanie było to ożywcze.
- Wiem, że Jordan miał przed nami spotkania z Manchesterem United i Arsenalem – natomiast już na bardzo wczesnym etapie stwierdził, że interesuje go tylko Liverpool i nic więcej.
- Jednym z najbardziej ruchliwych dni w pracy Comolli’ego był ostatni dzień okienka transferowego w styczniu 2011 roku. Liverpool sprzedał Fernando Torresa do Chelsea za rekordową kwotę 50 milionów funtów i wnet pobił swój własny rekord transferowy, kupując Andy’ego Carrolla z Newcastle za 35 milionów funtów.
Comolli opowiada dalej o sytuacji z Hiszpanem – miałem dni lepsze i gorsze podczas rozmów z Fernando Torresem i jego agentem. Ciągle powtarzałem, że nie możemy sobie pozwolić na to, żeby go puścić. Kupiliśmy Luisa Suareza, żeby mógł z tobą grać, a teraz, ot tak, chcesz iść gdzieś indziej! – opowiada o rozmowie z Torresem były dyrektor klubu znad Mersey.
- Ciągle mówiliśmy Chelsea, że Fernando nie jest na sprzedaż. Chelsea licytowała coraz wyżej i wyżej, aż do momentu, w którym doszła do momentu, że nie mogliśmy im odmówić – taka kwota była zapisana w kontrakcie Fernando.
- Ku zaskoczeniu wszystkich w klubie, Chelsea doszła do liczby z kontraktu. W noc przed ostatnim dniem okienka zadzwonił do mnie ktoś, kto nie miał nic wspólnego z transferami, a kto powiedział, że właśnie usłyszał od Newcastle, że możemy zabawić się wspólnie w sprzedaż Andy'ego Carrolla.
- Stanęliśmy wtedy w martwym punkcie, bo Fernando jechał do Londynu i nie wiedzieliśmy, kim możemy go zastąpić. Zgodziłem się na umowę z Newcastle tamtej nocy, ale kiedy następnego dnia włodarze Srok przeczytali w gazecie, ile tak naprawdę dostaliśmy za Fernando, wnet zmienili umowę i zwiększyli kwotę o 5 milionów funtów. To doprowadziło mnie do szaleństwa.
- W tym samym czasie kończyliśmy transfer Luisa Suareza. Był w moim biurze z żoną i córką. W pewnym momencie wydawało mi się, że muszę się nad tym zastanowić, zmienić własny sposób myślenia, otrzeźwieć. Poszedłem do biura Kenny'ego i rzuciłem do niego – myślałem, że zrobimy transfer Carrolla? Wiesz, jakie są tego konsekwencje?
- Wysłałem maila do właścicieli i powiedziałem, że potrzebujemy połączenia konferencyjnego. Powiedziałem, że taka jest umowa, raczej nic się nie zmieni, to jest to i wszystko, co możemy zrobić, takie jest ryzyko. Następnie głosowaliśmy. Wiedzieliśmy, że płacimy za Andy'ego i go chcemy, ale on był młody i bardzo typowy w kontekście profilu angielskiego piłkarza. Wiedzieliśmy również, że otrzymujemy niewiarygodne pieniądze od Chelsea, która w tym samym czasie rażąco przepłacała. Powiedziałem im wtedy, że jeśli coś się nie uda, będziemy mogli sprzedać Andy'ego za 20 milionów funtów do West Ham lub z powrotem do Newcastle czy Aston Villi. Co ciekawe, Andy został sprzedany na Upton Park za 20 milionów funtów kilka lat później.
- Około piątej ostatniego dnia transferowego zdecydowaliśmy się na to – kontynuuje wątek Comolli. Zadzwoniłem do agenta Andy'ego, a on zaczyna mówić, że chce to i tamto - to nie jest w porządku, jeśli płacisz 35 milionów funtów, to chcemy więcej pieniędzy – perorował jego reprezentant. Powiedziałem - to bardzo proste - oto moja oferta, okno zamyka się w ciągu sześciu godzin, weź ją lub zostaw, to zależy od ciebie, ja sam nie będę grać w żadne tego typu gierki. Kiedy oddzwonił po namyśle – zgodził się, a wszystko zostało uzgodnione, my sami musieliśmy zorganizować helikopter po Andy’ego.
- Chciałem podpisać obie umowy transferowe, ponieważ nie chciałem, aby ktokolwiek w przyszłości ponosił winę za to, że Fernando w sumie stał się graczem za 100 milionów funtów, a Andy skończył jako katastrofa.
