Co z oknem transferowym?
Pandemia koronawirusa wstrzymała rozgrywki Premier League i pozbawiła części dochodów angielskie kluby. Jak w tej sytuacji na rynku transferowym poradzi sobie Liverpool? Zapraszamy do lektury tekstu Paula Joyce'a.
Ole Gunnar Solskjaer już wyłożył karty na stół. Gdy futbol wróci po zawieszeniu, Manchester United ruszy na rynek transferowy, żeby spróbować z powrotem zameldować się w elicie.
To oznacza, że jeśli trzeba będzie wydać ponad sto milionów funtów na Jadona Sancho - podczas gdy klub sam ma problemy z opłaceniem rachunków - tak się stanie.
Manchester City potrzebuje stopera, a Chelsea napastnika. Newcastle United będzie próbowało wydać pieniądze szejków, po tym jak przejęcie klubu dojdzie do skutku. Zaś Everton ma już dogadany transfer obrońcy Lille, Gabriela Magalhãesa, i kilka innych zakupów w planach.
Po drugiej stronie Merseyside lato w Liverpoolu zależy od dwóch kwestii - jak bardzo klub potrzebuje wzmocnień i ile może obecnie wydać? Odpowiedzi na te pytania, podobnie jak niemal wszystko w obecnych okolicznościach, są dalekie od oczywistych.
To konsekwencja mądrej strategii rekrutacji i stosowania jej w praktyce na przestrzeni ostatnich lat. To dzięki Mike'owi Gordonowi, stojącemu na czele Fenway Sports Group, oraz dyrektorowi sportowemu klubu, Michaelowi Edwardsowi, wraz ze swoim zespołem, Liverpool jest w lepszej pozycji od swoich rywali na rynku transferowym podczas kryzysu spowodowanego koronawirusem.
Jürgen Klopp nie wydawał ogromnych sum minionego lata, a jego drużyna mimo to kontynuowała swój rozwój. Koniec końców, The Reds mają 25 punktów przewagi na szczycie tabeli i czekają tylko na to, kiedy zostaną mistrzem. Przegrali tylko dwa mecze w lidze od sierpnia 2018 roku. Nie posiadają większych słabości, a większość składu jest związana z klubem kontraktami do 2023 i 2024 roku
Oczywiście nie ma naturalnego zastępcy dla Andrew Robertsona, ale Klopp nie sprowadzi specjalisty od gry na lewej obronie po to, żeby przesiedział na ławce większość tygodni. Potrzebny jest raczej piłkarz uniwersalny, a nie przywiązany do jednej pozycji.
Istnieje też pogląd, że Liverpool potrzebuje wzmocnień, a Puchar Narodów Afryki zaplanowany na przełom stycznia i lutego przyszłego roku tylko wzmacnia to przekonanie, biorąc pod uwagę miesięczną nieobecność Sadio Mané i Mohameda Salaha. Większość doniesień skupiła się na Timo Wernerze z RB Lipsk, który przy każdej możliwej okazji nie kryje sympatii do Liverpoolu.
Wartość 24-latka jest dość niska jak na kogoś z takimi liczbami (88 goli w 155 meczach), ze względu na klauzulę odstępnego, której wysokość oscyluje między 30 a 50 milionami funtów. Taka cena jest jak promocja w obecnych warunkach.
Prezes RB Lipsk, Oliver Mintzlaff, powiedział jednak, że nie było do tej pory żadnego kontaktu ze strony Jürgena Kloppa w sprawie Timo Wernera. Pojawiły się też głosy, że niemiecki napastnik nie będzie grał regularnie. W takim wypadku wydawanie dużej kwoty na transfer, a potem na tygodniówkę, jest trudniejsze do uzasadnienia.
Następstwa finansowe kryzysu, wywołanego przez koronawirusa, są oczywiste i to nawet dla siódmego najbogatszego klubu na świecie (cofnijmy się o dekadę i wyobraźmy sobie taką sytuację za panowania Hicksa i Gilletta).
Liverpool wydaje około 6 milionów funtów tygodniowo na pensje, choć ze względu na przymusową przerwę od gry kwota ta mogła nieco spaść.
W poprzednim sezonie Liverpool zarobił na dniach meczowych 84 miliony funtów, więc biorąc pod uwagę, że wypadają tylko cztery mecze u siebie, nie powinno to mieć aż tak złego wpływu na finanse klubu.
Niemniej jednak niepewność wkrada się znowu, jeśli pomyśleć, że następny sezon rozpocznie się bez udziału kibiców, co jest prawdopodobne, biorąc pod uwagę planowany zakaz zgromadzeń do 2021 roku. W poniedziałek klub oznajmił, że wstrzymuje sprzedaż karnetów na przyszły sezon i te wpływy również pozostaną zamrożone.
Niedługo w życie wejdzie umowa sponsorska z Nike, która będzie gwarantować Liverpoolowi 30 milionów funtów rocznie. Klub zgodził się na nieco gorsze warunki bazowe w porównaniu z obecną umową z New Balance, która gwarantuje roczne wpływy w wysokości 45 milionów, jednak Nike zaoferowała dodatkowo wypłatę 20 procent od sprzedaży sprzętu z logiem The Reds, co okazało się dla klubu być bardziej opłacalne. Jeśli jednak sklepy są zamknięte, a wpływy rozciągnięte w czasie, wątpliwości wracają.
W tym roku miała rozpocząć się ekspansja Anfield Road o wartości 60 milionów funtów, jednak biorąc pod uwagę, że 1800 z 7000 dodatkowych miejsc jest uzależnionych od obecności loży, czy baru, Liverpool musi sprawdzić, czy wszystko się sumuje. Tak więc jedynie sektory gości odczują gorsze czasy.
Kiedy prezes Liverpoolu, Peter Moore, napisał list do fanów o odwróceniu decyzji o rządowym wsparciu dla pracowników klubu, nagłówki przyćmiły prosty przekaz. To nazwisko prezesa widniało na liście, jednak ukazywał on postawę właścicieli klubu - FSG:
- W duchu przejrzystości musimy również jasno powiedzieć, że mimo iż przed kryzysem byliśmy w dobrej sytuacji, nasze dochody zostały odcięte, a nasze wydatki pozostały - pisał prezes The Reds.
- I jak prawie każdy sektor społeczeństwa odczuwamy ogromną niepewność i troskę o naszą teraźniejszość i przyszłość. Jak każdy odpowiedzialny pracodawca zainteresowany pracownikami w obecnej sytuacji, klub nadal przygotowuje się do szeregu różnych scenariuszy, w których futbol może wrócić do działania tak jak przed pandemią. Te scenariusze wahają się od najlepszego przypadku do najgorszego, bierzemy też pod uwagę wszystko pomiędzy.
- Jest nieuniknioną prawdą, że niektóre z tych scenariuszy wiążą się z ogromnym spadkiem przychodów, przy odpowiednio nieprzewidzianych stratach operacyjnych. Tak duży wpływ na te istotne zasoby finansowe miałby oczywiście negatywny wpływ na naszą zdolność do działania tak, jak robiliśmy to wcześniej.
W czasach świetności Liverpoolu zawsze istniało przekonanie, że drużyna potrzebuje odświeżenia co sezon. Gdyby tak nie było, klub byłby winny stania w miejscu. Wtedy jednak Bob Paisley nie musiał zmagać się z pandemią.
Jednak na długo przed tym, jak pojawił się koronawirus, trwały dyskusje na temat przydatności Curtisa Jonesa, Neco Williamsa i Harveya Elliotta do włożenia większego wkładu w przyszły sezon.
Mając w garści 19. tytuł mistrzowski, planowano, co trzeba zrobić, aby wygrać nr 20 i nr 21. Promowanie od wewnątrz nie może być odrzucone jako łatwa lub tania opcja, ponieważ standardy nigdy nie były wyższe niż teraz.
Takumi Minamino przybył w styczniu, a Klopp będzie również liczył na Japończyka, że ten wyjdzie na pierwszy plan, kiedy rozpocznie się sezon 2020/2021, wiedząc, że Adam Lallana odejdzie po wygaśnięciu umowy.
Następnego lata kontrakty kończą się Georginio Wijnaldumowi i Dejanowi Lovrenowi, do tego czasu może będziemy mieli większą jasność, co do ich przyszłości. W weekend Lovren przedstawił własne przemyślenia na temat sytuacji Liverpoolu.
- Trzon zespołu jest tutaj, zaczynając od menedżera - powiedział stronie internetowej klubu.
- Od samego początku wykonuje świetną robotę. Pokazał wszystkim, że ma umiejętności i wie, jak zarządzać drużyną w złych i dobrych chwilach.
- Nie przestawaliśmy pracować, to jest główny punkt - pozostaliśmy głodni. To jest to, co wniósł. Zawsze jesteśmy głodni i pozostaniemy głodni. Gdy spróbujesz dobrego posiłku, chcesz spróbować jeszcze raz. To nas popycha. Chcemy pokazać wszystkim, do czego jesteśmy zdolni.
- Jeśli będziemy trzymać ważnych graczy i rdzeń zespołu przez wiele lat, to będziemy się rozwijać.
Nie wiadomo, czy ten rdzeń zostanie doładowany, czy też instynkt każe Liverpoolowi trzymać się wytyczonego szlaku, zamiast skręcać. W końcu może być pocieszony wiedzą, że wszyscy inni wciąż nadrabiają zaległości.
Paul Joyce
Komentarze (4)
Arsenal też zbudował sobie gigantyczny stadion i co z tego ma? Nic od kilkunastu lat. Trzeba to wszystko wypośrodkować i to normalne ,że ludzie domagają się Wernera i jakiegoś LO. To nie Mbappe za 300 milionów.
Nie sztuką jest kupowac, rozbudowywac, unowoczesniac za olbrzymie kwoty. Sztuka jest nie zadluzyc klubu na dziesiatki lat i rozsadne wydawanie kasy.