- Powiedziałem wtedy sekretarzowi klubu, że to moja odpowiedzialność, więc w pełni świadomie składam swój podpis pod papierkową robotą. To było dość dziwne – podpisać przelew na 50 milionów funtów z jednej strony i 35 milionów funtów z drugiej.
Liverpool być może rozkwitł pod nieobecność Comolli'ego, ale mało znanym faktem jest, że były dyrektor stał się główną osobą odpowiedzialną za rekrutację Michaela Edwardsa, który początkowo został szefem ds. jakości i analizy w 2011 roku.
Edwards jest dyrektorem sportowym klubu od 2016 roku i jest powszechnie chwalony za swoją sprytną pracę na rynku transferowym. Comolli zawsze uważał, że Edwards jest stworzony na najwyższe stanowisko.
- Chciałem stworzyć dział analityczny i chciałem mieć kogoś z zapleczem zarówno piłkarskim, jak i analitycznym – mówi Comolli. Najtrudniejszą rzeczą, gdy masz do czynienia z danymi, jest to, aby móc je sensownie przetłumaczyć trenerom lub zawodnikom w taki sposób, aby były dla nich użyteczne. Musisz znakomicie jest interpretować.
- Właściwie to zapytałem wprost jednego z dostawców danych, który pracował wtedy w Premier League, że szukam faceta na stanowisko, który połączy mi te wszystkie elementy. Jeden z nich powiedział mi wtedy, że to zdecydowanie Michael Edwards, który wtedy był członkiem Tottenhamu. Wszyscy myśleli, że pracowałem z Michaelem w Tottenhamie, stąd jego późniejszy kontrakt, ale tak nie jest, nigdy z nim nie pracowałem.
- Zadzwoniłem do Michaela, wyjaśniłem mu stanowisko, które chciałem stworzyć, odbyliśmy kilka spotkań, a on przyjął tę pracę. To bardzo bystry facet. Długo ze sobą nie pracowaliśmy, ale kiedy odszedłem, powiedziałem mu na odchodne - teraz twoja kolej! - odpowiedział mi - nie ma mowy!
- Powiedziałem mu wtedy, że jestem tego bardziej niż pewny – czeka go więcej odpowiedzialności i zostanie w końcu dyrektorem sportowym.
- Wtedy przyszedł Brendan Rodgers, zastępując Kenny’ego i powiedział, że nigdy nie będzie pracował z dyrektorem sportowym, że nie pasuje mu to i to, uskuteczniając dalej swoje „bla, bla, bla”, a ja po prostu w to nigdy nie wierzyłem. Zawsze myślałem, że Michael będzie musiał trochę poczekać, ale w końcu specjalne stanowisko zostanie pod niego skrojone.
Czy Comolli zawsze wierzył, że FSG dostarczy chwałę z powrotem do Anfield?
- Nie mogę powiedzieć, że tak w istocie było – podkreśla Francuz. Myślałem, że ekipa potrzebuje wzmocnień, ale nie mieliśmy pieniędzy. Musieli podjąć decyzję o zainwestowaniu dużej ilości środków, żeby ratować klub – to wszystko zostało przeprowadzone dopiero później.
- To naprawdę zaczęło się od Luisa Suareza. To było w roku, w którym po prostu otarliśmy się o tytuł [2013-14]. Luis był tego katalizatorem i przeniósł drużynę, a także klub w zupełnie inny wymiar. Na wielu poziomach.
- Potem sprawy zaczęły zmierzać znowu w złym kierunku, kiedy Suarez odszedł. Nastąpiło tąpnięcie. Aby zapobiec powtórce z rozrywki – przeprowadzono dwa kluczowe spotkania. Jedne to powołania Kloppa na stanowisko trenera, a drugie to zorganizowanie całego klubu wokół osoby Michaela Edwardsa, który pracował jeszcze szerzej, niż przeciętny dyrektor sportowy. Ten zabieg pozwolił powrócić Liverpoolu znów na właściwe tory.
Comolli pytany o swoje przemyślenia dotyczące aktualnej kondycji Liverpoolu kończy krótkim stwierdzeniem – to, co się teraz dzieje, jest wspaniałe dla Liverpoolu i wspaniałe dla całego angielskiego futbolu.
Komentarze (9)
I po raz kolejny potwierdza się historia Torresa, który powiedział, że nie odejdzie jeżeli klub zakupi wartościowych piłkarzy, wedle życzenia dostał Suareza a i tak uciekł do Chelsea i spotkała go za to karma.
A co do Evry to jest już dawno po ptakach, Suarez ma swoje za uszami ale i tak dla mnie Evra to pi*da która jest winna tej całej sytuacji.